tag:blogger.com,1999:blog-52737937417507469322024-03-06T06:10:02.033+01:00[...] i nie wiem co jest dla mnie dobre mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.comBlogger18125tag:blogger.com,1999:blog-5273793741750746932.post-33827521533783084602016-07-27T18:07:00.002+02:002016-07-27T18:07:07.163+02:00*<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatnimi czasy moja internetowa aktywność przeżywa kryzys. Powodów jest wiele, aczkolwiek nie jest to miejsce ani czas nad ich rozważaniem. Każdy w swoim życiu przechodzi lepsze lub gorsze momenty i zaprzestaje pisania. Przyznaję: przestałam pisać. Pomimo kołaczących się po głowie pomysłów, nie jestem w stanie ubrać tego w słowa, nie wspominając o samym pisaniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie chcę zniknąć, nie pozostawiając śladu, dlatego więc postanowiłam zostawić tutaj adnotację. Nie chcę wskazywać daty powrotu albo go obiecywać, bowiem nie jestem pewna czy cokolwiek się zmieni. Nie wykluczam również całkowitego przeniesienia swojej twórczości na wattpada. Pod pewnymi względami jest to o wiele wygodniejsze rozwiązanie, mimo iż uwielbiam blogspota i możliwość zmiany wyglądu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Tak czy inaczej, to nie jest pożegnanie. Za cel obrałam sobie zakończenie tej historii i pomimo obecnej martwoty, liczę, że odzyskam siły i dobrniemy razem do ostatniego rozdziału. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ilość rozdziałów do przeczytania powoli mnie przytłacza i sprowadza falę wyrzutów sumienia, dlatego też postaram się dotrzeć w każde miejsce w przeciągu najbliższego miesiąca. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
*Wpis dotyczy wszystkich blogów</div>
mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-5273793741750746932.post-41756309988171536722016-06-17T22:00:00.001+02:002016-06-17T22:01:27.813+02:00#czternaście.konwersacje<i>I won't let you control my feelings anymore<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></i><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Poniedziałek przywitał mnie deszczem, wichurą i brakiem Internetu. Spojrzałam z żałością na laptopa, zastanawiając się, jak wiele bólu muszę jeszcze doświadczyć w swoim życiu, by zacząć ten właściwy rozdział. W mieszkaniu panowała cisza, co nie było niczym niezwykłym zważywszy na to, że zegar miał za moment wybić południe. Jeszcze raz przeczytałam komunikat o awarii sieci i jej przywróceniu w przeciągu najbliższych godzin. Mogłam poczytać książkę, albo obejrzeć jakiś serial, który przypadkowo ściągnęłam pół roku temu, ale na każdą z tych myśli miałam ochotę tylko zwymiotować. Ostatecznie podjęłam heroiczną decyzję, założyłam bluzę leżącą na podłodze i wyszłam do kuchni </div>
<div style="text-align: justify;">
Gdzie czekała na mnie Alma. </div>
<div style="text-align: justify;">
To że nie idę na zajęcia, wiedziałam już tydzień temu i miałam naprawdę dobre usprawiedliwienie. Jednak Amelia Wieczorek, która rzadko opuszczała zajęcia, siedząca jak gdyby nikt przy kuchennym stole, była dziwnym zjawiskiem. Przed nią stały dwa parujące kubki z kawą, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że powodem, dla którego poświęciła swoją studencką karierę, jestem ja. Westchnęłam cicho, zajęłam miejsce i czekałam na pierwsze pytania. Poniekąd ucieszył mnie widok rudej. Pomimo wszystko potrzebowałam rozmowy; kilku chwil na wyrzucenie z siebie myśli i wykrzyczenie tego, co zalegało na obrzeżach mego umysłu. Ponadto Alma była jedyną osobą, której mogłam powiedzieć o swoich uczuciach, nie będąc przy tym wyśmianą. Potrzebowałam kogoś, kto zwyczajnie powie mi, że jestem durna i nie mogę wiecznie skupiać się na negatywnych stronach życia. A kto inny mógł to zrobić lepiej od niej?</div>
<div style="text-align: justify;">
Usiadłam naprzeciw niej, tracąc ochotę na jakikolwiek posiłek. W myślach odliczałam do dziesięciu, mając nadzieję, że Wieczorek przejmie kontrolę nad tą rozmową i nie będę musiała rozpoczynać tej parady żalu i jadu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak się czujesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyłam brwi, wykrzywiając usta w grymasie. Tego się nie spodziewałam. Co najważniejsze jednak, nie znosiłam tego durnego pytania. Co miałabym niby odpowiedzieć? Czuję się nijak, jestem stertą odpadów, które rozłożą się pod ziemią i tyle ze mnie zostanie co nic. Jednak wątpiłam, by ta odpowiedź była satysfakcjonująca. Oczywiście sytuacja z Almą wyglądała inaczej, aczkolwiek i tak uważałam, że nie powinna mnie o to pytać. Ani dzisiaj ani nigdy. Posłałam jej więc wymowne spojrzenie, na co tylko uśmiechnęła się niewyraźnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chcesz przedyskutować sprawę ojca?</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzruszyłam ramionami, upijając łyk kawy. Kiedyś musiałam przez to przebrnąć. Wprawdzie nie pozostawało w tym temacie wiele do powiedzenia, jednak nie mogłam tego pozostawić bez komentarza. Wówczas Alma uznałaby, że jestem zbyt zraniona, by pozwolić sobie na rozmowę, więc nie pozostawał mi wielki wybór. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Doszłam do wniosku, że muszę sobie odpuścić i iść dalej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ruda pokiwała głową zrezygnowana. Dla niej pierwszym etapem zażegnania konfliktu była oczywiście rozmowa, co w przypadku mojej rodziny stawało się syzyfową pracą. Nie potrafiłam rozmawiać z ludźmi o moich uczuciach, no chyba, że za dużo wypiłam albo mój poziom rozgoryczenia przekroczył akceptowalny poziom.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie jest rozwiązanie. Wiem, że Tomasz jest teraz wściekły, ale za tydzień, no może dwa – dodała widząc moje spojrzenie – zapomni o tym i pewnie będzie chciał się dogadać. Boże Narodzenie zapasem, więc powinniście zażegnać konflikt. </div>
<div style="text-align: justify;">
Prychnęłam tylko, zastanawiając się, od kiedy Alma jest tak wierząca i kiedy zaczęła wierzyć w świąteczny pokój. Związek z Bazylem strasznie ją zmieniał. Czasami zastanawiałam się, jakby wyglądało nasze życie, gdyby Amelia była singielką. Wtedy mogłybyśmy mieć przynajmniej psa albo kota, i żaden Mikołaj nie mógłby zabronić nam tego, usprawiedliwiając się alergią. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, Klara, przestań zachowywać się jak mała dziewczynka. Masz dwadzieścia dwa lata i pora być dojrzałą osobą, nawet jeżeli banda osłów dookoła ciebie ci tego nie ułatwia. I nie przerywaj mi – dorzuciła szybko, kierując we mnie demoniczny palec. – Bądź lepsza od nich! Zapomnij o urazie, złości i uczuciach, skup się na sobie i swoim szczęściu. To że przestaniesz rozmawiać z ojcem, zmieni cokolwiek w twoim życiu? Tak myślałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wpatrywałam się w nią zdziwiona, nie wiedząc, czy to właściwy moment, by wstać, zacisnąć usta w wąską linię i zamknąć się w pokoju. Jednocześnie wiedziałam, że Alma ma rację. Nie mogłam się tak zachowywać. Jej rada nie miała na celu osłabienia mojej życiowej stabilizacji, a wręcz przeciwnie, jej umocnienie. Mogłam oczywiście się obrażać, być nadętą paniusią, która na każde słowo krytyki wybiega z piskiem, ale taka postawa mnie męczyła. Chciałam konkretnych rad. A jak inaczej miałam je dostać, jak nie siedząc i słuchając?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem, że to jest ciężkie, ale on już podjął decyzję i ośmielę się stwierdzić, że to nieodwołalne. Musisz to przyjąć do wiadomości. Ma żonę, niebawem urodzi mu się dziecko i cóż, stare czasy, gdy byłaś jego oczkiem w głowie, miną. Ale to nie znaczy, że kocha cię mniej lub wcale. Pogódź się z tym, odpuść i idź przed siebie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kiwnęłam głową, wpatrując się w kubek z kawą. Czerń napoju nie pomagała w doborze słów. Ktoś zmył mi głowę i cóż, potrzebowałam tego, jednak przyznanie się do błędów i wprowadzenie zmian nie było łatwe. Wieczorek kontynuowała niezrażona, nie czekając na moją odpowiedź. Właściwie wydawało mi się, że zadowalało ją moje milczenie. W ten sposób mogła przedstawić mi swój punkt widzenia bez zbędnego dramatyzmu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Niebawem sama zaczniesz tworzyć swoją rodzinę, skupisz się na kimś kogo pokochasz i…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobra, trochę teraz przesadziłaś – zaoponowałam szybko, buntując się nagle. Alma popłynęła stanowczo za daleko w swoim wykładzie. Mogliśmy zatrzymać się na ojcu. Nie musiała rozpoczynać tego tragicznego tematu dotyczącego mojego życia miłosnego. Na tym etapie nie sądziłam, by istniał mężczyzna, dla którego mogłabym stać się tą jedyną. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie bądź sceptyczną, nieszczęśliwą krową. Kiedyś to nadejdzie!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Krowy to miłe, urocze zwierzęta, przestań je obrażać – odparłam ironicznie, podpierając twarz na dłoniach. Teraz byłam znudzona. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mam ochoty się z tobą kłócić, ale postanowiłam, że będę szczera, bo to jest to czego potrzebujesz. Nie mogę cię popierać, widząc, że jesteś nieszczęśliwa. Potrzebujesz kopa w tyłek i jeżeli to sprawi, że nie będziesz się do mnie odzywać to trudno. Wiem, że warto i że za jakiś czas to zrozumiesz. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kiwnęłam głową z braku pomysłu na głębszą interakcję. Miała rację, po co więc miałam się odzywać. Amelia zrobiła dłuższą przerwę, przyglądając mi się z troską. Potem nastąpiła długa przemowa, na której koniec mogłabym się nawet rozpłakać, gdyby okazało się to filmem, a nie moim własnym życiem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś wspaniałą osobą, Klara, nigdy nie wmów sobie, że jest inaczej. Spotykasz dupków, bo nie potrafisz zrozumieć, że jest w tobie coś, o co trzeba walczyć, a nie tylko sobie wziąć. Nie pozwalaj swoim uczuciom przejmować kontroli i nie rób z siebie królowej dramatu. Wiem, że to twoja osobowość, ale zanim popadniesz w rozpacz, możesz przyjść i ze mną pogadać. Z Mikołajem też, przecież nie gryzie, a czasami potrafi ustrzelić dobrą radę. Tak czy inaczej, wiem, że zajdziesz właściwego faceta i wtedy zrozumiesz, co czuje rodzic i że czasami warto pójść na kompromis. Być może nie popieram twojego taty, ale najpierw z nim porozmawiaj i znajdź przyczynę jego zachowania, a potem dopiero skreśl albo urządź aferę. Nikt nie jest bez winy w tej sytuacji. Bądź tą mądrzejszą, pokaż, że jesteś dojrzała i tak się zachowujesz. Wierzę w ciebie i wiem, że to umiesz. Jeżeli zbudujesz życie na złości, nigdy nie spotka cię nic dobrego. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiem, co wyrażała moja twarz. Być może zdziwienie, być może zastanowienie albo zwyczajnie niezrozumienie. W każdym razie Alma zaśmiała się gromko, a potem wstała, wyjęła z szafki ciastka, które zrobiła w weekend i nastawiła wodę na kolejną kawę. Czekał nas ciężki dzień. Dzień, który powinien nieść za sobą dobre zmiany, a nie byłam pewna czy to będzie takie łatwe. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dzięki, od dzisiaj będę dobrym harcerzem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Klara… </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem, przecież żartuję. Tu chodzi o moje dobro i moje szczęście, wiem to przecież. Dobrze wiesz, że niektórych rzeczy nie można przeprogramować w godzinę. Potrzebuję czasu. Faktycznie jestem uparta i zawzięta, ale po prostu taka jestem. Potrzebuję czasu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ruda kiwnęła głową, rozciągając usta w pełnym otuchy spojrzeniu. Rozumiała to. Była jedną z tych nielicznych osób, które potrafiły zrozumieć to, jak często bywam skomplikowana w obyciu. Była też jedną z tych osób, które fakt ten nie przerażał. W tym momencie uświadomiłam sobie, że powinnam pójść na kolanach do Częstochowy, by podziękować losowi za jej obecność w moim życiu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przez chwilę wymieniałyśmy niewiele warte zdania, które skoncentrowane były na minionych wydarzeniach. Opowiedziałam jeszcze raz to, co wydarzyło się w sobotę i wyjaśniłam powód swojego stanu. Wieczorek nie zaśmiała się, tak jakbym mogła przypuszczać, wysłuchała mnie jednak do końca, raz po raz wzdychając cicho. W tym momencie nasza konwersacja powinna się zakończyć głupim żartem i wzdychaniem do widoków za oknem. Amelia jednak nie miała zamiaru przepuścić okazji na pogaduchy. Wyczuwając okazję, wysunęła kolejne pytanie, które zbiło mnie z pantałyku. I uderzyło w czuły punkt. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A o co chodzi z Marcelem?</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdybym w tym momencie piła kawę, sok lub jakąkolwiek inną ciecz, zapewne udławiłabym się albo wypluła wszystko na podłogę. W zamian jednak otworzyłam usta w oznace zdziwienia, gorączkowo poszukując dobrej wymówki. Temat Kamiennego Serca był dość niezręczny, zwłaszcza po tym wszystkim co dla mnie zrobił. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A o co ma chodzić? Był świetnym towarzyszem, mógłby zarabiać tym na życie – zaśmiałam się nerwowo, co nie uszło uwadze Almy. Posłała mi znudzone spojrzenie, prychając cicho. Doskonale wiedziałam, co myśli i jakie słowa padną z jej ust. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Przejdźmy do konkretów. Dlaczego byłaś na niego wściekła? Pola jest nim oczarowana, wasza babcia też i tylko ty wydajesz się po prostu spychać go na jakiś margines? Ktoś inny mógłby pomyśleć, że jesteś zazdrosna, bo zabrał ci uwagę, ale ja, Klara, znam cię i wiem, że to sięga o wiele głębiej. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zakładam, że Pola również powiedziała ci, że znalazła nas rozmawiających nocną porą między jakimiś krzakami? – zapytałam złośliwym tonem, mrużąc złowieszczo oczy. Moja siostra potrafiła sprzedać mnie za bezcen. Tym bardziej jeżeli chodziło o jakieś spekulacje, ciekawe historyjki i dramaty. Alma mruknęła coś niezrozumiale, czym tylko mnie rozbawiła. Rozbawiła niemal do łez rozpaczy. Myśląc o Kamińskim chciałam się rozpłakać. Nie wiedziałam dlaczego, ale zwyczajnie miałam ochotę schować głowę w poduszkę i zawyć jak samotny wilk. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, powiedziała! – usłyszałam po dobrej minucie naporu bazyliszkowym spojrzeniem. Wieczorek nigdy nie opierała się temu zbyt długo. – Wiem, że do niczego nie doszło, ale zakładam, że Marcel coś powiedział i przez to chodzisz struta. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie tylko przez to – dodałam cicho, nie mijając się z prawdą. Miałam na głowie wiele problemów, Kamienne Serce, owszem, znajdował się na liście, ale nie zajmował pierwszego miejsca. Właściwie powinnam odpuścić sobie facetów. Na całe życie. Byłam tym zmęczona. Wyczerpana nieustanną gonitwą myśli. Pomimo to nie potrafiłam znaleźć dobrego rozwiązania. Bo niby jak miałabym o tym zapomnieć? Wyprać sobie mózg, wziąć tabletkę od dziwnego gościa na Bydgoskim* i stracić pamięć? To były jedyne pomysły, na jakie mogłam się zdobyć. Nie lubiłam się angażować, a mimo to nieustannie to robiłam. Niezależnie od samej siebie. Wystarczyło jedno spojrzenie, drobna pomoc i niewielka iskra, by mój mózg zaczął pracować na dziwnych falach. Nie znosiłam tego stanu, jednak co mogłam zrobić? Wściekać się, trochę popłakać i ostatecznie dojść do wniosku, że jestem chora psychicznie. Gary wciąż tkwił na tyle moich wspomnień, rozdrapując stare rany. Bywałam naiwna do granicy możliwości, bowiem goniłam za miłością jak jakaś dzika zwierzyna za partnerem w okresie godowym. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiedz to, Klara. Nie będę się śmiać, po prostu musisz się wygadać i może jakoś temu zaradzimy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnęłam cicho. Czułam się ja czterolatek, który coś zbroił i plątał się w zeznaniach. Bałam się nawet myśleć o tym, nie wspominając o wypowiedzeniu na głos. Wszyscy mówili, że po wielkich wyznaniach nadchodzi ulga, ja mimo wszystko wiedziałam, że spalę się ze wstydu i będę rozpatrywać tę wypowiedź kolejne trzydzieści lat mojego nędznego życia. Bo byłam Klarą Marszał i nie mogłam sobie odpuścić. Po prostu, cholera, nie mogłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zamknęłam więc powieki, licząc, że w ciemności będę odważniejsza, a słowa przestaną być tak skomplikowane. Musiałam uwolnić te straszne, zalegające w kątach myśli. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Po prostu rozmawialiśmy i dotarliśmy do tematu balkonu… i po prostu powiedział mi, że to nie miało znaczenia. I nie chodzi o to, że powinno – dodałam szybko z obawy, że Alma może się wtrącić i zniszczyć ten moment szczerości – ale po prostu to było niespodziewane i chłodne. Wiem, że mnie nie znał, że to ja prawdopodobnie go pocałowałam i że ludzie robią ciągle takie rzeczy, ale po prostu…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chciałaś uwierzyć, że to co dla ciebie robi wynika z czegoś więcej? – dokończyła smutno, dotykając mojej drżącej dłoni.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tak jak podejrzewałam, nie poczułam się lepiej. Dalej chciałam zwymiotować. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiedział, że nie interesują go nowe związki i że póki co ma dość – wyszeptałam, sama nie wiedząc, po co to mówię. Nie było to w żaden sposób istotne, czułam jednak, że wiąże się to z moim paskudnym humorem. Te słowa osiadły spokojnie na tyle mojego umysłu, wiercąc małe, bolesne dziury. Kamiński był ze mną szczery. Pewnie nawet nie domyślał się, jak na to zareagowałam, bo niby dlaczego miałam być wściekła? Też nie chciałam związku. Ponadto wyjeżdżałam do Anglii i nie miałam ochoty na łzawe romanse. Jeżeli cokolwiek miałoby wyniknąć (a zdecydowanie nie było na to szansy) i tak zakończyłoby się to fiaskiem. Dlaczego więc tak się zadręczałam? </div>
