3.05.2015

#jeden.powitanie

I wish you'd hold your stage with no feelings at all

- Może być?
Alma zatrzymała się w pół kroku, zaszczycając mnie krótkim, krytycznym spojrzeniem. Spojrzeniem prawdziwego bazyliszka. Potem zacmokała głośno jak ciotka Janka przed wygłoszeniem kazania i ostatecznie zaśmiała się perfidnie. Po chwili u jej boku pojawił się Mikołaj odziany w swoją ulubioną koszulę i podarte, rock'n'rollowe dżinsy, które pamiętały czasy liceum. Tylko ja stałam tam wystrojona jak szczur na otwarcie kanałów. 
- Może być? - ponowiłam pytanie, naiwnie licząc, że z ich ust padnie choć jedno słowo pochwały. Naprawdę lubiłam tę czarną sukienkę i chciałam, by świat w końcu dostrzegł kryjącą się w mej figurze kobietę. Jednak na ich twarzach nadal malowało się rozbawienie i poniekąd politowanie dla mych marnych prób wykrzesania z siebie kobiecości. 
- A te szpilki to próba samobójcza?
- Kochanie, to wabik Klary na mężczyzn. Jak już będzie pijana to zamiast iść, potknie się i wpadnie w ramiona jakiegoś przystojniaka - skitowała Alma, znikając w swoim pokoju. Tylko Miko postanowił dotrzymać mi towarzystwa i z nutą powątpiewania lustrować moje wieczorne odzienie. 
- Mógłbyś okazać mi więcej litości, chamie - mruknęłam, wykręcając się w stronę lustra. Być może sandały na wysokim obcasie nie były mocnym elementem mojej stylizacji, ale reszta wydawała się jak najbardziej pasować na taką imprezę. Dziewczęcy wdzięk połączony z drapieżną nutą kobiecości. Urodziny Zośki były pierwszą imprezą, na która szłam po swoim powrocie. Rok spędzony w Anglii zupełnie mnie ogłupił i pozbawił wyczucia stylu. W Bath chodziłam ubrana albo jak robotnik fabryki cukierków albo pełnowymiarowa opiekunka dla dziecka. A gdy ktoś łaskawie zaprosił mnie na kawę, piwo lub do klubu, ze swojej nowo skompletowanej szafy wyciągałam ubrania, które babcia nazwałaby wysoce niedzielnymi. Nigdy nie byłam dziewczyną, która ubierała sukienki bez okazji. Przez dwadzieścia dwa lata swojego życia preferowałam podkoszulki i jeansy, kiedy więc tkwiłam w brytyjskim świecie, zdana tylko na gust swój i Magdy, postanowiłam to zmienić. Moja kobiecość musiała wyjść na salony. Jednakże tu, w Toruniu, nikt nie doceniał ani mojej elegancji ani tym bardziej moich starań. Klara w sukience to Klara śmieszna. 
- Wyglądasz jak skrzyżowanie Brienne z Tarthu i Cersei. 
Mikołaj odezwał się w końcu, jednak z jego ust nie wypłynął żaden komplement. Gdyby sytuacja była inna, pewnie zaśmiałabym się z jego wyszukanego żartu, pukając w czoło. 
- Czyli i tak lepiej od ciebie - zripostowałam, zamykając się w pokoju. W akcie prawdziwej rozpaczy wyjęłam z szafy czarne spodnie i rozciągnięty szary sweter. Byłam niemal przekonana, że tym strojem zachwycę wszystkich obecnych i przy okazji nie zrobię z siebie pośmiewiska. I właściwie nie szukałam męża, więc robienie na kimkolwiek wrażenia również nie było istotne. Na korytarzu założyłam jeszcze stare trampki i starłam z ust czerwoną szminkę. Normalna, przeciętna do bólu i niedbała Klara. Gdybym wplotła we włosy kilka papierków i kawałek skórki od banana już zupełnie upodobniłabym się do kloszarda spod naszego bloku. 
- Jak chcesz to umiesz wyglądać jak Klara. 
Amelia wyszła w końcu z łazienki, uśmiechając się złośliwie. Jej zielone, świdrujące oczy przyglądały mi się uważnie, zapewne wyszukując kolejnego elementu do krytyki. Kochałam Almę jak siostrę, ale czasami chciałam ukręcić jej łeb i rzucić na pożarcie wilkom. Na dodatek przed okresem stawała się nieznośna i samolubna, co tylko potęgowało moje uczucia. 
- Nie wiem czy styl kloszarda pasuje do tak światowej kobiety - odparłam spokojnie, poprawiając włosy. Ruda zaśmiała się głośno, przytrzymując ściany. Nie rozumiałam, dlaczego nikt nie potrafi zaakceptować mojej przemiany. Czy to było aż tak nienaturalne? W końcu i Mikołaj wyścibił nos zza drzwi pokoju, a zmierzywszy mnie od stóp do głów skinął głową, jakby dawał przyzwolenie na wyjście w czymś tak pospolitym. 
- Dbam o twoje serce, Klara. A co gdybyś w tej sukience zawróciła komuś w głowie? Nadal masz złamane serce po Gary'm, po co pakować się w kolejne kłopoty?
- Powiedziałaś mu!
Alma przybrała skruszony wyraz twarzy, starając się nieco złagodzić mój gniew. Sprawa Gary'ego była sprawą tajną. Nikt o niej nie wiedział, oprócz oczywiście Almy, bowiem nie należałam do osób, które rozprawiałby o swoich uczuciowych porażkach na prawo i lewo. A Nephwick należał do tej właśnie haniebnej kategorii. Spodziewałam się, że Miko pozna tę historię, jednak nie oczekiwałam, że Wieczorek sprzeda mnie tak szybko. 
-  Oj, Klara, przecież nie ma w tym nic złego. 
- Zamknij się, Bazyl. Idziemy? Zaraz się spóźnimy przez wasze gadulstwo, wścibstwo, chamstwo i tendencję do krytyki. 

Drogę z Bema na Broniewskiego przemierzyliśmy w ciszy. Sobotni wieczór był nad wyraz spokojny jak na tę porę dnia. Bez problemu przeszliśmy przez pasy na Fałata, co zazwyczaj należało do wyczynów niemal ekstremalnych. Mikołaj trzymał w dłoni torebkę z prezentem a Amelia z kolei odpisywała na jakiegoś ważnego maila od promotora. Wyglądaliśmy jak trójka zagubionych wycieczkowiczów z turnusu nocnej straży. Wszyscy ubrani na czarno, poważni i gotowi na atak. Wieczór zapowiadał się idealnie. Nasza niedyspozycja spowodowana była oczywiście tygodniem powitalnym, który urządzili mi państwo Bazyl. Alma z Mikołajem wprawdzie nie byli jeszcze małżeństwem, jednak ich stażem związkowym mogłam pozwolić sobie na takie uogólnienie. Spędziliśmy więc ostatnie sześć dni na piciu szkockiej na zmianę z Martini i wódką. Rok rozłąki sprawił, że mieliśmy sobie wiele do powiedzenia. Moje doświadczenia z Anglii wymagały co najmniej dwudniowej opowieści; historie z wakacji i roku akademickiego Amelii i Mikołaja potrzebowały dokładnie takiej samej długości. Piątego dnia po prostu siedzieliśmy, śmialiśmy się i dopijaliśmy resztki, jakie nam pozostały. W międzyczasie Miko chodził pracować do Czeskiego Snu a Alma do Manekina. Życie studenta pełną parą. 
Dotarłszy na Broniewskiego dwadzieścia jeden, stanęliśmy przed drzwiami mieszkania Zośki, przywdziewając uśmiechy prawdziwego zadowolenia. 
Nie wiem tylko czy wory pod oczami mogły wskazywać na to samo. 
Po chwili w progu pojawiła się sama jubilatka - prawie pijana i ucieszona tak, jakby właśnie zobaczyła przed sobą Brada Pitt'a. 
- Hello moi mili! Ale co tak spóźnieni?!
Popatrzyliśmy na siebie zaskoczeni, wkraczając do jamy szaleństwa. 
- Och, no... wiecie... przecież mam problemy z dwudziestą i osiemnastą! 