<div style="text-align: justify;">
Wypowiedziałam to wszystko na głos zaskakując tym i siebie i, jak zauważyłam, Almę. Ruda wpatrywała się we mnie z błyskiem zainteresowania, wyraźnie przejęta tym, co z siebie właśnie wydobyłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem, że był tam cudowny. Naprawdę mi pomógł, ale po tym wszystkim po prostu poczułam, że mam dość, a jego obecność mi nie pomaga. Alma, on jest zbyt…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Idealny? – podpowiedziała szybko, na co kiwnęłam głową. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kamienne Serce był idealny. Jakkolwiek durnie i śmiesznie to brzmiało, Marcel miał w sobie to coś, o czym marzyła większa część dziewczyn. Był przystojny, uprzejmy, dojrzały, troskliwy i pomocny, taktowny i zwyczajnie między tym wszystkim uroczy. Potrafił podbić serce każdej babci, cioci i mamy w promieniu tysiąca kilometrów. Jego urok zadział też na mnie. Choć przyznaję, że to cmoknięcie na balkonie też odegrało swoją rolę. Wszystko to stało się więc pożywką dla mojego cierpienia. Nie potrafiłam sobie z tym poradzić po ludzku. Nie potrafiłam machnąć ręką i udawać, że nic nie czuję. A te przeklęte lekcje angielskiego niczego nie ułatwiały. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba tak. Właśnie tak – przytaknęłam bez entuzjazmu, wzdychając ciężko. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jakkolwiek ciężko ci nie jest, nie możesz go traktować jak wroga. Jesteś nim zauroczona, co mnie nie dziwi, tak między nami mówiąc. Nie powiem ci, jakie jest jego podejście, ale domyślam się, że był z tobą szczery. Faceci nie owijają w bawełnę, a przynajmniej jeżeli chodzi o uczucia, to nie robią tego często. Traktuje cię jak koleżankę, a że trochę was łączy w pewien sposób, to po prostu jest miły. Możesz mieć w nim dobrego kumpla, więc naprawdę nie marnuj tego na jakieś uczucia. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak mam to zrobić?</div>
<div style="text-align: justify;">
Amelia uśmiechnęła się, słysząc nutę zniecierpliwienia w moim głosie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Traktuj go dobrze, jak kolegę, kogoś kto ci pomógł. Rozmawiaj z nim i nie myśl o tym, co ci siedzi w głowie. Bądź naturalna. Nie traktuj go jak najgorsze zło, bo chłopak pomyśli, że jesteś stuknięta. Wykazał się dobrą wolą, pomógł ci i ułatwił ten dzień, więc nie bądź niewdzięczną świnią. Na początek rekomenduję przeprosiny. Idź po lekcji i mu powiedź, że to był ciężki czas. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiałam się, szukając jakiejś ironicznej odpowiedzi. Jednakże doskonale wiedziałam, że to ma jakiś sens. Ukryty bo ukryty, ale było to o wiele lepsze od bezczynności. Mogłam przeprogramować sobie mózg. Wmówić sobie, że to nieistotne i iść dalej. W lipcu Marcel stałby się obrazem za mgłą, niewinnym wspomnieniem, okazją do przelotnego uśmiechu. Musiałam tylko przetrwać tych osiem miesięcy, co nie było wielką ceną. W Anglii wszystko miało się zmienić. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A mogę mieć przy sobie nóż? </div>
<div style="text-align: justify;">
Alma pokręciła głową, najwyraźniej nie wierząc w powodzenie swojej misji. Ja z kolei zaśmiałam się tylko, wzruszając ramionami. Musiałam się z tym przespać. Poprzestawiać trybiki w głowie, ustanowić poziom priorytetów i przegryźć żal. Marcel był dobrym kandydatem na coś więcej, jednak nie dla mnie. Mogłam wzdychać do niego po cichu, mogłam obdarzyć go jakimś uczuciem, a nawet być nim zauroczoną, ale to nie mogło wyjść poza ramy przyzwoitości. To po prostu mogło tylko koegzystować ze mną w trybie ciszy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Potrzebuję czasu, to nie tak, że chcę na siłę to zmarnować, ja po prostu jestem zmęczona – odparłam wyjątkowo spokojnie, czując jak łzy napływają mi do oczu. Ostatnio byłam nazbyt uczuciowa. Szans na ciążę nie miałam, więc pozostawało mi wierzyć w to, że zwyczajnie miałam za sobą i przed sobą ciężki okres. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie zmarnuj tego, Klara.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po tych niezwykle poważnych słowach, które mogły zapisać się w dziejach historii, Amelia Wieczorek wstała od stołu, popatrzyła w okno, by ostatecznie odłożyć kubek do zlewu i chwilę później zniknęła za drzwiami łazienki. Zostałam więc sama, pogrążona w myślach i zrezygnowana. Wszystko było szare. Przeraźliwe szare i w tym momencie tak bardzo pragnęłam wskoczyć do machiny czasu i po prostu ominąć te miesiące napięcia. Niepewność tak bardzo bolała. Nie czułam nic prócz zmęczenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kamienne Serce nie odezwał się, co wprawdzie mnie nie zaskakiwało. Nie miał powodów, żeby się ze mną kontaktować. Tak jak i ja nie miałam powodu, żeby cokolwiek do niego napisać. Pomógł mi i na tym nasza znajomość się zakończyła. Teraz był tylko nauczycielem. Tak zwyczajnie. Jakkolwiek głupio to brzmiało. Kiedy więc nadszedł piątkowy wieczór i zdałam sobie sprawę, że nadszedł czas, by wdrożyć swój plan w życie, opadłam na fotel, drżąc na całym ciele. Różnica między wbijaniem sobie głupot do łba, a ich autentycznym zrealizowaniu była kolosalna. W desperackim akcie próby ratowania swojego zdrowia psychicznego, wyjęłam z szafki tabletkę na uspokojenie, zaaplikowałam ją z dużą ilością wody i ruszyłam ku przeznaczeniu. Na zajęcia dotarłam minutę przed rozpoczęciem. Kamiński siedział już na swoim miejscu i poprawiał jakieś teksty. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie był nawet znudzony. Usiadłam na samym końcu, wyjęłam zeszyt z piórnikiem, a potem wsparłam się na ławce. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To zaczynamy! </div>
<div style="text-align: justify;">
Podniosłam wzrok, napotykając jego zielone tęczówki skierowane prosto na mnie. Gdybym mogła wybiegłam stamtąd, krzycząc jak opętana. W jego spojrzeniu nie było nic szczególnego, właściwie było to raczej spojrzenie z rodzaju tych zwyczajnych, ale mimo wszystko poczułam się po prostu źle. Marcel przechylił nieznacznie głowę, uśmiechnął się ledwie dostrzegalnie i przeszedł do prowadzenia zajęć, które, jak się na koniec okazało, były jednymi z najtrudniejszych i uświadomiły mi w jakim lesie jestem ze swoimi umiejętnościami. Ten tydzień wydawał się mnie nie oszczędzać. Na każdym kroku uświadamiałam sobie jak daleko mi do osiągnięcia życiowego spokoju. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kilka minut przed ósmą sala opustoszała. Oprócz mnie i Kamińskiego w pomieszczeniu znajdował się jeszcze Przemek, który równie dobrze mógł mieć na imię Bartek. Nigdy nie mogłam go zapamiętać. Rzeczony więc mężczyzna podszedł do mnie speszony, uśmiechając się sztucznie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Masz może ochotę gdzieś wyjść razem po zajęciach? – zapytał ni z gruszki ni z pietruszki, czym zbił mnie z pantałyku. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, nie potrafiąc wydusić z siebie słowa. Przede wszystkim dlatego, że byłam mało asertywną osobą i nie potrafiłam odmówić, nie chichocząc jak idiotka. I prawda była też taka, że nie miałam ochoty szlajać się po mieście z kimś, kogo nie znałam i poznać nie chciałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dzisiaj jestem zajęta, może innym razem – wydukałam bez przekonania, rozciągając usta w grymasie, który miał być uprzejmy, a ostatecznie pewnie okazał się grymasem bólu. Chłopak kiwnął głową, powiedział coś mało zrozumiale i pożegnawszy się z Kamińskim opuścił salę. Kamienne Serce przez moment grzebał usilnie w jakiejś czerwonawej teczce, aż w końcu łaskawie zmierzył mnie od stóp do głów. Jego twarz wyrażała zmęczenie, rezygnację i coś jeszcze, czego nie byłam w stanie uchwycić. Nie miałam jednak zamiaru zajmować sobie tym głowy. Chciałam tylko naprawić swój błąd i rozpocząć wieczór z czystą kartą, tak by nie mieć sobie nic do zarzuceni (i przy okazji spełnić wolę Amelii Wieczorek). Stanęłam naprzeciw niego, wyraźnie spięta i nieco rozedrgana. Jego postawa w niczym mi nie pomagała. Przez moment naprawdę zastanawiałam się, czy kopniak w krocze nie byłby lepszy. Ostatecznie jednak zebrałam się w sobie i powiedziałam to, co układałam cały miniony wieczór. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam za niedzielę. To nie był dobry dzień, a ty po prostu miałeś to nieszczęście, że byłeś obok. Naprawdę mi przykro. Twoja pomoc jest nieoceniona i cieszę się, że zgodziłeś się mi pomóc. Jeżeli kiedykolwiek będziesz potrzebował czegokolwiek, to z chęcią się odwdzięczę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Byłam beznadziejna. A moja przemowa wydawała się tak sztuczna jak piersi połowy celebrytek. Na dodatek brzmiało to tak sztywno i bezsensownie, że gdy tylko skończyłam, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Kamiński jednak nie wydawał się czegokolwiek zauważyć, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie ma sprawy. Świetnie, że mogłem pomóc. </div>
<div style="text-align: justify;">
Po tym krótkim zdaniu zapanowała cisza. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Twoja babcia chyba już się odwdzięczyła. Podziękuj jej za paczkę, to naprawdę miłe z jej strony. I nie przejmuj się, wszyscy mamy gorsze okresy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tutaj z kolei nastąpił jakiś dziwny uśmiech, którego nie potrafiłam przypisać do żadnej kategorii. Postanowiłam więc, że skoro Kamienne Serce wygląda na jakiegoś obrażonego albo zwyczajnie niezainteresowanego, pora iść do domu. Nie miałam ochoty na bezsensowne dyskusje, a jego zachowanie właściwie ułatwiało mi wszystkie poczynione postanowienia. Zresztą on też miał prawo dojść do wniosku, że jestem stuknięta i najlepiej zwyczajnie skończyć tę znajomość. Jedyne co mnie męczyło to fakt, że na początku zajęć odniosłam wrażenie, że Marcel jest przyjaźnie nastawiony, a nawet się w jakiś przedziwny sposób martwi. Cóż, znowu coś mi się przewidziało i powinnam się już do tego przyzwyczaić. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak czy inaczej dzięki, przekażę babci. Do zobaczenia za tydzień – odparłam nazbyt entuzjastycznie i zanim mogło wydarzyć się cokolwiek innego, po prostu opuściłam pomieszczenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jednak ból ulokowany gdzieś w głębi mojego serca nie zniknął. Zwyczajnie nasilił się, powodując odruch wymiotny. Nic nie było tak jak powinno i to po prostu mnie dobijało. Osiem miesięcy, albo osiemnaście, bo w końcu potrzebowałam trochę czasu na asymilację w obcym państwie. A potem miało być tylko dobrze. Cholernie bardzo dobrze. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
*bydgoskie przedmieście – dzielnica Torunia, która cieszy się niepochlebną opinią. W każdym razie nie należy się przemieszczać w tych okolicach po północy. </div>
<div>
<br /></div>
mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5273793741750746932.post-34279508217088122872016-05-20T21:50:00.000+02:002016-05-20T21:50:27.331+02:00#trzynaście.zaprzeczenie<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>come on and spread a sense of urgency</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Umierałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Byłam przekonana, że zaraz wyzionę ducha i nie zdążę nawet spisać swojej ostatniej woli. Ostrożnie rozglądałam się po pokoju, próbując nie nadwyrężyć głowy, w którą ktoś wpakował chyba tonę ołowiu. Była tak cholernie nieznośna. Gdyby tego było za mało, wszystko dookoła dosłownie falowało: obrazy, tapeta, dywan, firanka i oczywiście okno. Oddychałam ciężko, próbując przypomnieć sobie, jakim cudem tu trafiłam i co wydarzyło się chwilę po tym, jak dałam swój spektakularny popis, którego jeszcze nie żałowałam. Jeszcze, bowiem nie miałam pojęcia, co wydarzy się po tym, gdy już wytrzeźwieję. Skupiłam swój pijany wzrok na bagażu Marcela, dostrzegając, że zabrał stąd połowę swoich rzeczy. W ostateczności albo spał w salonie albo Pola zabrała go do mieszkania mamy. W tym momencie pragnęłam, by ta druga możliwość okazała się prawdą. Nie miałam ochoty go widzieć. Nie potrafiłam również wyjaśnić swojej niechęci, jednak Kamienne Serce był ostatnią osobą, z którą pragnęłabym wejść w jakąkolwiek interakcję. Oczywiście zaraz po Kornelii i ojcu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przykryłam się kołdrą, pojękując cicho. Czy ojciec dosypał jakiejś trucizny do butelki z sokiem albo z wódką? W myślach oszacowałam ryzyko takiego zachowania, jednak szybko uznałam, że to mało prawdopodobne. Nikt nie chciał śmierci na swoim ślubie w tak wyjątkowym szczęśliwym dniu. Przez dwadzieścia minut wpatrywałam się w sufit, zastanawiając się, jakim cudem mój żołądek jest tak wspaniale pusty. Kiedy w końcu zrozumiałam, jak mogło do tego dojść, stęknęłam przeraźliwie. Za żadne miliony tego świata nie chciałam poznać prawdy. Najchętniej wyjechałabym z Mszyny bez słowa, pozostawiając za sobą wszystkie te haniebne wyczyny. Musiałam się z tym jednak zmierzyć. Jak na Klarę Marszał przystało. Leżąc tak plackiem, przysięgałam sobie, że nigdy nie ujawnię prawdy Almie i Miko. Choćby przypalali mnie ogniem, nigdy nie przyznam się do czegoś takiego. Z drugiej jednak strony, nie miałam pojęcia, do czego miałabym się przyznać. Ostatecznie niewiele pamiętałam z krańcowej fazy wieczora. Właściwie mogło być to swego rodzaju błogosławieństwo. Może lepiej było zapomnieć o tym, przekręcić stronę nędznego żywota i skupić się na przyszłości. W końcu atrament przeszłości zasechł i nic nie było w stanie tego zmienić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W tym właśnie momencie odkryłam w sobie poetkę. Problem jednak był taki, że musiałabym pić co drugi dzień, by wykrzesać z siebie, na kacu, jakieś ciekawe, literackie, odbierające dech w piersiach porównanie. I być może ojciec musiałby chociaż raz w miesiącu brać ślub. Cóż, nie mogłam się poświęcić aż tak dla bogactwa, sławy i rzeszy fanów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zanim odnalazłam konkluzję swoich myśli, drzwi uchyliły się nieznacznie, a ja ze strachu zamknęłam szybko oczy, udając, że nie żyję. Śmierć odpowiedzią na strach. Stojąca w progu osoba nie poddała się jednak tak szybko. W chwilę później usłyszałam głos swojej siostry, dziękując wszystkim bogom tego świata, że to nie Marcel, ani ojciec, ani żaden inny mężczyzna. Pola stanęła obok łóżka, dotykając mojego ramienia. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie śpię – mruknęłam nieprzyjemnie, nie otwierając powiek. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem, przestałaś oddychać ze strachu. A na trupa zdecydowanie nie wyglądasz. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jasna cholera!</div>
<div style="text-align: justify;">
Pola zaśmiała się niewyraźnie, kładąc się obok. Ja z kolei przekręciłam się na drugi bok, wpatrując się w profil Apolonii. Nie mogłam jednak wyczytać z niego nic ponad zmęczenie i pragnienie snu. Czekałam więc na jakiekolwiek słowo z jej ust, licząc, że nie będzie ono dotyczyć wczorajszego wieczora. Brunetka westchnęła kilka razy, poprawiła poduszkę i ostatecznie złączyła nasze stopy jak za starych, dobrych czasów. Leżałyśmy więc jak te dwie kłody, oddychając ciężko i wpatrując się w biel babcinego sufitu. Jednak w tej ciszy odnalazłam swego rodzaju ukojenie. Przez tych kilka minut byłam zwyczajnie spokojna. Pierwszy raz od dwudziestu dwóch lat. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ojciec jest wściekły</div>
<div style="text-align: justify;">
- Aha – odparłam bez zastanowienia, nie za bardzo wiedząc, jak inaczej mogłabym zareagować na tę informację. Właściwie czego innego mogłabym się spodziewać? To było oczywiste, że ojciec popadnie w szał i mnie wydziedziczy. Dobra wiadomość była taka, że już mnie to nie obchodziło. Skończyłam z tym. Skończyłam z przejmowaniem się, denerwowaniem i próbą zrobienia czegokolwiek. Tyle zrozumiałam podczas wczorajszego wieczora. Musiałam skupić się na sobie i na swoim szczęściu, zamiast wiecznie umartwiać się tymi, którzy mnie otaczają i którzy jednocześnie nie mają zamiaru martwić się o mnie. Byłam wystarczająco duża, by to zrozumieć. Byłam wystarczająco dorosła, by to sobie odpuścić. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Pewnie mu niedługo przejdzie, ale lepiej się z nim nie kontaktować. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mam zamiaru.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Klara…</div>
<div style="text-align: justify;">