Alma jęknęła przeciągle, przysuwając się do Mikołaja. Tak jakby to chuchro miało ją obronić przed moim atakiem furii. Bazyl w odpowiedzi roześmiał się głośno, a Zośka skwitowała to gwizdnięciem. Zrezygnowana rozejrzałam się po mieszkaniu, dostrzegając kilka osób, z którymi chodziłam na lektorat i krąg zachłannych (cztery wredne współlokatorki Zośki). Z głośników wydobywały się jakieś rockowe dźwięki a nozdrzy dobiegała ciężka woń jaśminu. Z marszu założyłam, że Aneta, najgorsza z przyjaciółek Zośki, specjalnie wylała na siebie tyle perfum. Ta idiotka była nieobliczalna i robiła wszystko, by zepsuć mi humor. W końcu wręczyliśmy brunetce prezent i wtargnęliśmy z impetem w rozszalały tłum. 
Pierwszą godzinę spędziłam siedząc na kanapie, wlewając w siebie drinki i opowiadając o swoim fascynującym życiu w Anglii. Z przyczyn wielu byłam zmuszona ubarwić swoją historię. Nikt chyba nie chłonąłby z takim zainteresowaniem opowieści o ciężkiej pracy, ośmiu godzinach snu, zmęczeniu i braku życia towarzyskiego. Być może uradowałby ich fakt nieszczęśliwej miłości, ale ten temat należał jednak do nienaruszalnych i wciąż bolesnych. Szyłam więc barwne opowiastki, zabawiając tłum żądny mięsa. Sprzedawszy im wszystkie te bajki, mogłam swobodnie ubiegać się o dyplom w pełni wykwalifikowanego oszusta. 
Przed dwudziestą drugą temat dyskusji diametralnie się zmienił. Wykorzystując fakt, że nie byłam już w centrum uwagi i na dodatek wydawałam się być niespotykanie trzeźwa, przeprosiłam towarzystwo, udając się do toalety. Mikołaj z Almą prowadzili ożywioną dyskusję z Arturem i Klaudią, a krąg zachłannych popijał cichaczem Jacka Danielsa przy wejściu do kuchni. Posłałam im chłodne spojrzenie, a potem zamknęłam się w łazience, gdzie spędziłam dobre dwadzieścia minut. I tyle wystarczyło, by świat kompletnie o mnie zapomniał. Gdy na nowo znalazłam się w salonie, wszyscy porozbijali się na mniejsze grupki i prowadzili iście pijackie rozmowy. Moich uszu dobiegały najrozmaitsze słowa, które w konsekwencji nie miały ze sobą zbyt wiele wspólnego. Rozejrzałam się uważnie po mieszkaniu, a dostrzegając uchylone drzwi balkonowe, ruszyłam w tamtym kierunku. Po drodze zgarnęłam jeszcze ze stolika dwie butelki piwa i uradowana przemknęłam na zewnątrz. Chłód nocy musnął delikatnie moje rozgrzane policzki, przez co na moment zamknęłam powieki, rozkoszując się tym wspaniałym uczuciem. W powietrzu unosił się zapach dymu papierosowego i nie wiedzieć czemu czekolady. 
- Papierosa? 
Wykręciłam się w stronę, z którego dobiegł mnie męski głos. W samym rogu na fotelu siedział znajomo wyglądający chłopak. Jednak przez ciemność nocy nie byłam w stanie dostrzec w pełni jego twarzy. Zbliżyłam się więc, odkładając na podłogę butelki. Przez chwilę przyglądałam mu się bacznie, by ostatecznie stwierdzić, że ten tajemniczy przystojniak przypomina mi Gary'ego. Ten sam kolor włosów, kształt oczu i szczęki. Ideał każdej Klary Marszał na tym padole łez. 
- Wszystko w porządku? - zapytał, najwidoczniej nie wiedząc, jak odebrać moje, bądź co bądź, nienaturalne milczenie. 
- Nie znam cię. 
Bardzo niemądra Klara. Głupia Klara. 
Mój nowy znajomy uśmiechnął się jedynie, najwyraźniej wyczuwając jak durną babą jestem. Zważywszy, że większość kobiet nie przejawia predyspozycji do inteligentnych rozmów, moja wypowiedź mogła go jedynie utwierdzić w tym przekonaniu. 
- Marcel Kamiński - odparł, podając mi rękę, którą ścisnęłam po chwili. Podczas tego krótkiego kontaktu fizycznego odnotowałam, że jego skóra jego dłoni jest miękka i zarazem szorstka. Po prostu silna i niezwykle męska. Choć doznania te bardziej powodował fakt, iż ów mężczyzna przypominał mi przeklętego Gary'ego.
- A ty Klara Marszał? 
Po raz kolejny przejął inicjatywę, domyślając się chyba, że tylko idiota liczyłby na w pełni wymiarową odpowiedź. 
- Jestem aż tak sławna?
Zaśmiał się, pociągając z butelki łyk piwa. Nawet w tym był męski. A ja już pijana. Przekonałam się o tym w momencie, gdy moje spojrzenie lubieżnie oceniało jego łóżkowe możliwości. Naprawdę byłam idiotką, która powinna nosić na głowie worek i udawać stracha na wróble. Wtedy przynajmniej nie zrobiłabym sobie krzywdy. 
- Wiem, że bardzo tego pragniesz, ale akurat przechodziłem obok, gdy opowiadałaś historię o wymowie swojego imienia i nazwiska przez Anglików. 
- To masz papierosa?
Marcel wyjął z kieszeni paczkę papierosów, racząc mnie jednym z nich. Nie byłam nałogowym palaczem. Właściwie żaden ze mnie nałogowiec, ale poziom wstydu wskoczył właśnie z jedynki na solidną dziesiątkę i nie potrafiłam normalnie opanować swojego roztrzęsienia. Przy przystojnych facetach zawsze traciłam rezon i robiłam z siebie pośmiewisko. Kamiński był tego doskonałym przykładem.
Siedzieliśmy w milczeniu przez kolejne pięć minut, wydmuchując w ciemność kłęby drażniącego dymu. Blondyn otworzył mi piwo i znowu siedzieliśmy obok siebie, kompletnie nic nie mówiąc. Tak było o wiele lepiej. 
- Podobało ci się w Anglii?
Cholerny pan pogadajmysłonko. Wzruszyłam ramionami, ostatecznie stwierdzając, że to całkiem neutralny temat. Nie musiałam silić się na uprzejmości, a i on w ostateczności mógł pociągnąć temat swoimi doświadczeniami bądź durnymi pytaniami. Koniec końców stwierdziłam, że być może Marcel wcale nie jest wredną świnią i jego celem nie jest trwałe dręczenie biednej Klary. 
- Pierwsze cztery miesiące były cudowne, ale potem chyba mi się to wszystko przejadło. Owszem, jest lepiej niż w Polsce pod względem finansowym, ale kiedy nie masz obok siebie przyjaciół to nagle traci to sens. I tak wracam tam na studia, ale to już konkretny cel i marzenie, więc myślę, że tym razem będzie inaczej. 
- Masz tam rodzinę?
- Kuzyna z żoną i dzieckiem. Właściwie to zawsze łatwiej mieć tam kogoś. Łatwiejszy start i dodatkowe wsparcie. 
Kolejne pytania dotyczyły miasta, pracy i doświadczeń: lepszych, gorszych i tych najdziwniejszych. Kamiński słuchał mnie uważnie, od czasu do czasu uśmiechając się uroczo. Ogólnie należał do tego typu mężczyzn, których już po dziesięciu minutach znajomości można określić mianem uroczego. A ja byłam typem kobiety, która uwielbia nadużywać tego określenia. Uzupełnialiśmy się więc idealnie. Jedyne co mnie zastanawiało to małomówność mojego towarzysza. Zazwyczaj zadawał pytania, a potem słuchał i gorliwie przytakiwał. Atencja o jakiej marzy każda kobieta! Nie wiem czy to z powodu wypitego alkoholu czy też potrzeby wygadania się, kompletnie zignorowałam absencję Marcela, skupiając się na niedogodnościach swojego angielskiego życia i kilku naprawdę dobrych wspomnieniach. 
- Najgorsza była samotność. Niby miałam z kim gadać, mieszkałam z Maćkiem i Magdą, ale bywały wieczory, kiedy wydawało mi się, że nic dobrego nie może mnie już spotkać, że wyczerpałam jakiś chory limit. Czułeś się tak?
Chłopak wzruszył ramionami, wyraźnie nie poczuwając się do werbalnej interakcji. Stwierdziłam wówczas, że to najwyższa pora, by zmienić temat i wciągnąć go w wir wspomnień. W końcu byliśmy na urodzinach i dziwnym było siedzenie w kompletniej ciszy i wpatrywanie się w zasypiające miasto. 