Gwałtownie usiadłam na łóżku, przez co na moment zakręciło mi się w głowie. Zamknęłam powieki, oddychając głęboko. Swój powrót do Torunia widziałam w różowych barwach. Na dodatek z Kamińskim, który był jedną z ostatnich osób, z którymi miałam ochotę rozmawiać. Nie mogłam jednak zostać w Mszynie, nie miałam też innego pociągu powrotnego, a zwalenie się do warszawskiego mieszkania Kajtka nie wzbudzało we mnie entuzjazmu. Ostatecznie mogłam udawać w przedziale, że śpię, w międzyczasie oczywiście planując masowy zamach na płeć męską.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, żadna Klara. Nie żałuję tego. Powiedziałam prawdę i gdyby przez cały ten cholerny wieczór okazał choć odrobinę zainteresowania swoimi córkami, mógłby tego uniknąć. Wiesz, że to prawda – posłałam jej rozgniewane spojrzenie, wykopując się spod kołdry. – Zasługiwał na to. Może przesadziłam z alkoholem i być może nie chciałam robić tego w taki sposób, ale trudno. Mleko się rozlało. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pola nie powiedziała nic. Nie mogłam więc stwierdzić, co tak naprawdę myśli na ten temat. Mogła się ze mną zgadzać. Mogła równie dobrze uznać, że kłócenie się o to nie ma sensu. Przytuliłam się do niej, wdychając zapach płynu do płukania i szamponu. Mogłabym spędzić w tym łóżku całe przeklęte życie. Nigdy stąd nie wyjść. Po prostu leżeć i nie martwić się o przyszłość, i tym bardziej o relacje międzyludzkie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie jesteś ciekawa jak się tutaj znalazłaś? – Podjęła po kilku minutach, na co mruknęłam coś niewyraźnie, zamykając oczy. Miałam to gdzieś. Z drugiej jednak strony dziwny ton w głosie Poli kazał mi kiwnąć głową i oczekiwać na tragedię. W końcu, ile miałam do stracenia? Godności już nie posiadałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Znaleźliśmy cię w ramionach Marcela, śpiącą i coś mruczącą. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zaczyna się świetnie. Gdyby to nakręcili, Holywood stałoby przede mną z otwartymi bramami – zironizowałam, nie patrząc na brunetkę. Ten element historii był upokarzający. Cholerne Kamienne Serce, pomaganie w stanach upojenia alkoholowego miał chyba we krwi. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zatargaliśmy cię do samochodu i babcia zarządziła, że do niej mamy bliżej, a jeżeli chcemy, żebyś zarzygała nam samochód, to oczywiście możemy jechać do mieszkania mamy. Nie mogliśmy się z nią nie zgodzić. Ostatecznie więc Marcel spał u nas, a ciebie zostawiliśmy tutaj. </div>
<div style="text-align: justify;">
Skinęłam głową, nie mając pojęcia, co miałabym więcej dodać. I tak byłam największą atrakcją wczorajszej nocy. Nie potrzebowałam nic więcej do szczęścia. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Rewelacyjnie. Babcia dobrze się mną zajęła, czekam tylko, aż wyśle w moim kierunku srogie żarty. Już nie mogę się doczekać. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mój głos ociekał jadem. Doskonale wiedziałam, co czeka mnie za drzwiami pokoju i nie byłam przekonana, czy wyjście z tej strefy komfortu jest dobrym pomysłem. Problem był jednak taki, że nie mogłam tutaj tkwić w nieskończoność. Westchnęłam przeciągle, stawiając stopy na chłodnym parkiecie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A Kamiński gdzie? – zapytałam jeszcze, obawiając się, że czai się gdzieś za rogiem i będzie drugą osobą, którą ujrzę tego dnia. A naprawdę nie miałam na to ochoty. Czułam do niego awersję. Wiedziałam, doskonale wiedziałam, że wczorajszego dnia był dla mnie ogromnym wsparciem. Dostrzegłam tę stronę jego osobowości, która zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Jednak gdzieś ponad tym czułam się oszukana, choć nie wiedziałam jeszcze dlaczego. Nie chciałam go widzieć. Nie chciałam z nim rozmawiać. Chciałam tylko udawać, że go nie znam. Bez zbędnych wyjaśnień. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Coś z Kajtkiem robią, nie wiem, coś z komputerem jego siostry…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Super – dorzuciłam z entuzjazmem, udając się w stronę drzwi. </div>
<div style="text-align: justify;">
Miałam nadzieję, że spędzi tam resztę dnia i spotkamy się dopiero w pociągu. Najlepiej w dwóch różnych przedziałach. A idealnie byłoby, gdyby były to również dwa inne pociągi, podążające do dwóch różnych miast. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wykąpałam się, ubrałam, zjadłam śniadanie i znalazłam czas, żeby porozmawiać z babcią. Seniorka rodu jednak nie zawiodła mnie tak, jak większa część mojej rodziny zwykła to robić. Jej łagodne spojrzenie wyrażało swego rodzaju dumę, choć wiedziałam, że nigdy nie powie tego na głos. Wiedziałam również, że gdyby tylko mogła, zrobiłaby dokładnie to samo, co ja. I to nieco mnie pocieszało. Nie czułam się jak rozhisteryzowana idiotka, która za dużo wypiła i postanowiła zrobić show na miarę amerykańskich dramatów. Choć nadal zagadką pozostawał fakt, dlaczego byłam tak pijana. Nie wypiłam więcej od Marcela czy Poli. Jakim więc cudem zakończyłam przyjęcie w stylu studenckich potańcówek? Z szybkim wyjaśnieniem przyszła mi Apolonia, która skubała resztki jakiegoś ciasta, popijając je kawą. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zanim wyszliśmy, Kajtek rozejrzał się po naszym stole i zauważył, że ostatnie kieliszki przepijałaś drinkiem, który ci zrobił zanim zniknęłaś z Kamińskim. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To faktycznie mogło mnie kopnąć – skwitowałam, by po chwili wybuchnąć śmiechem. Tamten wieczór był autentyczną tragedią. W najśmielszych koszmarach nie spodziewałam się takiego scenariusza. A jednak moje życie potrafiło mnie jeszcze zaskoczyć. Cholernie bardzo. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kamiński pojawił się w mieszkaniu tuż po piętnastej. Przywitał się ze mną bez większych emocji, spakował torbę i usiadł przy stole, gdzie czekała na niego kawa i kanapki. Babcia była nim oczywiście oczarowana. Traktowała go niemal jak jakiegoś zaginionego wnuczka, który wrócił z wojny, na której więziono go i bito każdego dnia. Przyglądałam się temu z pewną dozą niezadowolenia, nie wydobywając z siebie ani jednego dźwięku. Apolonia przyglądała mi się z nutą zainteresowania, jakby tylko czekając na moment, w którym będzie mogła mnie zapytać, co tu się, do jasnej anieli, wyrabia. Kamienne Serce ponownie zażartował, na co babcia roześmiała się gromko, podsuwając mu tacę z ciasteczkami. </div>
<div style="text-align: justify;">
Szczęściarz. Jemu zdecydowanie nic nie poszłoby w biodra. Mógł zjeść wszystko w promieniu kilometra, a pewnie i tak jego ciało nie powiększyłoby się o milimetr. Nienawidziłam go. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dwie godziny później zaczęliśmy przygotowania do wyjazdu. Nie wiem, czy czułam ulgę, czy mój stres osiągnął taki poziom, że nie potrafiłam go sprecyzować. Chciałam tylko położyć się w łóżku i zasnąć. Było mi niedobrze. Fizycznie równie mocno jak i mentalnie. Musiałam sobie z tym jakoś poradzić, a powszechnie wiadomo było, że stan ten zlikwidować mógł dobry serial, paczka chipsów i wygodne łóżko. Skupiłam się więc na tej rozkosznej myśli, usilnie ignorując Marcela, myśli o ojcu i ćwierkającą babcię. Cieszył mnie jedynie fakt, że nikt nie odniósł się do minionych wydarzeń. Przynajmniej ten jeden jedyny raz okazali odrobinę taktu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Tuż przed osiemnastą w progu pojawił się Kajtek, gotowy by podrzucić nas na dworzec. Pożegnałam się więc z babcią, która wręczyła mi torbę pełną różnych, zapewne pysznych rzeczy. Jakie było jednak moje zdziwienie, gdy Kamienne Serce otrzymał dokładnie to samo co ja. Z wrażenia niemal upuściłam swój skarb, rozdziawiając buzię jak zabijana ryba. Co to było? Marcel nie był żadną, zakichaną rodziną! Nie był nawet moim kolegą i wszyscy doskonale o tym wiedzieli! Pokręciłam głową z niedowierzaniem, wydostając się na klatkę schodową. Paranoja, tak mogłam to tylko podsumować. </div>
<div style="text-align: justify;">
- O co chodzi z tobą i Marcelem?</div>
<div style="text-align: justify;">
Pola pojawiła się niespodziewanie u mojego boku, szepcząc konspiracyjnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic. Nie mam humoru. Chyba przeżywam nienawiść do wszystkich samców – odparłam bezemocjonalnie, próbując brzmieć przekonująco. Sama przecież nie wiedziałam, o co tak naprawdę mi chodzi. Nie chciałam też dokopywać się do tych powodów, bowiem mogły się okazać one zbyt trudne do przetrawienia. W efekcie i tak nie czułam się najlepiej, nie mogłam więc pogarszać tego stanu. Dla swojego własnego spokoju. Zresztą prawda była taka, że po powrocie do Torunia nasze relacje z Kamiennym Sercem powracały do normalności. Łączyły nas tylko piątkowe lekcje i nic więcej. Oczywiście byłam mu wdzięczna za tę pomoc, bowiem okazał się świetnym towarzyszem, jednak wszystko to, co dobre, miało swój limit i nie mogłam wierzyć w bajki. </div>
<div style="text-align: justify;">
- W porządku, po prostu, Klara, pamiętaj, że zawsze możesz do mnie zadzwonić. </div>
<div style="text-align: justify;">
Uśmiechnęłam się niewyraźnie, doceniając jej słowa. Być może nie okazałam tego we właściwy sposób, jednak naprawdę byłam jej wdzięczna za ten gest. Nasze relacje były szaloną sinusoidą, jednak zawsze dobrze było wiedzieć, że masz siostrę po swojej stronie. Przytuliłam ją jeszcze przed kamienicą, zadając sobie pytanie, co nastąpi po napisach końcowych. Jak wtedy będzie wyglądało moje życie?</div>
<div style="text-align: justify;">
W końcu nadszedł moment, który wydawał się być największą torturą, a mianowicie zostałam sama z Kamińskim. Staliśmy na peronie, dostrzegając zarys zbliżającego się pociągu, jednak żadne z nas nie przejawiało zainteresowania podjęciem rozmowy. Tępo wpatrywaliśmy się w przestrzeń przed nami, kurczowo ściskając swoje bagaże. Owszem, nie miałam ochoty wchodzić z nim w jakąkolwiek interakcję, jednak nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego on też tego nie chce. Czyżby wczorajszy popis odebrał mu ochotę na kontynuację tej znajomości? Z jednej strony nie powinnam się temu dziwić, z drugiej jednak czułam się nieswojo z tą myślą. Pomimo wszystko nie chciałam, by Kamienne Serce myślał o mnie źle. I to był cholerny błąd. Powinnam sobie odpuścić. Wyciąć tę część mózgu, która odpowiadała za tego rodzaju emocje. Zapomnieć o jego istnieniu, kupić mu czekoladę w ramach podziękowania i zniknąć. To był jakiś tragiczny sen, z którego powinnam się wybudzić, głęboko odetchnąć i postanowić poprawę. I najlepiej gdyby moje prawdziwe życie okazało się nie być życiem Klary Marszał. Miałam dość siebie; swoich przemyśleń, swojego egzystencjalnego bólu i niezwykłej umiejętności do emocjonalnego rozdrabniania. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystko w porządku?</div>
<div style="text-align: justify;">
Kamiński, najwyraźniej poczuwszy się do odpowiedzialności, spojrzał na mnie kątem oka, zadając niepewnie to druzgocące pytanie. Nie, cholera, nie było w porządku, zamknij się i patrz jak skaczę na tory. Jednak ani tego nie powiedziałam, ani też nie skończyłam. Kiwnęłam tylko głową, ciesząc się, że hałas nadjeżdżającego pociągu uniemożliwił nam dalszą pogawędkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jednak Kamienne Serce był upartym i trudnym przeciwnikiem. Gdy w końcu znaleźliśmy swój przedział i ulokowaliśmy się szczęśliwie na swoich miejscach, od nowa podjął próbę konwersacji. Tym razem był jednak o wiele bardziej stanowczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Po prostu nie przejmuj się tym – zapoczątkował, czym dosłownie wbił mnie w fotel. Rada godna wróżki z telewizyjnej infolinii. I jakie on miał właściwie prawo, by mi udzielać wskazówek? Nie wydawało mi się, bym udzieliła mu autoryzacji. Posłałam mu bazyliszkowe spojrzenie, by skupić się na widokach za oknem. Były zdecydowanie ciekawsze od niego. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mam zamiaru cię oceniać, Klara. Nie musisz się wycofywać. Czasami trzeba sobie odpuścić i iść dalej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Otworzyłam usta, jednak po chwili zamknęłam je, wpatrując się w niego na w pół oskarżycielsko na w pół z furią. Atmosfera w tym niewielkim, zajmowanym tylko przez nas przedziale zgęstniała w mgnieniu oka. Jeżeli ktoś miał ochotę wyskoczyć z pędzącego pociągu, zdecydowanie był to Kamiński. I ani przez moment go nie żałowałam. Nie chciałam dzielić z nim przestrzeni, jednak co miałabym mu powiedzieć? Mogłam być miła. Udawać miłą i dać sobie spokój. Choć raz mogłam wykazać się mądrością i dojrzałością. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Póki co potrzebuję snu – odpowiedziałam poważnie, brzmiąc dokładnie tak jakbym za moment wyzionąć miała ducha – i dziękuję, Marcel, za… za wszystko. To było bardzo miłe – dodałam pośpiesznie, być może nieco jękliwie, by zatrzeć pierwsze wrażenie. Kamiński skinął głową, uśmiechnął się nieznacznie, najwyraźniej uzmysławiając sobie, że jestem zmęczona i stąd tyle negatywnych emocji. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie ma za co, możesz spać, popilnuję cię – zaśmiał się, na co odpowiedziałam jakimś krzywym grymasem twarzy. Miałam ochotę go zabić, ale niestety wizja spędzenia większości (o ile nie całości) życia w więzieniu nie napawała mnie optymizmem. Ostatecznie zwinęłam kurtkę w coś, co przypominało poduszkę, zamknęłam oczy i po pięciu minutach udawanego snu, zapadłam w ten realny, nie zdając sobie z tego sprawy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Obudził mnie w momencie, gdy pociąg znajdował się już na prostej drodze na toruński dworzec główny. Rozejrzałam się nieprzytomnym wzrokiem, zdając sobie sprawę, że jakąś część podróży spędziłam na ramieniu Kamiennego Serca, przytulając do piersi zmiętą kurtkę. Obok nas siedziała jeszcze starsza kobieta i dwóch chłopaków, którzy mogli być studentami albo przerośniętymi uczniami liceum albo technikum. Otrząsnęłam się szybko z resztek snu, zgarnęłam z półki torbę i wyszłam na korytarz. Przez cały ten czas nie wydobyłam z siebie ani jednego słowa. Byłam zbyt rozespana, zmęczona i obolała, by się na siebie złościć albo zastanawiać, jakim cudem Marcel posłużył mi za poduszkę. Aczkolwiek sam fakt, że przespałam całe cztery godziny wskazywał na to, że musiał być całkiem wygodny. Pokręciłam głową, nie dowierzając swoim chorym myślom. Złość na Kamińskiego minęła, choć pewnie tylko dlatego, że byłam zbyt zmęczona, by marnować na niego energię. Dziesięć minut później wydostaliśmy się z podziemnego korytarza, odnaleźliśmy samochód Mikołaja i w międzyczasie dowiedziałam się, że Marcel odebrał telefon od Almy, informując ją, że zbliżamy się do Torunia. Po prostu żywy, chodzący, oddychający, przystojny skarb. Nic tylko zaprowadzić do ołtarza. </div>
<div style="text-align: justify;">
Bazyl czekał na nas przed samochodem. Jego spojrzenie, współczujące i zmartwione, pozwalało mi stwierdzić, że nie muszę przechodzić wieczornych katuszy, bowiem obydwoje – on i Alma – znają całą historię. Zastanawiałam się tylko, kto do kogo zadzwonił jako pierwszy. Stawiałam na Apolonię, bowiem moja siostra zawsze miała problem z zachowaniem tajemnic, tym bardziej gdy w grę wchodziło moje tragiczne życie. Z drugiej jednak strony nie wkluczałam, że Wieczorek nie wytrzymała napięcia i wykonała pośpieszne połączenia do jedynej osoby, która bez ogródek mogła jej opowiedzieć o minionym koszmarze. Tak czy inaczej nie miałam nawet ochoty być na nich zła. Właściwie czułam ulgę na myśl, że nie musiałam przechodzić od nowa przez piekło tamtego wieczora. </div>
<div style="text-align: justify;">