- Skąd znasz Zośkę? - zapytałam niemądrze, przejmując jego rolę. Teraz to ja zadawałam pytania, licząc, że pan niemowa zechce uraczyć mnie jakąś ciekawą historią. Moc alkoholu była nieopisana. Z jednych robiła królów balu a drugich wtrącała w piwnice milczenia. A z Klary Marszał zrobiła poetkę pierwszej klasy. 
- Znajoma z ogólniaka - odparł wymijająco, podsuwając mi kolejną butelkę piwa i papierosa. 
- Tylko tyle? Żadnych pikanterii? 
Zaśmiał się ponuro, zaciągając dymem. Po chwili dołączyłam do niego, czując jak powoli zaczyna szumieć mi w głowie. 
- Uważasz, że jakakolwiek pikanteria mogła mnie połączyć z Zośką?
Pokręciłam głową, przyglądając mu się dłuższą chwilę. Faktycznie Marcel nie był w typie Zośki. Brak zarostu, ułożone, zadbane włosy i czyste ubrania świadczyły na jego niekorzyść. Sienkiewicz nigdy nie spojrzałaby na niego jak na obiekt seksualny. Co poniekąd było bardzo pocieszające. 
- To co robisz? 
Westchnął, a potem upił kilka łyków piwa. Z profilu naprawdę przypominał Gary'ego i nie potrafiłam zatrzymać nacierając na mnie uczuć. Nephwick nadal był żywy w mojej pamięci i na dodatek nieustannie idealny. Nawet po całej tej durnej historii, wciąż pałałam do niego beznadziejnym, chorym i absurdalnym uczuciem. Wygląd mojego towarzysza tylko utrudniał tą i tak już fatalną sytuację. 
- Studiuję informatykę - odpowiedział, jednak i w tym wyczułam coś na kształt niepewności. Tak jakby z jednej strony chciał mi coś wyjawić, ale z drugiej powstrzymywały go wyznawane zasady i inne temu podobne. Istniała również szansa, że byłam pijana już w sztok i każdy gest odbierałam na opak. 
- To musi być ciekawe. Podziwiam ludzi, którzy znają się na komputerach. 
Roześmiał się. Szczerze i niezwykle ciepło, na co zareagowałam chyba zbyt emocjonalnie. Nagle nad twarzą chłopaka zamigały różowe serduszka, czyniąc go obiektem moich nocnych westchnień. Marcel opakowany w ciało Gary'ego. Choć potem czułam się z tym fatalnie, to w tamtym momencie głęboko wierzyłam, że obok mnie siedzi właśnie on. Moja wielka zakłamana miłość. Kompletnie wyparłam ze swojej świadomości obecność jakiegoś nieznanego mi chłopaka, napawając się moim chorym wytworem. 
Kiedy moje pytania przerodziły się w bełkot, Marcel pomógł mi wstać z podłogi i wsparł mnie na swoim silnym ramieniu. Zaśmiałam się, przylegając do niego. On również szedł chwiejnym krokiem, jednak i tak o wiele stabilniejszym niż mój. Tuż przy drzwiach balkonowych potknęłam się, wpadając prosto w niego. Nasze klatki piersiowe zetknęły się, a twarze dzieliły ledwie milimetry. Nie mam pojęcia kto był pierwszy. Czy ja ze swoim chorym wyobrażeniem Nephwicka czy zaskoczony Marcel. Nasze usta tak po prostu zetknęły się na dłuższą chwilę, oddając przyjemnością chwili. Mój umysł płonął od doznań i obrazów Anglika. W moim chorym przekonaniu, całowałam się z Gary'm a nie z jakimś tam blondasem z imprezy. Czułam jak moje serce wyrywa się z piersi i pragnie pognać w ramiona mojej niespełnionej, brytyjskiej miłości. Chłodny powiew wiatru otrzeźwił mnie na moment, przez co byłam w stanie odsunąć się od mojego towarzysza niedoli. I z przerażeniem odkryłam, że stojącym naprzeciwko chłopakiem jest, o dziwo, Marcel. Marcel, z którym siedziałam na balkonie pół wieczora i który jest cholernie podobny do przeklętego Nephwicka. 
- Ups 
Zdobyłam się tylko na to. Coś co ani nie wyrażało zadowolenia ani złości. Bezpieczna opcja dla chorych psychicznie desperatek. Marcel z kolei patrzył na mnie zaskoczony, jakby nie wiedząc, co właściwie powinien zrobić albo czy w ogóle powinien w cokolwiek się teraz angażować. Naszą niewygodną ciszę przerwał Mikołaj, który nie zważając na mojego nowego kolegę, złapał mnie za rękę, ciągnąc do wyjścia. 
- Miło było poznać, pa! - zdążyłam rzucić na jednym wydechu, podążając za moim supermenem. Pierwszy raz w życiu byłam tak wdzięczna Bazylowi za zabranie mnie z jakiegoś miejsca. 
- Szukam cię i szukam! Alma jest już na korytarzu, zwijamy się. Krąg zachłannych wszczął awanturę, lepiej wracajmy - dodał konspiracyjnym szeptem, zamykając za nami drzwi. I tak oto bez pożegnania z kimkolwiek opuściliśmy mieszkanie na Broniewskiego dwadzieścia jeden. 

Mój powrót bez oporów mogłabym nazwać dreptaniem starego, smutnego żółwia. Uwieszona ramienia Almy, tuptałam powolnie, walcząc z zawrotami głowy. Tak pijana i osłabiona nie byłam już dawno. Autentycznie chciałam umrzeć. Mikołaj naśmiewał się ze mnie, wymyślając jakieś durne przyśpiewki, od których miałam ochotę zwymiotować na jego buty. Zapobiegliwa Amelia uprzedziła jednak moje zamiary, nakazując chłopakowi po prostu się zamknąć. Sto metrów przeszliśmy więc w kompletniej ciszy, wsłuchując się jedynie w jakieś miejskie pohukiwanie. 
- Widziałeś może byłego Anety? - ruda podniosła wzrok na chłopaka, wyraźnie czymś zaniepokojona. 
Miko wzruszył ramionami, co zarejestrowałam spod przymrużonych powiek. 
- Jestem pewna, że o to jej się rozeszło. 
Brunet ponownie wzruszył ramionami, ucinając tym samym domysły swojej ukochanej. 
- O szo wam chodzi s Anetką? - wydusiłam, zaśmiawszy się uprzednio. 
- Opowiem ci jak wytrzeźwiejesz. 
Zanim zdążyłam zaprotestować, Alma zatkała mi usta dłonią, wymuszając tym samym zamilknięcie.  W przeciągu kolejnych pięciu minut znaleźliśmy się już w mieszkaniu, gdzie Bazylowie odtransportowali mnie do własnego łóżka. Wieczorek pomogła mi jeszcze ubrać piżamę i w chwilę później spałam już jak zabita, śniąc o idealnie skrojonych ustach fałszywego Gary'ego.  

10 komentarzy:

  1. No nie mogę! chciałabym, by to opowiadanie było po prostu... zabawne? przyjemmne? proste? - kradniesz mi pomysły, moja droga, albo mamy jakieś synchronizowane mózgi :P
    A z sensownym komentarzem wpadnę jak przeczytam rozdział... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje ogarnięcie sprawiło, że teraz piszę komentarz z telefonu, także jak napiszę coś głupiego, to zrzucę na niego XD W ogóle żałuję, że przeczytałam tak późno, teraz przynajmniej będę wiedziała, żeby nie odkładać tego na później, bo ten blog ma szansę stać się moim ulubionym blogiem. W sumie... teraz chyba nawet nie mam ulubionego bloga, no, do głowy mi przychodzi jeszcze Ogniskowe migotanie, więc oba blogi mogą powalczyć, hiehiehie :D W ogóle świetnie bawiłam się, czytając, fajnie postacie plus poczucie humoru - nie mogło być inaczej. Dramaty dramatami, ale coś zabawnego też trzeba umieć napisać.
      Klara jest świetna, na swój specyficzny sposób oczywiście. Myślę, że zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest idealna i zachowuje dystans. No hej, nikt nie lubi zadufanych w sobie i przekonanych o swojej perfekcji postaci, szczególnie damskich. Ach, i jeszcze chciałam dodać, że Klara jest również na swój sposób UROCZA :D Nie wiem jak ona sama zareagowałaby na takie stwierdzenie, pewnie by nie uwierzyła.