Podróż minęła mi nijak. Nie miałam zielonego pojęcia, o czym rozmawia Mikołaj z Marcelem i nawet mnie to nie interesowało. Jednak po ich głosach wnioskowałam, że całkiem nieźle się dogadują. Świetnie. Wszyscy dobrze dogadywali się z Kamińskim, promieniem słońca w tych toruńskich mrokach. Moja niechęć do niego na nowo wzrosła. Dlaczego, do wszystkich możliwych świętych, był taki jak był? Pozbawiony wad, spokojny, opanowany, pomocny, towarzyszki i po prostu przy tym taki normalny? Dlaczego nie miał jakiejś okropnej, psującej tej idealny obraz wady? Wtedy wszystko byłoby łatwiejsze. Przynajmniej miałabym konkretny powód, by go znienawidzić, zapomnieć i prowadzić szczęśliwe życie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To tutaj, dzięki Mikołaj.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uniosłam spojrzenie, zdając sobie sprawę, że jesteśmy gdzieś w okolicach Kaszownika, a Marcel niebawem opuści nasze wesołe grono. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie ma sprawy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Głos Miko był pozornie spokojny, jednak jego natarczywe spojrzenie, odbijające się we wstecznym lusterku, wskazywało na to, że nadeszła kolej na mnie. Wzruszyłam ramionami, ukradkowo pokazując mu język. Nie miałam zamiaru wychodzić z samochodu i płaszczyć się przed Kamiennym Sercem. Zresztą, już mu podziękowałam, więc co więcej mogłabym powiedzieć? Na dodatek dostał paczkę od mojej babci, co więc miałabym niby miałabym zrobić? Napisać wiersz, zaśpiewać odę do radości albo zatańczyć?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dzięki, Marcel. Do piątku – wydusiłam ledwie, ukrywając swoje spojrzenie za skołtunionymi włosami. Blondyn odpowiedział coś zabawnego, co wywnioskowałam po śmiechu Bazyla i po chwili zniknął z parkingu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- O co między wami chodzi? Właściwie to o co tobie chodzi – poprawił się szybko, wyjeżdżając na ulicę, która o północy była kompletnie wyludniona. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A co, tego Pola wam nie powiedziała? – mruknęłam nieprzyjemnie, pocierając dłońmi ramiona. Miał tu cholernie zimno – oszczędzasz na ogrzewaniu? – dorzuciłam jeszcze, czekając aż rozpoczniemy bitwę na uwagi. Uwielbiałam przekomarzać się z Bazylem. Choć tym razem mogło się to przerodzić w szaleńczą wojnę. Prawda była taka, że wielka miłość Amelii Wieczorek potrafiła czasami uderzyć w samo sedno i zepsuć całą zabawę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, dbam o twoje serce. Nie chcę, żeby się przegrzało, albo, nie daj boże, stopiło, więc dostosowałem temperaturę do temperatury twojego serca. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Twoja troska znaczy dla mnie więcej niż pudełko tamponów podczas okresu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A Pola faktycznie zadzwoniła, ale bardziej z troski niż żeby podzielić się z nami ploteczkami. Naprawdę była zmartwiona i chyba chciała się dowiedzieć, jak z tobą postępować rano. </div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnęłam cicho, słysząc, że nawet Bazyl jest w tym momencie zatroskany. Jakby fakt, że się upiłam, zrobiłam aferę i usnęłam na ramieniu Marcela (jak widać nieostatni raz) był zwiastunem rozpoczęcia pieskiego życia. Ludzie ciągle pili, robili karygodne afery, wypłakiwali morze łez, a mimo to nikt ich nie podejrzewał o psychiczne załamanie. Ja ledwie raz dopuściłam się czegoś takiego i nagle wszyscy zaczynali tworzyć koło wsparcia dla Klary Marszał. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy to naprawdę tak fatalnie wygląda? – zapytałam spokojnie, niemal łagodnie. Byłam zbyt wyczerpana, by wdawać się w długie, prowadzące donikąd dyskusje. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślę, że Pola po prostu była przestraszona i to wszystko ją przerosło. Nie uważam, żeby twoje zachowanie odbiegało od normy. Może nie było całkiem normalne, ale miałaś prawo, Klara. Wiem, że to był jego ślub, ale facet nie powinien się tak zachowywać – dodał, uśmiechając się delikatnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie miałam pojęcia, ile w tym prawdy, a ile starań, by mnie uspokoić. Brunet charakteryzował się zazwyczaj olbrzymim taktem i gdy chciał kogoś uspokoić, zawsze wiedział, jak powinien to zrobić. Jednak nawet jeżeli jego słowa miały tylko to na celu, byłam mu wdzięczna. Gdy znaleźliśmy się na Bema, wzięłam swój bagaż i poczekawszy minutę aż Bazyl sprawdzi coś w samochodzie i go zamknie, ruszyliśmy do mieszkania. Alma siedziała w kuchni, wpatrując się w monitor laptopa. Jej oczy, podobnie jak te Mikołaja, wyrażały przejęcie i współczucie. Nie skomentowałam tego, nie mając zamiaru brnąć w ogień pytań. Potrzebowałam snu. Chciałam się tylko położyć i zasnąć. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jutro – odparłam więc, zdejmując buty i rzucając kurtkę w kąt. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wieczorek przytaknęła, posłała pytające spojrzenie Bazylowi i uśmiechnęła się niewyraźnie. Gdy zamykałam drzwi, zdołałam jeszcze usłyszeć:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jest zła na Kamińskiego. Chyba chce go zabić. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiałam się. Konspiracyjny szept w wydaniu Mikołaja Bazyla był po prostu komiczny. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ale miał rację. Z nieznanych sobie powodów bardziej wściekła byłam na Marcela niż na ojca. Nie wiem, czy miałam ochotę go zabić, ale zdecydowanie nie chciałam mieć już z nim do czynienia. Po prostu chciałam wymazać go ze swojego życia. Na zawsze.</div>
<div>
<br /></div>
mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5273793741750746932.post-49076772810708115042016-04-24T14:16:00.000+02:002016-04-24T14:16:04.939+02:00#dwanaście.katastrofa<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>cause there's no one left for us to blame</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z zamkniętymi oczami wymacałam leżący na podłodze telefon i niewiele myśląc, ledwie widząc, odebrałam połączenie, witając się zachrypniętym głosem. Całe pięć sekund później wyskoczyłam z łóżka, zastanawiając się, jak dotrę na dworzec w dwadzieścia minut ubrana w piżamę i na dodatek nie do końca spakowana. Przeklęłam siarczyście, dziękując Marcelowi za telefon i pobiegłam do Bazylów. Miko przetarł oczy, jękną zaspany zerkając za okno, gdzie wciąż panował mrok i po krótkiej chwili ciszy zgodził się podwieźć mnie na dworzec główny. W międzyczasie z moich ust wyrwało się kilka tęgich składanek i ostatecznie dziesięć minut później stałam przy drzwiach, oczekując na swojego szofera. Byłam pewna, że zapomniałam czegoś zabrać, jednak to nie była najlepsza pora, by się nad tym roztkliwiać. Zaspałam. Cholera jasna, zaspałam! Gdyby nie Kamienne Serce i jego dzikie pytanie, gdzie jestem, bo za pół godziny mamy pociąg, nie pojawiłabym się na weselu ojca. I to nawet nie dlatego, że nie chciałam tam być, tylko dlatego, że nie nastawiłam budzika. Życie bywało nieobliczalne. Siedząc więc w samochodzie Bazyla i zastanawiając się czy nie uśnie za kierownicą, zrozumiałam, że ten dzień będzie katastrofą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Bez pożegnania wybiegłam z samochodu, wpadając na czekającego Marcela i właściwie bez zbędnych dyskusji pobiegliśmy w kierunku trzeciego peronu. I dosłownie dwie minuty przed odjazdem, usiedliśmy na swoich miejscach oddychając ciężko. Przez moment wpatrywałam się w opustoszały dworzec, by w chwilę później wybuchnąć śmiechem. Śmiałam się jak jakaś chora idiotka, nie wiedząc, jak zatrzymać ten wybuch radości. Przez chwilę obawiałam się nawet, że to zwyczajny atak paniki. Wtedy dopiero Kamiński przekonałby się, z kim tak naprawdę ma do czynienia. Jednak po minucie wróciłam do normlanego stanu, ocierając łzy w kącikach oczu. Naprawdę musiałam być zmęczona. Chłopak spojrzał tylko na mnie bez większych emocji, upychając torbę podróżną na górnej półce. Wyglądał na niewyspanego i obojętnego na otaczającą go rzeczywistość. Przez moment było mi go nawet odrobinę żal. Wydawało się, że zaangażował się w ten wyjazd bardziej niż ja. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Przepraszam. Spałam tylko trzy godziny – skłamałam gładko, rozciągając usta w jakimś tragicznym uśmiechu. Nie mogłam zrobić z siebie alkoholiczki. Kamienne Serce zdążył poznać mnie od tej gorszej strony, musiałam więc zachować pozory jakiejkolwiek przyzwoitości. Nawet jeżeli ta przyzwoitość zmieściłaby się w łyżeczce do herbaty. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mamy przed sobą cztery godziny podróży, więc może wykorzystaj ten czas. Popilnuję cię. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A ty nie chcesz spać?</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokręcił głową, a coś w moim żołądku przekręciło się nieznacznie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zazwyczaj śpię siedem godzin, więc muszę tylko trochę się rozruszać – odparł, uśmiechając się delikatnie. Po chwili wyjął z toby jakąś książkę, której tytuł niewiele mi powiedział, bowiem był po francusku. Zamrugałam oczami, zastanawiając się, o co mu chodzi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mówisz po francusku? – zapytałam bezmyślnie, opierając głowę o ścianę przedziału. Lada moment miałam zapaść w sen. Ten temat wydał mi się jednak na tyle ciekawy, że postanowiłam go kontynuować. Musiałam go przecież jakoś poznać. W razie gdyby jakiś tajemniczy francuz pojawił się na ślubie, a ja wpatrywałabym się w mojego niby najlepszego przyjaciela jak sroka w gnat, nie dając wiary, że ma taki słodki, charczący akcent. Plan runąłby jak wysadzony w pył stary młyn. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tak jakoś wyszło. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ile znasz języków? – zapytałam podejrzliwie, zastanawiając się, dlaczego niektórzy znają dwadzieścia języków obcych naraz a ja nie mogę przyswoić porządnie jednego. Kamiński zastanawiał się chwilę, by w końcu wzruszyć ramionami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Swobodnie posługuję się trzema, a w piśmie jeszcze dwoma innymi. Rodzice filolodzy – dorzucił jeszcze, jakby to było wyjaśnieniem jego super mocy. Widząc moje rozochocone spojrzenie, jego usta wygięły się w jakimś wyrozumiałym uśmiechu. Mogłabym uznać to za przejaw wyższości, jednak mój mózg był wciąż pijany i zmęczony. Postanowiłam więc nie wściekać się jak rasowa idiotka. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Angielski, niemiecki i włoski, moi rodzice posługują się nimi biegle i tak jakoś wyszło, że załapałem i poszło z samo z siebie. Osobiście wolę angielski, więc zwyczajnie go uczę. Znam jeszcze francuski, ale wolę czytać niż rozmawiać i teraz zajmuje się jeszcze hiszpańskim. Znając włoski to naprawdę nic wielkiego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wzruszyłam ramionami. Pieprzony geniusz. Nie byłam zazdrosna, o to, że może posługiwać się tyloma językami naraz. Zwyczajnie poczułam się przy nim malutka. Taka niemal że beznadziejna. Bez studiów, które sprawiają radość, bez wielkich ambicji, męcząca się nad angielskim i z trudem pisząca licencjat na jeden z łatwiejszych tematów. Przy nim byłam jakąś muchą. Denerwowałam ludzi swoim smętnym bzyczeniem i od czasu do czasu dostawałam po skrzydłach od losu. Pokiwałam głową, zastanawiając się jak z tego zgrabnie wybrnąć, nie okazując swojego rozżalenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A pomyśleć, że niektórzy nie potrafią opanować szesnastu czasów gramatycznych – odparłam w końcu ironicznie, nie za bardzo wiedząc, co mogłabym powiedzieć. Marcel nie skomentował tego w żaden sposób. Wzruszył ramionami, najwyraźniej nie mając pojęcia, jak odnieść się do mojego wybitnie szyderczego komentarza. Ostatecznie podsunęłam sobie pod głowę kurtkę i zamknęłam oczy. Czas dzielący mnie od koszmaru wybijał pogrzebowy marsz w mojej głowie. Potrzebowałam snu. Byłam zmęczona, rozczarowana i przerażona tym, co miało niebawem nadejść. Rozmowa z Marcelem potęgowała tylko wrażenie nieuchronnej porażki. Z każdą sekundą pomysł zabrania ze sobą Kamińskiego wydawał mi się coraz głupszy. Przede wszystkim zdolna byłam się upić w trupa, a to ostatnia rzecz, którą chciałabym, by Kamienne Serce zobaczył. W każdej sekundzie mogło wyjść ze mnie drapieżne zwierzę i tym samym zrujnować wesele, ojca, siebie i resztkę mojej godności. Nie miałam pojęcia, czego się po sobie spodziewać. Nie myślałam już nawet o tym, co alkohol może ze mnie wydobyć. Westchnęłam kładąc głowę na oparciu. Te pieprzone niewygodne fotele w niczym nie pomagały. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Możesz oprzeć się o mnie – usłyszałam po chwili. Posłałam swojemu towarzyszowi pełne politowania spojrzenie, wykręcając się do niego plecami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jeżeli Kamiński miał mi pomagać w taki sposób, to pewne było tylko jedno. Nie miałam szansy na wygraną. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Obudziłam się półgodziny przed naszym przystankiem. W przedziale obok nas siedziała kobieta w średnim wieku ściskająca kurczowo swoją granatową torebkę i jakiś trzydziestolatek odziany w szykowny garnitur. Ziewnęłam cicho, kierując swój wzrok na Marcela, który nadal czytał książkę. W końcu jego tęczówki skupiły się na mnie, usta z kolei uniosły się w niewielkim uśmiechu. Wyglądał niemal anielsko. Westchnęłam mimowolnie. Anioł zesłany mi z piekielnych bram. O dzięki ci losie za tak doskonały prezent. Kolejne minuty spędziliśmy na dopracowaniu szczegółów: miejsce poznania, co nas tak w gruncie rzeczy łączy i co dalej planujemy razem zrobić. Pytania idiotyczne, aczkolwiek w mojej rodzinie uchodziło to za standard. Byłam niemal przekonana, że znajdzie się ktoś kto ośmieli zapytać się o ślub i ilość dzieci. Przygotowałam więc na to Kamińskiego, w duchu licząc, że jakimś cudem uniknę tej żenującej konwersacji. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie przejmuj się, gdy będą niemili. Oni zawsze tacy są. Jeżeli zaczną cię obrażać to się odgryźć i odejdź – dodałam jeszcze, w myślach kalkulując, do czego zdolni są siostra i brat ojca. Ich dzieci zresztą też nie należały do świętych. Wszyscy przekrzykiwali się, wymieniając swoje osiągnięcia, chociaż żadne z nich nie zdołało do końca doprowadzić swoich studiów. Miałam ogromną szansę, by dołączyć do ich grona. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Klara… - usłyszałam jak przez mgłę, skupiając się na swoim rozmówcy. Ton jego głosu był poważny i zmartwiony. Moje serce stanęło na moment. Byłam niemal pewna, że Kamienne Serce chce mi zakomunikować, że właśnie zrezygnował z tej szopki, że chce uciec, bowiem wizja tej katastrofy wyraźnie go przerosła. Otworzyłam usta w niemym szoku, będąc przygotowaną na ostateczny cios. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Czy to oby na pewno nie przesadzasz? – zapytał łagodnie, wpatrując się we mnie jak sroka w gnat. Jego spokój i ulga jaką poczułam przytłoczyły mnie na moment. Odetchnęłam z ulgą. Marcel nie chciał zwiać. Miał mnie tylko za paranoiczkę, co w tym przypadku wydawało się być dobrą nowiną. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jak ich poznasz, to zrozumiesz – odpowiedziałam w końcu lakonicznie, uznając, że wiedza, jaką blondyn nabył do tego momentu jest wystarczająca. Byłam niemal przekonana, że jutro wieczorem przyzna mi racje i zacznie żałować tej drobnej przysługi. Przed brnięciem w tą rozmowę uratował mnie widok zbliżającej się stacji. Biała tablica obwieszczająca, że jesteśmy w Mszczynie zamigała mi przed oczyma, na co zerwałam się z siedzenia, dobywając swojego bagażu. Kamiński uczynił to samo, wzdychając jedynie ciężko. Choć ciężko to on miał dopiero wzdychać tego wieczoru. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Na dworcu czekała na nas Pola i Kajtek. Ujrzawszy siostrę, pomachałam jej, zbliżając się szybko do samochodu. Nie mogłam dać po sobie poznać, jak bardzo stresuję się ich spotkaniem z Marcelem. Pierwsze minuty obserwowałam ich natrętnie, zastanawiając się, czy to ma szansę się udać. Kamienne Serce był jednak naturalny. Znowu moje obawy okazały się być bezpodstawne. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jedziemy prosto do babci czy chcesz coś załatwić?</div>
<div style="text-align: justify;">
Popatrzyłam bezmyślnie na swoją siostrę, zastanawiając się czy to jakiś tajny kod, bowiem gdzie, u licha, miałabym niby jechać i co niby miałabym tam załatwiać? Widząc jednak jej niewinny wyraz twarzy pokręciłam przecząco głową, przełykając ciężko ślinę. Pierwsze stadium nerwicy. Wszędzie widziałam zagrożenie. Pola dotknęła mojej drżącej ręki, uśmiechając się pocieszająco. Tylko ja w tym towarzystwie nie wierzyłam w trafność swojego planu. Odbierałam to jako dobry znak. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kajtek z Marcelem prowadzili dyskusję na temat jakiegoś nowego modelu czegoś tam, ja z kolei wpatrywałam się w kraniec swojej kurtki, próbując opanować stres. Zdawałam sobie sprawę, że nie jestem sama na tym okrutnym świecie. Otaczali mnie ludzie, którzy chcieli mojego dobra. Musiałam tylko zmierzyć się z tym ślubem. Musiałam odpuścić i zrozumieć, że czasami tak to już bywa i nie mogę układać czyjegoś życia według własnego planu. Ojciec wybrał. Mogłam mu jedynie dopiec i nieco ubarwić ten wieczór. Jednak nic ponad to. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Piętnaście minut później staliśmy już pod kamienicą babci, zaśmiewając się z jakiegoś durnego żartu. Wydawało mi się, że obecność Poli i Kajtka pomaga Kamińskiemu i mnie. W ich towarzystwie zachowywaliśmy się jak paczka kumpli z ogólniaka, która chciała jedynie dobrze się zabawić i wrobić całą rodzinę. Moja siostra była wniebowzięta uknutą intrygą. Jej wsparcie w jakiś przedziwny sposób przywracało mi spokój. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Gdybym tylko wiedziała, jaki los zgotuje mi własna babcia, Marcel Kamiński nigdy nie wyszedłby z samochodu, ba!, nigdy nie przyjechałby do Mszyny. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Seniorka rodziny Marszałów przywitała nas u progu mieszkania ubrana w swoje ulubione czarne spodnie, szary sweter i granatowy fartuch w grochy, który kupiłam jej w prezencie jakieś cztery lata temu. Jej natapirowane siwe włosy spinała ogromna, finezyjna klamra a na powiekach lśnił perłowy cień. Przywitałam się z nią szybko, wyrażając swoje obawy co do jej makijażu. Do ślubu wciąż pozostało jakieś pięć godzin, więc wątpiłam, by to małe dzieło sztuki które miała na twarzy i głowie utrzymało się do tego czasu. Babcia machnęła jednak ręką, mówiąc, że to tylko próba i o szesnastej ma zamiar przebić swoim wyglądem wszystkich. Włączając w to nawet panną młodą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zrobiłam dla was kanapki, herbatę, no i kawa też się znajdzie. Wchodźcie do salonu! – zakomunikowała po przywitaniu się z pozostałą trójką. Marcel odstawił swój bagaż przy szafce na buty i uśmiechając się do mnie, ruszył w naszym kierunku. Przez chwilę czułam się nawet zrelaksowana. Wszystko przebiegało całkiem sprawnie. Babcia była uprzejma i nie poruszała trudnych tematów. Dopytywała Kamieńskiego o studia, pracę i skąd pochodzi. Wszystko odbywało się na neutralnym gruncie do momentu, gdy jej przebiegłe spojrzenie spoczęło na mnie i trzymanym w dłoni rogalikowi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Przytyłaś trochę, Klara, wy, miastowi to nigdy nie umiecie trochę o siebie zadbać. Kobieta potrzebuje trochę ciała, ale kontroluj to, bo później to ciężko o dobrego chłopaka. A jak już o chłopakach mowa…</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przełknęłam z ledwością ostatni kęs, czerwieniąc się jak burak. Moment, którego się obawiałam właśnie nadszedł. A Marszałowie rzadko kiedy zastanawiali się nad wypowiadanymi słowami. Ogólnie rzecz ujmując byliśmy rodziną pozbawioną wstydu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ostatni raz przyprowadziłaś tu chłopaka jakoś w pierwszej klasie liceum, prawda? Nigdy tego nie zapomnę – zaśmiała się gromko, dotykając teatralnie swojego fartucha. Spojrzałam szybko na Kamienne Serce, jednak ten bez wpatrywał się w babcię z błyskiem radości w oku. Tak jakby dokładnie spodziewał się takich smaczków z mojego życia. Miałam ochotę go udusić. Bezczelna bestia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jak on tam miał, ten twój chłopak… Tyfus! – zatriumfowała, celując we mnie palcem, na co wszyscy niemal zakrztusili się śmiechem. Ja z kolei zamknęłam powieki, oddychając ciężko. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tytus, babciu, on miał na imię Tytus. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kobieta machnęła ręką. Imię tak naprawdę nie miało znaczenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Pamiętam jak czekaliście aż wyjdę do kościoła, pod pretekstem obejrzenia starych zdjęć. Niezłą niespodziankę miałam, jak wróciłam po parasol. Nie spodziewałam się, że ludzie potrafią się tak ze sobą spleść, a tym bardziej szesnastolatkowie! Twój ojciec dostałby apopleksji, gdyby was nakrył. Szkoda, że z nim zerwałaś tydzień później. Pomimo imienia był całkiem przyzwoity. No i ojciec adwokat, świetna partia! – zawyrokowała na koniec, wstając od stołu i zabierając pusty talerz. Rozejrzałam się niepewnie po pomieszczeniu, dostrzegając jak cała trójka zagryza wargi, powstrzymując się od wybuchu śmiechu. Jako jedyna miałam ochotę się rozpłakać i wybiec na chodnik w ten chłodny, listopadowy dzień. Nie tylko ojciec niszczył mi życie. Babcia najwyraźniej też obrała sobie to za jakiś życiowy cel. Niewiele obchodziła mnie Pola i Kajtek; pewna byłam, że słyszeli tę historię z dziesięć razy, jednak z Marcelem było inaczej. Nie chciałam, żeby dowiadywał się o tak wstydliwych rzeczach. Jego zdanie o mnie mogło jeszcze bardziej się pogorszyć. I na dodatek miałam z nim lekcje do końca czerwca. A jak miałam patrzeć mu w oczy, po tym, co potencjalnie mógł tu jeszcze usłyszeć?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie słuchaj, Marcel, babcia ma starczą demencję, niewiele pamięta. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wypowiedziałam te słowa z powagą, o jaką trudno było mi nawet na pogrzebach. I w tej chwili wszyscy zaczęli śmiać się na głos, niemal przewracając stojącą za nimi paprotkę. Chwilę wpatrywałam się w nich rozżalona, by ostatecznie mruknąć coś złośliwie i dokończyć swojego rogalika. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kolejne trzy godziny spędziłam w mieszkaniu mamy, która nieszczęśliwie miała szkolenie w Warszawie i nie mogła przyjść do urzędu stanu cywilnego. Zazdrościłam jej tej wymówki. Wiedziałam też, że nie zrobiła tego z zazdrości czy żalu. Zwyczajnie nie miała ochoty spędzić czasu z rodziną ojca i wysłuchiwać komentarzy na temat rozwodów i rychłych ślubów. Rodzice wbrew pozorom zachowali całkiem przyjacielskie stosunki. Zanim ojciec spotkał Kornelię, zawsze gdy byliśmy w Mszynie, chodziliśmy do restauracji i rozmawialiśmy o wszystkim tak jak za dawnych czasów. Stojąc więc i wpatrując się w swoje odbicie w lustrze, odkryłam kolejny powód swojej nienawiści. Korni zwyczajnie odebrała mi poczucie bezpieczeństwa. Oczywiście wiedziałam, że Laura i Tomasz nigdy nie będą już razem, ale zawsze mogłam spędzić z nimi czas i przez moment udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku a ich rozstanie nie musi być oznaką zerwania kontaktów. Zacisnęłam dłoń na kredce do powiek, oddychając ciężko. Nie chciałam tu być. Nie chciałam tam iść. W tym momencie pragnęłam wsiąść do pociągu, wrócić do Torunia, położyć się i rozpłakać. Nie pogardziłabym też męskim ramieniem, które objęłoby mnie i zapewniło, że słusznie postąpiłam. Zanim zrealizowałam swój plan, Pola pojawiła się w progu łazienki odstawiona w jakąś czerwoną sukienkę. Przez kilka sekund wpatrywałam się w jej lustrzane odbicie, by ostatecznie westchnąć, poprawić włosy i ruszyć w jej kierunku. Zanim wyszłyśmy na dobre przytuliłam się jeszcze do niej, próbując odzyskać jakąkolwiek wiarę w swój plan. W ostatecznym rachunku zrozumiałam jednak, że nic mi nie może już pomóc. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pogoda tego dnia nie była najlepsza. Nagie gałęzie drzew poruszały się w rytm wiatru, pozbawiając się ostatnich brązowych liści. Atmosfera była więc iście grobowa. Brakowało tylko kłębów szarych chmur i deszczu siąpiącego na głowy zaproszonych gości. Wpatrywałam się w nadjeżdżający samochód, czując jak złość ustępuje rozczarowaniu. Pola uśmiechnęła się pocieszająco, przytulona do boku swojego chłopaka. Nie minęło dziesięć sekund, gdy Marcel ścisnął moją dłoń w pokrzepiającym geście, posyłając mi pełne zrozumienia spojrzenie. Nie potrafiłam jednak podziękować mu za ten gest. Wpatrywałam się w ten korowód nieszczęścia, zastanawiając się, co nastąpi później i czy cokolwiek nastąpi. Nie byłam zazdrosna o nowe rodzeństwo. Właściwie uważałam, że ojciec potrzebował takiej zmiany w swoim życiu. Tomasz zawsze był opiekuńczym i rozsądnym facetem. Po rozwodzie i wyprowadzce córek, nowy członek rodziny pomógłby mu w przezwyciężeniu samotności i melancholii. Żałowałam jedynie, że kobieta którą wybrał na towarzyszkę życia odsuwa go od rodziny. To był ten cios, który nie pozwalał mi zwyczajnie pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Wykrzywiłam usta w uśmiechu, ściskając nieco mocniej dłoń Kamińskiego. Gdy para młoda, choć w przypadku ojca to mało stosowne słowo, wyszła z samochodu, spuściłam wzrok, nie mając zamiaru przyglądać się pięknej sukni, utapirowanym włosom i debilnemu wyrazowi twarzy swojej przyszłej macochy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Żałosna ceremonia zaślubin przebiegła nadzwyczaj szybko i bez zbędnych udziwnień. Przysięga żywcem spisana z internetowej strony dla zdesperowanych singli wydobyła się z ust małżonków i pięć minut później wszyscy ustawili się w szeregu, by pogratulować nowożeńcom. W tym momencie miałam ochotę zwymiotować na beżowy dywan rozłożony tuż przy biurku urzędnika. Mleko się rozlało. Nie mogłam już powiedzieć, że się nie zgadzam albo wyjść z hukiem, oznajmiając wszem i wobec, że mam w dupie ich przyszłość i tym samym odcinam się od własnego ojca. Choć przyznaję, miałam ochotę przyjąć panieńskie nazwisko matki i zagrać ojcu na nosie. Tak dla przekory. Byłam tak bardzo na niego zła. Byłam przekonana, że to tylko kwestia czasu, gdy z moich uszu i nosa buchnie para jak w kreskówkach dla dzieci. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Pójdę przed tobą – usłyszałam głos Poli, wbijając stalowe spojrzenie w wytapetowaną twarz Kornelii. Nawet na własnym ślubie nie mogła pokazać swojego prawdziwego oblicza, stwierdziłam z przekąsem, kiwając głową na znak zgody. W konsekwencji stałam na końcu kolejki, układając w myślach najbardziej jadowite życzenia jakie kiedykolwiek usłyszała nowo zaślubiona para. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie chcesz tego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzałam na Kamińskiego, zastanawiając się, o co u licha mu chodzi i dlaczego gada do siebie. Mężczyzna miał jednak poważny wyraz twarzy, który ewidentnie wskazywał, że adresatem jego wypowiedzi jestem właśnie ja. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie chcesz powiedzieć czegoś, czego będziesz żałować. Zrób to szybko, ale bez tego, co planujesz. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zacisnęłam pięści, powstrzymując się od zgrzytania zębami. Cholerny pan dobra rada. Nie zadałam tego głupiego pytania, skąd o tym wie, ani też nie zaprzeczyłam z przytupem. Patrzyłam prosto w jego zaniepokojone oczy, dostrzegając w nich tylko troskę. Być może właśnie to niespodziewane uczucie sprawiło, że złagodniałam na moment. Chwilowe poczucie, że jest tu ktoś, kto martwi się tylko o mnie, a nie o nowożeńców, przyniosło mi dziwną ulgę. Nie byłam tu sama. W odpowiedzi kiwnęłam głową, nie znajdując słów, by skomentować jego radę. Pięć minut później nadeszła nasza kolej. Stanęłam przed ojcem i wybranką jego serca, zastanawiając się, jak śmiesznie musi to wyglądać. Skwaszona córka obok uradowanej, niemal równolatki, nowej żony jej ojca. Świetnie. Tomasz nie patrzył jednak na mnie. Wpatrywał się zaskoczony w Marcela, nie do końca wiedząc, co powinien zrobić. Ja też nie wiedziałam. Nie przemyślałam kwestii ich poznania. Kamienne Serce, ewidentnie jedyna ogarnięta osoba w tym towarzystwie, zreflektował się szybko, przedstawiając się ojcu jako mój przyjaciel. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia – dodałam od siebie, Marcel dorzucił coś równie mało znaczącego i po niechętnym ucałowaniu w policzki państwa młodych ruszyłam szybkim krokiem do wyjścia. Wydawało mi się, że Tomasz chce nas jeszcze o coś zapytać, a może ustalić pewne kwestie, jednak nie zdobył się na taką odwagę. Przez moment czułam satysfakcję. Osiągnęłam pierwszy punkt. Ojciec czuł się zakłopotany i zbity z tropu. Nie miał pojęcia o Kamińskim. Pierwszy krok, by zdać sobie sprawę, że traci się dziecko. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kwestie formalne, czyli kieliszek szampana, pierwszy taniec i jakieś denne podziękowania (w tym również te wymuszone dla córek) upłynęły mi w atmosferze ogólnej obojętności. Przyglądałam się temu z pewną dozą niedowierzania i rozbawienia. Mój ojciec był autentycznie zakochany w Kornelii. Wpatrywał się w nią jak ciele w malowane wrota, a jego twarz przybierała ten nieświadomy, służalczy wyraz. Nie chciałam jednak wiedzieć, co sprawiło, że Tomasz Marszał zapałał do niej tak namiętnym uczuciem. Pewne kwestie najlepiej zostawić niedopowiedziane, tak głosiło moje życiowe motto. Zresztą bardzo trafne, jeżeli miałabym przeanalizować mój życiorys. Pierwsze dwie godziny spędziłam więc przy stole jedząc wszystko to, co znajdowało się w zasięgu mojego spojrzenia i rąk. Oczywiście wszystko to zakrapiałam alkoholem i jakimiś obrzydliwymi eko sokami. W towarzystwie Poli, Kajtka, Marcela i Magdy, jednej z moich kuzynek, potrafiłam zapomnieć o powodzie, dla którego się tu zebraliśmy. Od czasu do czasu zerkałam na przód sali, by zobaczyć jak radzą sobie nowożeńcy, jednak nie dostrzegłszy tam żadnej zadymy szybko wracałam do rozmowy. Przed dwudziestą, przyglądając się jak Marcel tańczy z Magdą, postanowiłam wyjść na chwilę i zaznać dobroci świeżego powietrza. Właściwie szukałam tylko pretekstu, by zapalić i pozbyć się tego uporczywego uczucia zalegającego mi w klatce piersiowej. Miałam wrażenie, że żyje tam jakiś mały, zraniony potwór, który blokuje przepływ powietrza, tym samym sprawiając cholerny ból. Sama nie wiedziałam, czy chcę się rozpłakać czy może bardziej zwymiotować. W konsekwencji postanowiłam więc zapalić. Z natury byłam przezorną osobą, więc zaopatrzyłam się w ten zestaw w momencie, gdy zdecydowałam się na ten przyjazd. Czyli mniej więcej we wczorajsze południe. Włożyłam płaszcz i niepostrzeżenie wyślizgnęłam się z pomieszczenia. Przez chwilę szukałam miejsca, w którym mogłabym się zaszyć i ostatecznie usiadłam na jakiejś desce między zwiędłymi rabatkami i dziwnymi, brunatnymi zaroślami. Po tej krótkiej chwili wyjęłam z paczki upragnionego papierosa, rozkoszując się jego zapachem. Po alkoholu zawsze przejawiałam tendencję do popadania w nałogi. Na dodatek gdy bywałam ponad przeciętnie smutna potrzebowałam czasu, by przemyśleć wszystko na spokojnie i rozkoszować się chwilą. Tylko ja, papieros i otaczająca mnie noc. Czyż to nie było wspaniałe i romantyczne? I w momencie gdy pomyślałam o tym przeklętym romantyzmie tuż u mojego boku wyrósł Marcel Kamiński. W swojej własnej pieprzonej osobie. To znaczy byłam mu wdzięczna za wszystko: za to że trzymał mnie w ryzach, że był taki uroczy, zabawny i towarzyski. Był wszystkim tym, czego potrzebowałam. Mógł jednak odpuścić sobie wychodzenie za mną. Tyle troski naraz zwyczajnie mnie przerażało. Chłopak usiadł obok mnie, wziął z moich kolan papierosa i po chwili odpalił go własną zapalniczką. Przez chwilę siedzieliśmy w kompletnej ciszy, wsłuchując się w wieczorne pohukiwanie miasta. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Rozmawiałaś z tatą? – zapytał, ciskając petem o ziemię. Jego głos nie wyrażał jednak żadnych wielkich emocji. Pokręciłam głową, nie wiedząc, jak inaczej mogłabym na to zareagować. Nie, nie rozmawiałam, nie miałam zamiaru i przede wszystkim nie chciałam. On najwyraźniej czuł to samo. W pewnym momencie już nawet pogodziłam się z myślą, że w żaden sposób nie zepsułam tego wieczora. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba powoli zaczynam cię rozumieć – odparł po jakiejś minucie, odpalając mi drugiego papierosa. Jego obecność mimo wszystko mnie nie drażniła. Po prostu siedział obok mnie, coś tam pobrzękiwał, ale w żaden sposób nie zakłócał mojego melancholijnego pola. A przyznać musiałam, że było to nietypowe zjawisko. </div>
<div style="text-align: justify;">
- W czym konkretnie? </div>
<div style="text-align: justify;">
Całą sobą powstrzymywałam się przed rzuceniem ironicznej uwagi. Obawiałam się, ze to doprowadziłoby mnie na jakiś przedziwny skraj rozpaczy. Kamiński westchnął przeciągle, jakby próbując odnaleźć tor własnych myśli. Jego spojrzenie nie należało do najtrzeźwiejszych, nie był jednak pijany. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Kiedy mówiłaś o swojej rodzinie, nie chciałem ci uwierzyć. Teraz jednak, spędziwszy dziesięć minut z twoimi wujami, dochodzę do wniosku, że wszyscy skupieni są na tym, by znaleźć twój słaby punkt. Nie interesują się tobą, tylko zwyczajnie próbują zepchnąć cię na margines, przy tym siląc się na poprawienie swojego ego. </div>
<div style="text-align: justify;">