      Alma i Miko jako prawdziwi przyjaciele rozkładają mnie na łopatki, szczególnie przy akcji z sukienką XD Boże, to takie miłe, że pilnują, aby nikt się w Klarze nie zakochał <3 XD Obiecaj mi, proszę, że będzie ich więcej... :)
      Co ja mogę powiedzieć o Marcelu? Ma podobne imię i jest informatykiem - ja mam słabość do informatyków, szczególnie jednego :) Klara będzie pamiętać, że go pocałowała? :D
      Okej, trzecia stacja już za mną, szaleńcze tempo, a już mi nic do głowy nie przychodzi, więc kończę komentarz i oczekuję już kolejnego :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Hej;) My się chyba nie znamy, ale to nic. Wpadłam tu po Twoim komentarzu na jakimś tam blogu, a że spodobał mi się szablon i fakt, że jest tylko jeden rozdział (ah ta szczerość) to postanowiłam go przeczytać. Nie spędziłam nad tym wiele czasu, ale nawet tych kilku chwil zupełnie nie żałuję! Dlaczego? Bo bardzo spodobał mi się Twój styl pisania i kawałek historii, który tu zaprezentowałaś. Przede wszystkim ogromnym plusem dla mnie jest prostota tej historii i zabawny klimat jak wprowadzasz poprzez postać głównej bohaterki. Jest ona zwyczajną, prostą dziewczyną, która w żaden sposób się nie wyróżnia, nie ma jakiś nadzwyczajnych zdolności i wyolbrzymionych problemów. Jest taką swojską babką, z którą mogę się bez problemu identyfikować. Mega podobało mi się też to, że ta nieudana miłość troszkę przysłania jej świat i może stać się sprawcą wielu problemów albo zabawnych sytuacji. Chociażby jak z tym Marcelem. Nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu gdy wyobraziłam sobie jak podczas tego pocałunku marzy i czuje obecność Gary'ego. Wyszło ci to przekomicznie, ale w pozytywnym znaczeniu. Jestem ciekawa czy ona w ogóle będzie go pamiętać :D

    Co jeszcze mogę napisać? Widać, że wiesz co robisz. Piszesz tak, że mam wrażenie, że całą historię już z góry zaplanowałaś. Jest lekko, humorystycznie, przyjemnie i mega zachęcająco. Czasem takie, z pozoru, proste historie są najlepsze, gdy człowiek wie jak się za to zabrać. A po tym rozdziale mam wrażenie, że ty to wiesz doskonale. Bardzo przyjemnie czytało mi się ten rozdział! ;)

    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Klara jest zagubiona, ale i nielinearna. Polubilam ją. Niby towarzyska, ale nie do konca, lubi utrzymywać pewne rzeczy w tajemnicy. Jestem ciekawa postaci Garry'ego, podejrzewam, ze chloapkmzawrocil jej w głowie i zostawił. Sama nie wiem,czy to dobrze, że ten Marcel jest do niego taki podobn z wyglądu. Byleby z charakteru nie był... Bo niby mało mowil, ale wrażenie zrobił. Pdoobają mi się przyjaciele Klary, sa tacy pozytywnie zakręceni. Podejrzewam, ze byłym Agatki moze byc wlasnie marcel, chyba dobrze zrobił, ze ja zostawił. No coz, ciekawe, co bedzie dalej ;) na razie swietnie przedstawiasz swiat, w ktory, dzieje się akcja, troche szkoda byłoby przenosic to potem znow do Anglii, ale zobaczymy ;) zapraszam na zapiski-condawiramurs na nowosc

    OdpowiedzUsuń
  4. Oficjalnie przyznaję, że uwielbiam Klarę. Za jej dystans do siebie. Za to, że jest taka urocza i zabawna… Za to, że ma fajnych przyjaciół (chociaż akurat ta akcja z sukienką była nieco nietrafiona… dziewczyna się stara, chce wreszcie wyglądać elegancko, a oni ją tak zniechęcają… zazdrośnicy jedni, no! :D).
    Ciekawe, czy ona będzie pamiętać o tym małym incydencie z Marcelem… I ciekawe w jakich okolicznościach znowu na siebie wpadną (bo obstawiam, że jednak na siebie wpadną xd).