Skinęłam głową, zgadzając się z taką opinią. Swoją rodzinę zanalizowałam jakieś trzy lata temu i od tamtej pory unikałam jak ognia. Pocieszał mnie jedynie fakt, że Marcel zdołał to zauważyć i poprzeć zajęte przeze mnie stanowisko. W ten sposób byłam przynajmniej pewna, że problem nie leży po mojej stronie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Obserwowałem też twojego ojca – kontynuował tym samym wyważonym, uspakajającym głosem. – Tutaj też myślałem, że wyolbrzymiasz, ale przez całe przyjęcie nawet nie spróbował z wami rozmawiać. Być może to też wasza rola, jednak mimo wszystko powinien spróbować naprawić więzi. Tym bardziej teraz. Jeżeli nie wykazuje się inicjatywą, to wy też macie prawo tak go traktować. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiałam się ponuro, odpalając kolejnego papierosa. Mogłam albo zwymiotować na chodnik i zwyczajnie się pogrążyć, albo poczuć ulgę i pozwolić sobie na moment zapomnienia. Zapomnieć o ojcu, mojej rodzinie i mającej miejsce dziesięć metrów dalej szopce. To wszystko zwyczajnie mi ciążyło. Moja klatka piersiowa była ściśnięta. Zablokowana. Pozbawiona możliwości ruchu. Dusiłam się. Tylko sekundy dzieliły mnie od wybuchu rozpaczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Przepraszam za to, co ci powiedziałam w październiku – wypaliłam niespodziewanie, najwyraźniej broniąc się przed tematem dotyczącym Tomasza Marszała. A przecież jedynym sposobem na uniknięcie niewygodnej rozmowy, było rozpoczęcie innej. O wiele gorszej. Kamienne Serce zamrugał trzy razy zdziwiony takim obrotem sytuacji. Po całych dziesięciu sekundach otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak po chwili je zamknął. Uznając najwyraźniej, że pytanie mnie o cokolwiek i tak nie ma sensu. Minutę później zrozumiał, dlaczego to zrobiłam i wydawał się z tym pogodzić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- W porządku. Gdzieś w międzyczasie zrozumiałem twój wybuch. Naprawdę nic wielkiego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Byłeś wściekły – dodałam cicho, nie wiedząc, w co tak naprawdę brnę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Bo Aneta nie jest tematem, o którym lubię dyskutować. I oskarżyłaś mnie o wykorzystanie, więc miałem pełne prawo się zdenerwować. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przytaknęłam ruchem głowy, wzdychając ciężko. Atmosfera nie była już lekka. Czułam, że gdzieś za nami wrze gorący strumień, który lada chwila nas zaleje. Czułam mrowienie na całym ciele. Jednak nie potrafiłam uciec. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Miałam prawo – wybąkałam niezbyt rozważnie, zaciągając się dymem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Miałaś. Założę się, że twoi informatorzy nie zostawili na mnie suchej nitki. </div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnęłam. Jeden jedyny raz mogłam być z nim szczera. W końcu co mnie nie zabiło, mogło mnie wzmocnić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie ukrywam, że fakt, iż jesteś jej byłym nie wpłynął na moją opinię. Po prostu jej nie lubię. A wszyscy dookoła mówili, że Aneta to widziała i że zrobiłeś jej na złość. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Marcel zaśmiał się, biorąc papierosa. Byliśmy naprawdę świetnie dobrani. Obydwoje wypiliśmy trochę za dużo i najwyraźniej planowaliśmy tego wieczora wyhodować raka. Idealnie. Kopaliśmy sobie ten sam grób. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie wykorzystuję przypadkowych dziewczyn, żeby się na kimkolwiek odegrać. I nie mam ochoty na nowe związki, gierki i zabawy w to wszystko. Zapomnijmy o tym. Tamten wieczór nie miał znaczenia…</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zanim Kamiński zdążył zakończyć swoje zdanie, tuż przy nas pojawiła się Pola. Rozciągała usta w dziwnym, desperackim uśmiechu, wyraźnie powstrzymując się od ucieczki. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przynajmniej nie byłam sama. Na dodatek czułam dziwne ukłucie w okolicach klatki piersiowej. Ledwo mogłam oddychać. W końcu wstałam z deski, pytając siostrę, co się stało. Kamiński również stanął na nogach, podając mi zapalniczkę i na wpół wypaloną paczkę papierosów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zaraz będzie tort i toast, potem koniec – odparła lakonicznie – myślałam już, że uciekliście. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zanim zdążyłam zaoponować, Apolonia niemal wyrwała mi z rąk cenny pakunek i minutę później zaciągała się już dymem. Nie chcąc jej pozostawić samej, bowiem samemu paliło się niezwykle smutno, poszłam za jej przykładem. I tak nie czułam się najlepiej, więc jeden papieros w tą czy w tamtą nie mógł nic zmienić. Kamienne Serce towarzyszył nam w milczeniu wyraźnie zamyślony. A ja zwyczajnie nie miałam ochoty go pytać o powód jego stanu. Zdałam sobie sprawę, że właściwie nie mam ochoty przebywać w jego towarzystwie. Nagle poczułam zwyczajną niechęć. Choć nie byłam pewna czego ona dotyczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po powrocie do wnętrza restauracji usiedliśmy we czwórkę przy naszym stoliku, ogrzewając się alkoholem. Po trzecim kieliszku światła w pomieszczeniu zgasły i na środku sali pojawił się tort wraz z dziwnymi, plującymi ogniem świeczkami. Kelnerzy dostarczyli nam szampana w perfekcyjnych, długich i pięknych naczyniach. Roześmiałam się nieco histerycznie, przypatrując się jak nowożeńcy, spijając sobie nektar z dzióbków, kroją ciasto, udając przy tym idealnie dobranych. Autentycznie miałam ochotę zwymiotować. Czułam się cholernie źle. Czułam, że się duszę. Duszę od nadmiaru emocji, alkoholu i tytoniu. Było mi przeraźliwie smutno. Nigdy wcześniej nie czułam się w ten sposób; oszukana, samotna i zdradzona. Marzyłam tylko o tym, by położyć się w jakimś wygodnym miejscu i zwyczajnie zasnąć. Zapomnieć, wymazać, odpuścić. Miałam ciężką głowę i ciężkie życie. Nie mam pojęcia, co tak naprawdę wydarzyło się przez kolejne dziesięć minut. Jedliśmy tort, dalej piliśmy alkohol i być może prowadziliśmy bezsensowne rozmowy. W pewnym momencie obok mnie i Poli pojawił się ojciec. I Kornelia, choć ją usilnie ignorowałam. Szybko wypiłam to, co pozostało w mojej szklance, uśmiechając się cierpko. Tomasz zachowywał się nad wyraz uprzejmie. Tak jakby mój stan nie robił na nim wrażenia. Tak jakbyśmy dyskutowali cały wieczór i przy tym świetnie się bawili. Przez ułamek sekundy poczułam do niego nienawiść. Gorące, wypalające mi resztki rozumu uczucie. Spojrzenie mojego ojca ostatecznie skupiło się na Kamińskim. Wpatrywał się w niego z rozwagą, jakby szukając jakiegokolwiek tematu, który zapoczątkowałby rodzinną pogawędkę. Marcel ostatecznie rozpoczął jakiś drętwy temat, chwilę podyskutowali o niczym i nagle z ust mężczyzny, który niegdyś był mi najbliższym człowiekiem, wydobyły się te słowa. Słowa, które doprowadziły mnie do wrzenia. Woda w czajniku nie potrafiłaby się tak zagotować jak ja w tamtym momencie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Klara nigdy o tobie nie mówiła…</div>
<div style="text-align: justify;">
Usłyszawszy to zdanie, a właściwie tylko jego połowę, odstawiłam z hukiem kieliszek, wlepiając w ojca mordercze spojrzenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Może gdybyś nie uganiał się za młodszymi i spróbował mnie wysłuchać, wiedziałbyś o wiele więcej – wycharczałam na jednym wydechu, czując jak narasta we mnie furia. Gdybym tylko mogła zmiotłabym to wszystko w pył. Mój szanowny rodzic wpatrywał się we mnie osłupiały a jego zacna małżonka niemal zakrztusiła się pitą oranżadą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Może gdybyś przypomniał sobie o córce, wiedziałbyś jak cholernie trudny przeżywa czas, jak każdego dnia walczy ze sobą i swoimi myślami, jak cierpi i jak tęskni za rodzicami. Może gdybyś miał coś innego na względzie niż zaspokojenie swoich seksualnych…</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W tym momencie poczułam, jak ktoś mocno ściska moją dłoń i próbuje odciągnąć od stołu. Nie widziałam wiele. Oczy zaszły mi łzami, a w oczach dudniła przeraźliwa cisza. Zrozumiałam wówczas, że to co w mojej głowie było szeptem, w rzeczywistości okazało się krzykiem. Zanim zdążyłam zareagować silny powiew wiatru musnął moją nagrzaną skórę twarzy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- W porządku, Klara. Wszystko w porządku. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marcel trzymał mnie w żelaznym uścisku, kołysząc miarowo. Nie czułam już nic. Nic prócz zmęczenia i łez spływających mi po policzkach. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie wiem, co się wydarzyło potem, bowiem obudziłam się w mieszkaniu babci i w łóżku, które teoretycznie miał zająć Kamiński. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Moje życie było katastrofą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>I na dodatek Kamienne Serce uważał, że tamten wieczór na balkonie nie miał znaczenia. </div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><br />
<div>
<br /></div>
mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-5273793741750746932.post-38333671349518269782016-03-31T12:52:00.000+02:002016-03-31T12:53:13.798+02:00#jedenaście.panika<div style="text-align: justify;">
<i>paranoia is in bloom</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wdech i wydech. Nie miałam powodu, żeby się stresować. Wprawdzie zależało mi na zdaniu Almy, jednak nie powinnam wątpić w Marcela. Właściwie to z naszej dwójki to on był tym lepszym; tym spokojniejszym, rozsądniejszym i tym, który zasługiwał na zaufanie. Jednakże gdzieś na tyle mojego umysłu migała wściekle czerwona lampka, informując, że to co z pozoru łatwe, zawsze okazuje się zgniłym jajem. Wzięłam się jednak w garść. Popatrzyłam w lustro, wmawiając sobie, że jestem silna i nie powinnam stresować się czymś takim. Miałam dwadzieścia dwa lata, nie mogłam więc mieć wrzodów żołądka i rozdygotanych dłoni, bowiem wciąż znajdowałam się na etapie poszukiwania męża. A kto zechciałby znerwicowaną chorą żonę? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span> Wydział chemii i bibliotekę uniwersytecką dzieliło ledwie kilkanaście metrów. Z żołądkiem podchodzący do gardła ruszyłam w stronę umówionego miejsca, zastanawiając się, jak właściwie powinnam ich ze sobą poznać. Nawet tak naturalna rzecz przychodziła mi teraz z trudnością. Nie mogłam się przejmować. Miałam na głowie licencjat, zakończenie studiów i wyjazd do Anglii, a stresowałam się czymś tak prozaicznym. Z moją głową naprawdę coś było nie tak. Wszystkie moje obawy rozwiały się w dziesięć sekund później, gdy ujrzałam Almę i Marcela, którzy rozmawiali w najlepsze, zaśmiewając się do rozpuku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jasna cholera</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Co to mogło oznaczać?</div>
<div style="text-align: justify;">
Z jednej strony powinnam być wniebowzięta. Jeżeli Wieczorek rozmawiała z kimś w taki sposób, przy tym całkiem dobrze się bawiąc, mogłam być pewna, że nie będzie miała zastrzeżeń do Kamiennego Serca. Jednak z drugiej strony, dlaczego tak szybko znaleźli kontakt i właściwie dlaczego? Uśmiechnęłam się najlepiej jak potrafiłam, podchodząc do nich pośpiesznie. Chciałam mieć to już za sobą. Właściwie chciałabym zamknąć oczy i otworzyć je w przyszły wtorek. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Hej! Widzę, że nie muszę was już sobie przedstawiać – rzuciłam ni to na luzie ni z zaskoczeniem. Chociaż doskonale wiedziałam, że twarz miałam całą czerwoną z nerwów. Na całe szczęście było już ciemno i łudziłam się, że w świetle lamp nikt tego nie dostrzeże. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Właśnie Marcel przypomniał mi, że poznaliśmy się trochę ponad rok temu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wieczorek dostrzegając moje spojrzenie, machnęła ręką, kiwając głową. Dokładnie tak jakby miała dostać jakiegoś ataku. Miałam ochotę urwać jej łeb i wytarmosić za tego kucyka uwiązanego na czubku głowy. Wszyscy o wszystkim wiedzieli. Wszyscy wszystkich znali, ale o tym nie wiedzieli. Tylko ja byłam pominięta, zapomniana, jakby wyrzucona do kosza. Przez moment naprawdę chciałam się rozpłakać. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Opowiem ci w domu, bo szkoda naszego czasu. Obgadajcie swoje sprawy, a ja pójdę poszukać książek. Świetnie było sobie to przypomnieć, dzięki, Marcel! Wracam do was za dziesięć minut! </div>
<div style="text-align: justify;">
Alma zniknęła za drzwiami biblioteki zostawiając mnie z Kamińskim, który uśmiechał się wyraźnie czymś rozbawiony. Przez moment wpatrywałam się w to niecodzienne zjawisko, dochodząc do wniosku, że Marcel wygląda w tym momencie o wiele młodziej niż zazwyczaj. Zrozumiałam wówczas, że przez tych kilka miesięcy naszej wyboistej znajomości szczerze roześmianego widziałam go raz. Na balkonie Zośki. Później oczywiście rozciągał usta w jakiś półuśmiechach, jednak nigdy nie było to na tyle prawdziwe, by uznać to za jakikolwiek przejaw emocji. Kamienne Serce był melancholikiem, uznałam po dłuższej chwili, co tylko sprawiło, że moja ciekawość urosła do niebagatelnych rozmiarów. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To może ty mi powiesz o co chodzi?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie czuję się do tego upoważniony, ale jestem pewien, że Amelia wyjaśni ci to w domu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nikt na Almę nie mówił Amelia, więc usłyszawszy to imię w ustach Marcela zwyczajnie się roześmiałam, ujarzmiając tym samym to dziwne napięcie kryjące się w moim organizmie. Zdecydowanie powinnam dorosnąć i zabrać się za swoje sprawy jak dojrzały, odpowiedzialny człowiek. Kamiński nie gryzł. A przynajmniej nie powinien. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Posłuchaj, Marcel, jeżeli nie chcesz tam jechać i odegrać roli, to zrozumiem. Choć złamiesz mi serce, jednak oprócz tego wszystko będzie w jak najlepszym porządku. Nie chcę wywierać presji, więc to jest ten moment, kiedy możesz powiedzieć nie i uciec. </div>
<div style="text-align: justify;">
Blondyn wpatrywał się we mnie, jednak na jego twarz nadal rozświetlał ten delikatny blask radości. Kamienne Serce był przystojny, trudno byłoby stwierdzić inaczej, jednak dopiero ten promień wesołości czający się w jego oczach i twarzy czynił go kimś interesującym. Odnosiłam wrażenie, że stoi przede mną ten sam chłopak, którego poznałam na balkonie, trzymając w dłoni piwo i opowiadając durne historie, którymi podusiłabym ludzi w podrzędnym klubie początkujących komików. Poczułam się swojsko. Poczułam się dokładnie tak jak tamtego wieczora. Bezpieczna. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dałem ci słowo, a jestem raczej słowny. Jeżeli masz jakieś obawy, to możemy je przedyskutować. A jeżeli zwyczajnie chcesz mi powiedzieć, że boisz się jechać tam ze mną, to też zrozumiem. I przede wszystkim, mam udawać twojego przyjaciela, więc to nic aktorsko trudnego. Gorzej gdybyś kazała mi udawać męża.</div>
<div style="text-align: justify;">
Cholerny żartowniś.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokręciłam szybko głową. Być może za szybko, bowiem Kamiński zaśmiał się serdecznie, przytrzymując pasek plecaka. Dlaczego musiał być tak normalny i tak uczciwy? To było akurat głupie pytanie. Powinnam się cieszyć. Po latach poznawania samych idiotów, w końcu spotkałam właśnie jego. I nie mogłam myśleć o nim inaczej niż jak o koledze. Zwyczajnie nie mogłam. Chociaż widocznie pchałam się do zacieśnienia naszych więzi. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie tak, po prostu nie chcę nikogo zmuszać. To wszystko jest porządnie popieprzone. Będziemy z moją siostrą i jej chłopakiem. Kajtek jest w porządku i interesuje się trochę informatyką, więc pewnie szybko odnajdziecie wspólny język. A resztą się nie przejmuj, już sama twoja obecność zrobi na nich wrażenie – wystrzeliłam jak z karabinu, starając się okiełznać ten informacyjny rozgardiasz w moim umyśle. Na tę chwilę i tak niewiele wiedziałam. Mogłam go jedynie odrobinę pocieszyć i przygotować na szok. Nic więcej. Chłopak kiwnął głową z namysłem. Nie wyglądał na spanikowanego. Mogłabym nawet pomyśleć, że zwyczajnie chce stać się częścią tej przedświątecznej szopki. Westchnęłam ciężko. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jedziemy w sobotę o szóstej rano z głównego. Bilety już kupiłam, więc nie musisz sobie tym zawracać głowy. Mieszkanie mamy nie jest za wielkie, a z kolei w domu ojca będzie pełno gości, więc ulokowałam cię u babci. Nie zwracaj uwagi na jej pytania, możesz nawet nie odpowiadać. To pewnie i tak pierwszy i ostatni raz, kiedy ją widzisz – palnęłam niewiele myśląc, zdając sobie poniewczasie sprawę z tego, że już od dawna z moich ust nie wydobyło się nic prawdziwszego niż to. Zatrzymałam na chwilę swój słowotok, odnajdując rytm myśli. Nie powinnam się tym przejmować. Taka była kolej rzeczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie brzmi to tak strasznie, jak próbujesz to zareklamować. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kamiński nadal się uśmiechał. Był gotowy na wszystko. A przynajmniej takie odnosiłam wrażenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy ty się kiedykolwiek stresujesz? Sprawiasz wrażenie, jakbyś robił to niemal co drugi dzień – mruknęłam podejrzliwie, zastanawiając się, skąd w nim tyle spokoju. To w końcu on jechał do obcych ludzi; szalonej rodziny z piekła rodem, więc dlaczego, do jasnej cholery, był tak irytująco spokojny? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Byłem na trzech ślubach w roli osoby towarzyszącej, więc mniej więcej jestem na bieżąco. Ostatni raz byłem z Zośką, więc chyba nie muszę dodawać, że już teraz nic mnie nie przeraża?</div>
<div style="text-align: justify;">