    Swoją drogą, nie tylko Klara zdaje się być fajna, bo i Marcel chociaż na razie zawitał tylko na chwilkę, to jednak wydaje się mieć zadatki na naprawdę interesującego bohatera. I ma najwidoczniej szczęście, bo przez to, że nieco przypomina pewnego pana z imieniem na literkę „g”, został przez Klarę od razu konkretnie zaatakowany (chociaż pewnie to nie tylko kwestia jego domniemanego podobieństwa do Gary’ego, ale i też procentów pochłoniętych przez K. :D) A w ogóle jestem ciekawa tej historii Klary z G. Musiał facet jej zajść za skórę, oj musiał xd
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rezerwuję miejsce na jutro :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro to to nie jest, ale przeprosiny jak najbardziej na czasie :)
      Och, rozkoszna ta Twoja Klara. Taka swojska, ale w pozytywnym znaczeniu, a pod wpływem alkoholu robi się wprost cud, miód i orzeszki :) Nawet nie wiedziałam, że przez cały ten czas brakowało mi takiej bohaterki, bo mogłabym ją wyobrazić sobie jako co najmniej kilka dziewczyn z mojego otoczenia i to bardzo przyjemne. Na dodatek fajnie, że akcja miała miejsce na balkonie, bo o ile mieszkanie go ma, to tam na imprezach dzieją się najlepsze rzeczy.
      Alma i Miki są wspaniali. Chyba i jako przyjaciele Klary i jako para, po cichu liczę, że będzie o nich coś więcej.
      A Marcel? Ja również podziwiam osoby, które mają na co dzień do czynienia z komputerami, bo ja jestem kompletna noga i swego czasu baaardzo doceniałam związek z infromatykiem xD Oczywiście miał więcej zalet niż magiczne palce, które wyczyniały cuda z moim, wtedy wiecznie rzężącym jak nawet nie wiem co, pecetem.
      Ach, jeszcze Gary! Zalazł pannie Klarze za skórę, ale nie na tyle, żeby nie całować się z jego prawie sobowtórem... Ciekawie, ciekawie.
      Zaczynam coraz bardziej lubić to opowiadanie, a może na razie Klarę, bo to dopiero pierwszy rozdział. Na tę porę roku, okoliczności i tym podobne, jest genialne :)
      Oby tak dalej.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Klara jest taka kochana, zagubiona i odrobinę nieporadna <3
    A Amelia i Mikołaj strasznie kojarzą mi się z Doctorem Who, chyba głownie ze względu na imię Amelii i wizerunek Mikołaja. Szkoda tylko, że ja naprawdę nie lubię tej łączącej ich miłosnej relacji i teraz mi to jakoś dziwnie interferuję z Twoją historią...
    Oj niestety z parami często tak jest, że wszystkie cudze tajemnice stają się wspólne :p
    Strasznie podobał mi się opis całej imprezy i tego stopniowego zapadania się w MarceluwydającymsięGarym.
    Ja nie wiem jak ty to robisz, kobieto, że sprawiasz, że Twoje historię są takie cudowne.
    I czy ja dobrze zrozumiałam, że to poniekąd opowieść autobiograficzna?
    Wybacz długość komentarza, ale ostatnio coś wyjątkowo mi nie idą :(
    Pozdrawiam gorąco,
    maxie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nigdy nie zwróciłam uwagi na podobieństwo z doctorem who! może dlatego, że w mojej głowie Alma to Alma i jakoś tak Amelia sama w sobie mi do niej nie pasuje :D ale nie był to efekt ani odrobinę zamierzony, to chyba we mnie siedziało (nadal przeżywam 11 doctora).
      Nie jest to opowiadanie autobiograficzne (na całe szczęście! :D). Atmosfera opowiadania i sytuacja w mieszkaniu Klary i sama Klara, są zainspirowane moim życiem tutaj i odczuciami jakie czasami miewa. Historia z Marcelem nie należy do historii własnych XD
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! :)

      Usuń
  7. No ej, nie dodał mi się komentarz. Kurde mać. :C
    Dobra, ogólnie napisałam, że jesteś mistrzynią. Pokocham to opowiadanie ze względu na Klarę (dobra, przez Twoją narrację pierwszoosobową, ale ciii) I dodałam jeszcze, że Mikołaj loffki, bo Matt i że Marcel mało się nagadał, ale coś czuję, że złamie serduszko naszej nieogarniętej uroczo Klarze i przy tym mi też. :D
    Czekam na dalej :D

    OdpowiedzUsuń