Może naprawdę nie miałam się o co bać. Nie miałam ochoty ani tym bardziej siły, by w tym momencie wyciągać z niego szczegóły tych wydarzeń, jednak wiedziałam, że podczas ślubu mojego ojca będziemy mieli o czym rozmawiać. A to zawsze był jakiś plus tej przygnębiającej sytuacji. Kiwnęłam głową. Po czterech godzinach spędzonych w laboratorium byłam najzwyczajniej w świecie zmęczona. Strach i zdenerwowanie ustąpiły miejsca znużeniu, więc jedyne co mogłam zrobić to podziękować Kamiennemu Sercu i poczekać na Almę. Kolejne pięć minut oczekiwania na rudą spędziliśmy więc na ustalaniu drobnych szczegółów i próbie przedstawienia mu najważniejszych członków rodziny ojca, z którą nie powinien wdawać się w jakiekolwiek dyskusje. A gdy w drzwiach pojawiła załadowana książkami Wieczorek, pożegnałyśmy się z Marcelem, ruszając w kierunku przystanków. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy tylko zniknęłyśmy z pola widzenia, prychnęłam złowieszczo, układając sobie w myślach serię zdań wyrażających moje niezadowolenie i przede wszystkim urazę. Przez bite dwa miesiące Alma wmawiała mi, że jedyne, co wie o Marcelu to właśnie to, że jest byłym Anety. Za każdym razem zarzekała się, że nie wie jak wygląda i kojarzy go jak przez mgłę. Mogłam jej wierzyć. Właściwie to jej wierzyłam, jednak dzisiejsze wydarzenia kompletnie podważyły tę wersję wydarzeń. Nie wiedziałam tylko, dlaczego to przede mną ukrywała. Szczerze wątpiłam w jakieś pikantne historie, ale fakt pozostawał faktem. Wieczorek znała Kamińskiego. I on znał ją. Wydawało mi się nawet, że ją lubi, więc dlaczego nic o tym nie wiedziałam? Szybko przedstawiłam swój tok myślenia rudej, oczekując jakiejkolwiek sensownej odpowiedzi. Alma westchnęła przeciągle, pocierając skroń wolną dłonią. Ból głowy zawsze był dobrą wymówką. Właściwie mogła mi tu zejść na zawał, byleby tylko wydusiła z siebie prawdę. W tym momencie niewiele mnie obchodziło, co się z nią stanie za chwilę. Byłam trochę obrażona i trochę zawiedziona. Nie potrafiłam zrozumieć tego, czego stałam się świadkiem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie okłamałam cię. Nie miałam pojęcia, że to on. Właściwie to on pamiętał mnie i przypomniał mi – tutaj zamyśliła się na moment, szukając odpowiednich słów – pewne żenujące wydarzenie – zakończyła nieco ciszej, wyraźnie niepewna tego sformułowania. W tym momencie przed moimi oczami przeleciało pięć tysięcy scenariuszy. Począwszy od tych nieszkodliwych skończywszy na tych, które złamałyby serce mnie i Bazylowi. Alma jednak zaśmiała się skonsternowana. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Weź się uspokój, nawet go nie dotknęłam. Jakoś w listopadzie po twoim wyjeździe Zośka zrobiła imprezę. Wcześniej pokłóciłam się z Miko, bo okazało się, że nie wróci na noc do Torunia i po prostu się upiłam, po to żeby mu zrobić na złość. I pech chciał, że gdzieś w międzyczasie zasnęłam w kiblu z głową w muszli. Nie rzygałam – mruknęła, dostrzegając moje zaciekawione spojrzenie, co tylko jeszcze bardziej mnie rozbawiło – i akurat znalazł się tam Marcel, obudził mnie i pomógł się trochę rozbudzić na balkonie. Gadałam z nim przez chwilę i później zamówił mi taksę. Cała historia. Nie pamiętałam go, bo jak się domyślasz, nie byłam w stanie dotrzeć do domu, a co dopiero mówić o zapamiętaniu jakiegoś kolesia. Byłam mu naprawdę wdzięczna i chciałam mu podziękować, ale głupio było mi dopytywać. I jak widać sam się znalazł. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ruda zamilkła na chwilę, rozbawiona takim przebiegiem wydarzeń. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Marcel-bohater, uratuje każdą kobietę w najmniej spodziewanym momencie – odparłam ironicznie, rozbawiona opowiedzianą historią. To naprawdę musiało być komiczne. Alma rzadko kiedy przesadzała z alkoholem. A jeżeli już to robiła, zawsze upijała się w naszym mieszkaniu z dala od ludzi, którzy mogliby ją zobaczyć w takim stanie. Najwyraźniej tamtego dnia była wyjątkowo nieszczęśliwa. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ty się śmiejesz, ale ja myślę, że coś w tym jest. Marcel jest w porządku – westchnęła – nie wiem, co się tak naprawdę stało na tym balkonie, ale wątpię, by chciał cię wykorzystać. Nie oceniam waszych relacji, ale chyba przesadziłaś wtedy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnęłam przeciągle. Przesadziłam. Owszem, wyznaję swoje winy, jednak czy nie miałam do tego prawa? Po wszystkim tym, co się w ostatnim czasie wydarzyło mogłam tak pomyśleć. Po prostu źle go oceniłam, za co naprawdę miałam do siebie pretensje. Z drugiej strony wiedziałam również, że tamten pocałunek nigdy nie powinien mieć miejsca. Kamienne Serce był w porządku. I właściwie to ja go wykorzystałam bardziej niż on mnie. Cóż, czasu nie mogłam cofnąć. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem, staram się to naprawić. Przynajmniej ciebie mam z głowy, więc mogę spokojnie spać. Teraz muszę zająć się opracowaniem jakiegoś planu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wieczorek prychnęła głośno, opierając się o ścianę przystanku. W jej spojrzeniu dostrzegałam pewnego rodzaju troskę, której nie chciała mi jawnie okazać. Mimo to potrafiłam ją zrozumieć. Doskonale wiedziałam, czego się obawia i na czym skoncentrowane są w tej chwili jej myśli. Nie chciałam jednak rozpoczynać tego tematu. To tylko pogłębiłoby stan, w jakim obecnie się znajdowałam. Nie potrzebowałam dodatkowych utrapień. Nie teraz. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy wsiadłyśmy do autobusu zmieniłyśmy temat na nieco lżejszy, pozwalając sobie na chwilowy spokój. W końcu za rogiem czekało nas o wiele więcej burz niż mogłyśmy się spodziewać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Piątek. Jedno słowo. Jeden dzień tygodnia. Z założenia powinnam leżeć na łóżku, przegryzać chipsy albo ewentualnie wybierać okruszki z pudełka po pizzy i oglądać najnowszy odcinek któregoś z ulubionych seriali. Z założenia tak właśnie powinnam robić. W praktyce jednak biegałam po mieszkaniu, wyrywając włosy z głowy i zadając sobie pytanie, gdzie ja miałam mózg, decydując się na coś takiego. Jednakże nie mogłam nagle odwołać wszystkiego, zakryć się kołdrą i udawać, że nic się nie stało. Bo się stało. Bo mój ojciec brał ślub za osiemnaście godzin i musiałam zrobić coś, co choć odrobinę poprawiłoby mi humor. Wiedziałam, że cały ten plan może skończyć się fiaskiem, nie byłam aż tak naiwna, by wierzyć w jego niezawodność. Jednak gdzieś w głębi ducha wierzyłam, że ten wyjazd z Marcelem coś zmieni, że może ojciec w końcu zauważy, że coś mu umyka, że powoli traci kontrolę nad swoimi relacjami z córkami. Usiadłam w fotelu, wzdychając ciężko. Nie byłam pewna, czego tak naprawdę oczekuję od jutrzejszego dnia. Stresowałam się obecnością Marcela. Stresowało mnie całe to żałosne przyjęcie i widok mojego ojca wkładającego obrączkę na palec jakiejś siksy. Chciałam się rozpłakać. Usiąść w kącie i zawyć jak wilk, który zgubił watahę. Z pomocą przyszła mi Alma. Niezawodna, wspaniała Alma trzymająca w dłoni wino. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Kocham cię – odparłam, wpatrując się jak urzeczona w butelkę krwistego trunku. Alkohol nie rozwiązywał problemów, ale przynajmniej czynił je jako tako znośne. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To niczego nie zmieni, ale może wydusisz z siebie to, co ci zalega i pozbędziemy się intruza. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wykrzywiłam usta w dziwnym grymasie. Wieczorek zwyczajnie chciała wydobyć ze mnie, o co mi tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Niestety miałam smutne wieści. Nie miałam zielonego pojęcia, o co mi chodzi i dlaczego od kilku dni zachowuję się tak, jakbym wysiadywała jajko. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Sama chciałabym wiedzieć. Chyba ten ślub mnie denerwuje i stresuje się swoim planem. Marcel jest w porządku, ale zabieranie ze sobą prawie obcego faceta jest ryzykiem. Chciałabym mieć to naprawdę za sobą. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ruda kiwnęła głową, rozlewając wino do kieliszków. Z wyrazu jej twarzy wyczytałam, że ani trochę mi nie wierzy. Odnosiłam również wrażenie, że wie o wiele lepiej, o co toczy się ta gra. Wniosek był taki, że mogłam już teraz zatkać uszy i udawać, że jej nie słucham podśpiewując jakąś denną piosenkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ślub ojca cię przeraża, to całkiem naturalne, Klara. Nie zatrzymasz tego, możesz jedynie życzyć mu szczęścia i żyć swoim życiem. Wiem, że mu nie wybaczysz, ale pomyśl, chciałabyś, by twoje dziecko zrobiło…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oho! – stęknęłam, celując palec prosto w klatkę piersiową mojej przyjaciółki – znalazłaś argument! Przede wszystkim, jeżeli znajdę faceta to chcę z nim umrzeć, a nie brać rozwód i wiązać się z kimś nowym!</div>
<div style="text-align: justify;">
Miałam utopijną wersję swojego życia. Nie uważałam jednak, by przestępstwem było wychodzenie z założenia, że jak już wezmę ślub to taki na całe życie. To była poważna decyzja. A przynajmniej w moim rozumowaniu odbierałam ją jako coś poważnego. Jako przysięgę, która nigdy nie traciła na znaczeniu i która wiązała na zawsze i pomimo wszystko. Byłam realistką, albo starałam się nią być, jednak do składania jakichkolwiek obietnic przywiązywałam dużą wagę. Nigdy nie wzięłabym ślubu z kimś, kogo nie byłabym pewna. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem, Klara, jednak nigdy nie bierz niczego za pewnik. Kocham Mikołaja, ale nie wiem, co przyniesie nam przyszłość. Po prostu sobie to wyobraź, nie karzę ci zakładać takiego scenariusza – dodała wyraźnie zirytowana, przewracając oczami. Czasami nasze poglądy życiowe rozmijały się na ogromnym skrzyżowaniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie chciałabym, ale – dodałam zuchwale, widząc, że szykuje się do ataku – zrobiłabym wszystko, żeby moje dzieci czuły się komfortowo z tą decyzją. A już na pewno nie zostawiłabym ich samych w momencie gdy podejmowałyby trudną decyzję. </div>
<div style="text-align: justify;">
Szach mat, pomyślałam, przyglądając się jak cała pewność uchodzi z Wieczorek. Choć naprawdę w tej jednej kwestii wolałabym się mylić.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie tak, że koniecznie chcę się z tobą kłócić w tej kwestii, ale sama widzisz, co się dzieje. Obiecał mi, że zorganizują ślub na koniec stycznia, po sesji. To naprawdę byłoby łatwiejsze, zwłaszcza, że teraz jestem na bakier z tym licencjatem i mam chyba z dwadzieścia kolokwiów. A mimo to olał moją prośbę i nawet nie zadzwonił zapytać, czy mogę przyjechać. Wyszedł z założenia, że muszę. Jadę tam tylko dla Poli i po to żeby namieszać. Inaczej pewnie nie wyściubiłabym palca spod kołdry. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ruda kiwnęła głową, dolewając sobie i mnie wina. W jej głowie pewnie roiło się z tysiąc haseł obronnych, jednak nie odważyła się ich wypowiedzieć na głos. Ten jeden jedyny razy milczenie było dobrym wyjściem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Po prostu kiedyś z nim o tym pogadaj. Pogadaj, a nie kłóć – dodała jeszcze, dostrzegając moje stalowe spojrzenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
A w rozmowach byłam naprawdę kiepska. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- I zanim pójdę spać, to chciałam ci jeszcze powiedzieć, żebyś nie robiła sobie nadziei z Marcelem. Dla swojego własnego dobra.</div>
<div style="text-align: justify;">
Godzinę później, będąc w upojeniu alkoholowym, Alma wstała z podłogi, chwiejąc się nieznacznie. Jej ton głosu, choć odrobinę zapijaczony, wyrażał zaniepokojenie i powagę. Przez moment wpatrywałam się w nią bezmyślnie, nie wiedząc, co miałabym powiedzieć. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Cholernie idealny moment na rozpoczęcie tej rozmowy – mruknęłam, wspinając się na łóżko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlatego właśnie robię to wychodząc, żeby nie kontynuować. Marcel wydaje się być świetnym facetem, ale, Klara, wyjeżdżasz. Podjęłaś decyzję i wiem, że będziesz się jej trzymać. Po prostu nie zrań jego i siebie. Odpuść teraz, żeby potem było łatwiej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zanim zdążyłam zaoponować, zanim właściwie zdołałam okazać swoje wzburzenie i zaprzeczyć tym śmiesznym pomówieniom, ruda wymaszerowała z pokoju, zamykając za sobą drzwi. W międzyczasie uśmiechnęła się smutno i położyła mi dłoń na ramieniu. Przyjaciółka, mruknęłam pod nosem, zdejmując spodnie. Było mi stanowczo za gorąco. I nie byłam pewna czy tylko z powodu wina. Leżąc w łóżku, zerknęłam jeszcze na zegarek wiszący na przeciwległej ścianie. Za szesnaście godzin mój ojciec miał przysiąc miłość aż do śmierci jakiejś siksie. Roześmiałam się na głos, by w chwilę później zasnąć i obudzić się z krzykiem paniki na moich ustach. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-5273793741750746932.post-35796521874392543032016-03-13T14:51:00.000+01:002016-03-13T14:51:14.940+01:00#dziesięć.impas<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<i>I don't know if it's worth it anymore</i></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dlaczego to zrobiłam?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Co nie tak było z moim życiem, że postanowiłam je skomplikować do granic możliwości? </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Niedzielny poranek rozpoczął się tyradą wyzwisk pod własnym adresem i usilną próbą znalezienia powodów, które doprowadziły do takiej a nie innej sytuacji. Byłam szalona, niespełna rozumu i zwyczajnie nienormalna. Jak inaczej mogłabym wyjaśnić fakt zaproszenia Kamiennego Serca na ślub ojca? Nadal uważałam, że to świetny pomysł, jednak wprowadzenie Kamińskiego w swoje rodzinne życie nie należało do tej samej kategorii. Na tyłach mego umysłu kryła się jeszcze inna myśl; złowroga i niwecząca wszystko to, co wydawałam się sobą reprezentować. Marcel był idealnym kandydatem nie tylko na fałszywego chłopaka. Był przystojny, inteligentny, mądry, taktowny i w tym wszystkim zwyczajny, co w moim przypadku było najprawdziwszym komplementem. Wiedziałam, że tylko on zdoła skupić na sobie uwagę i przy okazji zaskarbić całą rodzinną sympatię przeznaczoną tego dnia dla Kornelii. Impas – no bo jak inaczej mogłabym nazwać to, co właśnie działo się w moich myślach. Nie miałam najmniejszego pojęcia, co przyniesie mi nasza znajomość. Nie chciałam tworzyć wielkich historii, po to tylko by spaść na ziemię i dowiedzieć się, że poziom mojej beznadziejności jest wyższy niż najwyższy budynek świata. Kamiński był materiałem na coś więcej, ale nie mógł był kimś więcej. Nie teraz ani pewnie za sto lat. Wiedziałam to dobrze, jednak szept na tyłach mojego umysłu był na tyle nieznośny, by całkowicie rozproszyć prostotę tej sytuacji. Na dodatek znałam go dwa miesiące. Choć może nie był to najlepszy argument. Niektórzy ludzie brali ślub znając się ledwie kilka godzin. Co miałam więc ze sobą zrobić i jak to zrobić, by nie zwariować?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ostatecznie, stawiając opór tym rozważaniom, wstałam z łóżka, udając się do kuchni. Musiałam to z kimś przegadać i niestety tego problemu nie mogłam zrzucić na barki Kamińskiego. Potrzebowałam Almy. Potrzebowałam kogoś kto machnąłby ręką, zaśmiał się i powiedział mi, że jestem tragiczną idiotką. Nie byłam jednak pewna czy po wczorajszym występie nadal mogłam na to liczyć. Ludzie w emocjach zawsze mówili sobie paskudne rzeczy, a potem się godzili, przyznając sobie rację albo unikając krępujących tematów. Chciałam by i tym razem tak właśnie było. Nie miałam czasu na rozważanie, czy dobrze postąpiłam albo czy Wieczorek miała rację, bo ewidentnie ją miała. Na tę chwilę byłam w stanie przemilczeć to wszystko, byleby tylko usłyszeć z jej ust cokolwiek, co ugasiłoby ogień w moich myślach. Wkroczyłam więc do kuchni, licząc w duchu, że Alma siedzi tam ze stertą dziwnych gazet i w myślach przygotowuje powitalną mowę. Kiedy jej więc tam nie zobaczyłam poczułam się rozczarowana i może odrobinę zdradzona. Zacisnęłam nieświadomie pięści gotowa do walki ze samą sobą i nastawiłam wodę na kawę. Przez kilka minut opierałam się o blat kuchennego segmentu i w ostateczności żwawym krokiem ruszyłam do pokoju Bazylów. Nie mogłam czekać. Odnosiłam wrażenie, że stąpam po gorących kamieniach; niemiłosiernie parzących kamieniach i jedyne, co mnie może uratować to rozmowa z Almą. Byłam zdesperowana, to prawda, ale kto na moim miejscu nie byłby? Chciałam jedynie zaznać odrobiny spokoju. Chciałam usłyszeć, że to nic dziwnego i powinnam przyjąć do wiadomości, że Marcel Kamiński chce mi pomóc. Pomóc jako zwyczajny kolega a nie jako przyszły kandydat na męża i ojca moich dzieci. To było niedorzeczne, aczkolwiek potrzebowałam jakiegokolwiek zapewnienia, które przyniosłoby mi spokój. Moje myśli były upiorne. Skakałam z kwiatka na kwiatek zdając sobie sprawę, że popadam w obłęd. A nie zrobiłam nic złego. Może byłam nazbyt żywiołowa w swojej propozycji, ale czy było w tym coś złego? Chciałam tylko, by ktoś to potwierdził, by ktoś spojrzał na mnie z politowaniem, mówiąc przy tym, że nikt jeszcze nie zginął w męczarniach od czegoś takiego. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>I tak właśnie Kamienne Serce pozwolił zapomnieć mi o ojcu i moich rodzinnych problemach. Czasami miałam wrażenie, że jego obecność wniosła w moje życie odrobinę świeżości i spokoju, jakkolwiek śmiesznie to teraz nie brzmi. Przez ostatnie miesiące moją głowę zajmował Gary, rozwód rodziców i ich nowi partnerzy. W momencie gdy Marcel zaszczycił mnie swoją obecnością na balkonie, nic już nie było takie samo. Ani złość na ojca, ani rozczarowanie Nephwickiem ani ten pozostawiony za sobą bajzel. Mogłam uwierzyć w przeznaczenie, jednak wiedziałam, że to tylko wymysł bajek Disneya i tych innych, pospolitych romansideł. Właściwie bardziej prawdopodobne było to, że w obliczu czekającej rozpaczy, podświadomie znalazłam sobie właśnie jego. I ostatecznie nie mogłam się w nim zakochać. Nie mogłam stworzyć z nim związku, bo wyjeżdżałam. Opuszczałam ten padół łez, więc zaangażowanie w coś więcej niż pisanie licencjatu zwyczajnie nie miało sensu. Nie miało i już. Wątpiłam również, by i on chciał czegoś więcej. Byłam tylko koleżanką i przy okazji uczennicą, która znalazła się w odpowiednim miejscu i czasie. Gdyby obok Dworu Artusa przechodziła Madzia z drugiej ławki, to pewnie ją wciągnąłby w tą szopkę. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Już sam fakt myślenia o nim w tych kategoriach godzien był pożałowania. Kamiński nie zrobił nic, co pozwoliłoby mi założyć, że nasza znajomość prowadzi do czegoś więcej. Jak więc mogłam się tak głupio nad tym roztkliwiać? Był miły. Tak samo miły jak dla setki innych dziewczyn. Musiałam o tym pamiętać. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Stanęłam przed drzwiami pokoju, próbując doprowadzić się do porządku. Nie miałam pojęcia, czy Bazylowie śpią czy oglądają film, czy może zajmują się jeszcze czymś innym. Późna godzina mówiła mi, że to raczej nic z tych rzeczy, jednak nie mogłam być już niczego pewna. Zapukałam więc w drzwi, oczekując jakiegoś odzewu. Osiem sekund później w drzwiach stanął Mikołaj. Wyglądał na kogoś, kto właśnie przebiegł maraton, rzucił się na łóżko i zaraz po tym wstał. Jego twarz nie wyrażała nic ponad zmęczenie, złość i rządzę mordu. Postanowiłam jednak pominąć tę kwestię. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Alma śpi? – Zapytałam szybko, nie siląc się na jakiekolwiek przywitanie. A gdy potwierdził moje słowa skinieniem głowy, westchnęłam przeciągle, kładąc dłonie na swoich biodrach – to ją obudź. Wydarzyła się tragedia. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>A gdy do Bazyla nie dotarły te słowa, co wyraźnie ukazywało jego obojętne oblicze, postanowiłam rzucić prawdziwą petardę.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zaprosiłam Marcela Kamińskiego na ślub ojca – odparłam bezwzględnym tonem, dorzucając jeszcze – tak, dokładnie tego Marcela Kamińskiego. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Zanim Miko zdołał uczynić cokolwiek, zdziwić się albo pokręcić głową w akcie bezradności, Amelia stała już obok niego wpatrując się we mnie z niedowierzaniem. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co zrobiłaś?! – wychrypiała zszokowana, nie wyglądając wcale na kogoś kto właśnie spał. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po kilkunastu sekundach niezręcznej ciszy i wpatrywaniu się w Almę jak sroka w gnat, wzruszyłam ramionami, udając się do kuchni. Na ten moment zażegnałyśmy kryzys, stawiając ponad wszystkim sprawę Marcela i nieoczekiwanych zmian w moim życiu. Ruda podążyła za mną, siadając przy stole. Jej ściągnięte brwi wskazywały na głęboki szok, szok zaliczany do kategorii tych wstrząsających. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No mówże – dodała z dziwnym napięciem w głosie, wwiercając we mnie żelazne spojrzenie. Czułam się jak na przesłuchaniu, których naoglądałam się w amerykańskich serialach. Na moich barkach spoczywał dziwnych ciężar, a żołądek burczał nieprzyjemnie, skurczony ze stresu i strachu. W końcu spojrzałam na Wieczorek, wzruszając bezradnie ramionami. Słowa popłynęły same. Odrobinę chaotyczne i czasami pozbawione sensu, jednak trzymałam się faktów, co w moim przypadku było trudnym zadaniem. Starałam się przedstawić miniony wieczór z punktu widzenia zwykłego obserwatora, a nie Klary Marszał, która drżała z nadmiaru emocji. W międzyczasie Mikołaj zrobił nam kawę i wyjął z szafki jakieś ciastka, które położył na stole. Pocieszała mnie myśl, że Alma w żaden sposób nie próbuje wtrącić się w moją opowieść. Robiła to wprawdzie rzadko, jednak pod wpływem wzburzenia zdarzało jej się ucinać zdania i rozpoczynać wywód na temat nieodpowiedzialności i szaleństwa. A tego niedzielnego ranka wydawała się być wzburzona jak morskie fale podczas sztormu. Choć nie byłam pewna czy to z mojego powodu czy zwyczajnie się nie wyspała. Z kobietami nikt nigdy nie mógł być niczego pewien. Na koniec rozłożyłam ręce w geście bezradności. Co miałam, do jasnej anieli, zrobić? I czy powinnam cokolwiek zrobić czy tylko udawać, że to był zwykły żart. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Alma przeklęła szpetnie, co w ostatnim czasie zdarzało się jej nazbyt często, wzdychając ciężko. Mikołaj z kolei siedział wpatrzony w szklankę po kawie, próbując powstrzymać wybuch śmiechu. Nie miałam pojęcia, do kogo powinnam w tym momencie dołączyć. Obydwoje doskonale przedstawiali problematyczność moich emocji; wahanie między niedowierzaniem a rozbawieniem. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- W którym momencie Kamienne Serce stał się twoim przyjacielem? – zapytała, mrużąc oczy. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- O to chodzi, że nie stał się przyjacielem. Jezu, ty nic nie łapiesz.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ona faktycznie nic nie zrozumiała. Ani złożoności tej sytuacji ani złożoności odczuwanych przeze mnie emocji. W tym momencie mogłam właściwie podziękować im za wysłuchanie i pójść do swojego pokoju. Tyle samo mogłam wskórać i sama, bez wyśmiewania i dziwnych, prowadzących donikąd pytań. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nadal nie mogę uwierzyć, że mu tyle powiedziałaś. Czasami nie chcesz, żeby Miko o wszystkim wiedział, a nagle zwierzasz się komuś, kto jeszcze przed miesiącem był niemal twoim wrogiem. I zapraszasz go na ślub ojca.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Ton głosu Amelii nie wyrażał złości. Przez moment odniosłam nawet wrażenie, że to zwyczajna dociekliwość. A jej pytanie, cóż, było sensowne i dość prawdziwe. Bo, no właśnie, dlaczego to zrobiłam, skoro ogólnie nigdy nie lubiłam się zwierzać. A nade wszystko nie znosiłam opowiadać o swojej rodzinie. Alma rozbiła bank. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Dobre pytanie, sto punktów dla pani Wieczorek – mruknęłam ironicznie, drapiąc się po głowie. Tak jakby miało mi to pomóc w sformułowaniu jakiekolwiek wypowiedzi. – Nie wiem, Alma. Za cholerę nie wiem, jak to się stało. Byłam zła na ciebie, na ojca, na wszystkich ludzi, którzy ostatnio mnie zawiedli i po prostu pojawił się on. I chciałam się komuś wygadać, a Marcel zwyczajnie wykazał zainteresowanie, więc tak to poleciało. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Ruda kiwnęła głową. Wiedziałam, że potrafiła to zrozumieć. Nawet jeżeli to, co przed chwilą wydobyło się z moich ust było tylko zwykłym bełkotem. Oprócz własnej siostry, nikt inny nie znał mnie tak jak ona, więc wyobrażenie sobie tej sytuacji nie zajęło jej zapewne zbyt wiele czasu. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Problem tkwi jednak w tym – podjęłam, przechodząc do meritum – że nie wiem, jak mogłabym się z nim skontaktować. Właściwie mógł to przemyśleć i zrezygnować…</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Nie masz jego numeru?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Ruda wcięła mi się w połowę ważnej wypowiedzi, odsuwając z rozmachem stojący przed nią kubek. Jej oczy przypominały spodki filiżanek, które babcia namiętnie kolekcjonowała w ubiegłej dekadzie. Choć przyznaję, że fakt nieposiadania numeru Marcela był dziwny. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Zapomniałam go zapytać. Rozstaliśmy się na Rapaka i zresztą byłam tak zajęta tym cudownym planem, że wyleciało mi z głowy. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Alma pokręciła głową z niedowierzania, posyłając pełne dezaprobaty spojrzenie Mikołajowi. Miałam wrażenie, że w tym momencie telepatycznie ogłosili mnie ofiarą roku. Nie należałam do ogarniętych osób. Często coś gubiłam, czasami o czymś zapominałam, a czasami zwyczajnie nie chciałam pamiętać. Przywykłam do takiego życia i choć czasami było to niezwykle kłopotliwe, to po prostu tak było i nie siliłam się na jakiekolwiek zmiany. Każdy miał wady. A nieporadność w takiej formie mogła nawet uchodzić za uroczą. Nawet w jakimś poradniku napisali, że faceci lubią sierotki Marysie, którymi trzeba się zaopiekować. Nie miałam tylko pojęcia, co się dzieje z tym rycerzami, gdy faktycznie jestem w potrzebie. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- I teraz chcesz zapewne się dowiedzieć, jak do niego dotrzeć i czy podjęłaś słuszną decyzję i czy przypadkiem nie ulokujesz w nim swoich uczuć? </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Mikołaj Bazyl potrafił być konkretny i nadzwyczaj spostrzegawczy, gdy naprawdę tego chciał. I właściwie uratował mnie z opresji, bowiem byłam pewna, że Wieczorek męczyłaby mnie tymi dziwnymi pytaniami, aż w końcu dotarłybyśmy do punktu, gdzie byłabym zbyt zmęczona, by kontynuować swoje przemyślenia. Dzisiaj potrzebowałam konkretnych rad. Bez rozwodzenia się nad słusznością zwierzeń obcemu facetowi ani słusznością czegokolwiek, co wiąże się z facetami. W odpowiedzi westchnęłam rozpaczliwie, kiwając gorliwie głową. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Wiesz, co myślę o ślubie i twoim ojcu. Nie ganię cię za to, szczerze, to uważam, że powinnaś zrobić na złość Kornelii. Ona zepsuła to, co było dla ciebie ważne, więc masz prawo się odegrać. Boję się tylko, że się zaangażujesz w Kamińskiego i będziemy mieć tu tragedię. I zresztą początek waszej znajomości rzuca cień na tę znajomość. W porządku, to że jest byłym Anety o niczym nie świadczy, ale jesteś pewna, że możesz go ze sobą zabrać? </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Roześmiałam się, wyobrażając sobie, jak pakuję Kamienne Serce do plecaka i zabieram go ze sobą na ślub. Jak jakąś zabawkę albo pluszowego misia bez którego żadna podróż nie może się odbyć. Byłam na skraju wytrzymałości nerwowej. Obawiałam się, że któregoś dnia rozpocznę histerię, której końca na próżno będzie się oczekiwać. I czy byłam pewna, że mogę go przedstawić swojej rodzinie, nie angażując się przy tym? Nie byłam tego pewna. Z drugiej jednak strony kimkolwiek nie byłby ten wynajęty na dwa dni mężczyzna, szansa na obdarzenie go uczuciami zawsze istniała. Nie wydawało mi się bym z Kamińskim ryzykowała bardziej niż z innymi.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
A przynajmniej się o to modliłam. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Mam wynająć sobie faceta z agencji modeli czy znaleźć w Internecie – zapytałam ironicznie, posyłając się znudzone spojrzenie. – Jednak nie w tym problem. Jak Mikołaj słusznie zauważył, pierwszy raz od bardzo dawna, potrzebuję rady. Chcę się dowiedzieć, co myślicie, ale bez krytyki i pieprzeniu o związkach. Ten problem zostawmy na później. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Alma westchnęła przeciągle, nie akceptując tej prośby. Bazyl z kolei wykrzywił usta w dziwnym grymasie, jakby wahając się między ucieczką a zatkaniem uszu. Po chwili wzruszył ramionami, poprawiając zaczepkę na firance. Był jedynym facetem w tym pomieszczeniu, więc liczyłam, że wesprze mnie swoim męskim spojrzeniem na świat. Wlepiłam w niego swoje ślepia, wymuszając jakąkolwiek reakcję. Naprawdę nie mogłam czekać. Jeżeli chciałam coś ugrać z Marcelem, musiałam się śpieszyć. Poranna panika powoli ustępowała miejsce pośpiechowi. Jedyne na czym mi zależało to na porażce mojej przyszłej macochy. Z natury byłam mściwa, więc zemsta potrafiła zastąpić mi każde inne uczucie. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Po prostu zapytaj go znowu, czy naprawdę nie ma nic przeciwko, a jeżeli jasno i wyraźnie, powie, że może to zrobić, to sprawa zakończona. Potrzebujesz zapewnienia na piśmie? Jeżeli facet mówi tak, to z zasady znaczy to dokładnie to samo, co myśli.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Z zasady, ale wcale nie musi tak być – poprawiła go Alma, jednak widząc wzburzenie na mojej twarzy, poprawiła się szybko – nie mówię teraz o Marcelu, po prostu nie róbmy z facetów takich bezpośrednich prawdomówców. Napisz do niego na facebooku, a jak chcesz to jeszcze możesz zapytać Zośkę, co jak rozumiem nie jest dobrym pomysłem – zakończyła, widząc moje przerażone spojrzenie. Właściwie mogłam uraczyć Sienkiewicz jakąś zmyśloną historyjką, ale Zośka nie była głupia. Gdyby zaczęła kojarzyć fakty: urodziny, spotkanie w pubie, ten durny wywiad środowiskowy i ostatecznie nasze dziwne zachowanie, dotarłaby do punktu, w którym mogłaby stwierdzić, że coś jest na rzeczy. Nie chciałam prowokować losu. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- I co? Może przy okazji jej powiem, że, hej, to ja się z nim wtedy całowałam i przekaż uszanowania Anecie? Weź się, Alma, ogarnij. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Bazyl skwitował to jedynie śmiechem stłamszonym dziwnym kaszlnięciem. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- To jaki ty masz pomysł, geniuszu? Będziesz stać przed szkołą czy zaczniesz go szukać przez policję? A może plakaty rozwiesisz? Ewentualnie możesz poczekać, aż on się odezwie. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Nie wiem, czy Amelia Wieczorek była prorokiem, jednak w momencie, gdy z jej ust padły te słowa, w moim pokoju rozbrzmiał dźwięk oznajmujący przybycie nowej wiadomości. Oczywiście moim największym marzeniem było to, by ten nędzny sms okazał się smsem od Kamińskiego, jednak stłamsiłam w sobie zakrzyknięcie: a widzisz! zależy mu!, bowiem zapewne była to Pola albo operator, informujący o nadchodzących zmianach w płatnościach międzynarodowych. Chcąc, nie chcąc wstałam od stołu, mając malutką nadzieję, że to właśnie on. Rycerz na białym koniu. Ta myśl była bardzo naiwna, więc ujrzawszy obcy numer i wiadomość podpisana TYM imieniem, nie mogłam zrobić nic oprócz zaduszenia się własną śliną. Skąd on u licha miał mój numer i jak go zdobył? Miałam nadzieję, że nie od Zośki, a jeżeli już to zrobił to naprawdę podał jakiś konkretny, niewnoszący nieporozumień powód. Gdy szok opuścił mój umysł i ciało pobiegłam do kuchni, machając rękoma jak jakiś paralityk. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Cześć, zapomnieliśmy o numerach. Jak będziesz miała czas, napisz mi coś więcej o tym ślubie i wszystkim tym, co jest związane z twoim planem. Marcel – wyrzuciłam z siebie w pośpiechu, nie mając pojęcia, jak właściwie miałabym to skomentować. I co miałabym mu odpisać, albo czy może lepiej byłoby gdybym jednak zadzwoniła. Wpatrywałam się w wyświetlacz jakby był co najmniej stworzony ze złota, nie wiedząc, jaki powinien być mój krok w tej historii. A w końcu to ja byłam pomysłodawcą i jakby nie patrzeć, to mnie powinno na tym bardziej zależeć. Przeklęty Kamiński, zawsze wiedział jak mnie zbić z pantałyku. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Ale ptaszka sobie upolowałaś – zaświergotała Alma, uśmiechając się w ten dziwny, irytujący, pewny siebie sposób. – Myślałam, że raczej pofrunie do ciepłych krajów niż się odezwie, a tu takie coś – dodała z podziwem, co jakoś wcale nie mnie pocieszało. Marcel był zbyt porządny. Ryzyko spieprzenia tego właśnie wzrosło. Spieprzenia z mojej strony oczywiście. Wątpiłam, by Kamienne Serce był w stanie zrobić coś nietaktownego. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Porządny się wydaje – skwitował Bazyl, kiwając głową z uznaniem. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Wsparcie moich przyjaciół jak zawsze podnosiło na duchu. Z westchnieniem przysiadłam na taborecie, kładąc się na stole. Z założenia miałam już o wiele łatwiej, jednak nadal coś mnie męczyło. Strach, ekscytacja, niedowierzanie i znowu strach. Miałam spędzić z kimś niemal obcym dwa dni. Na dodatek podczas ślubu mojego ojca. Czy byłam w stanie tak się poświęcić i wyjść z tego bez szwanku? Wczoraj zrozumiałam, że Marcel może być tylko moim kolegą; naprawdę świetnie się dogadywaliśmy, więc nic nie stało po temu na przeszkodzie. Coś jednak mnie blokowało. Ten niewielki procent niepewności. Niepewności samej siebie. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Ukrócając swoje męki, z pomocą Almy i Miko odpisałam mu krótko, dziękując za kontakt i obiecując przesłać listę szczegółów najszybciej jak to będzie możliwe. Musiałam przemyśleć kilka rzeczy i skontaktować się z Polą, choć wiedziałam i bez tego, że będzie zachwycona. Kamiński był wisienką na torcie, więc w ostatecznym rozrachunku musiałam podjąć to ryzyko. Nawet jeżeli później musiałabym leczyć złamane serce. Jednak czy kolejne serce do naprawy mogło mieć jakieś znaczenie? Przywykłam do tego. Tak jak do każdej innej niedogodności w moim życiu. Równie dobrze mogłam być bohaterką greckich tragedii, bowiem czasami miałam wrażenie, że ciąży nade mną fatum i jakiego wyboru nie dokonam, koniec zawsze będzie taki sam. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Przez kolejną godzinę debatowaliśmy nad moim położeniem, by ostatecznie stwierdzić, że klamka zapadła. Marcel najwyraźniej poczuł się do odpowiedzialności, a więc zażegnałam jeden ze swoich większych problemów i dałam sobie chwilę wytchnienia od tych drobniejszych. Nie uważałam, by rozkładanie tego tematu na tysiące czynników miało cokolwiek zmienić. Zrobiłam to. Poprosiłam go i nie miałam pojęcia, czy żałuję. I nawet jeżeli miał być to największych niewypał mojego życia, nie byłam w stanie tego przewidzieć. Podejmowałam ryzyko. Byłam w końcu młoda i szaleństwo było moim drugim imieniem. Alma, wyraźnie czymś zaniepokojona, przytakiwała na każde moje słowo, skubiąc kraniec ceraty, którą w zeszłym tygodniu podrzuciła nam pani Wandzia, właścicielka mieszkania. Nie żebym była zwolenniczką cerat i ich wymyślnych wzorów, jednak widok ten w jakiś sposób mnie irytował. Choć skłonna jestem przyznać, że bardziej irytowała mnie Alma i jej małomówność. Gdy Bazyl zniknął za drzwiami pokoju pod pretekstem pisania magisterki, trzepnęłam Wieczorek w ramię, tym samym otrzymując odrobinę jej uwagi. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Alleluja! Spojrzałaś na mnie – odparłam ni to ironicznie ni kąśliwie, posyłając jej urażone spojrzenie – wciąż masz mi za złe wczoraj?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Alma prychnęła głośno, przekrzywiając głowę w lewą stronę. Robiła tak zawsze, gdy chciała wyśmiać mój pomysł albo podważyć wypowiedzianą przeze mnie teorię. Nie musiałam więc już o nic więcej dopytywać. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Obydwie wiemy, że mam rację. Rozmowa pomaga, ale nie o to mi chodzi, Klara. Po prostu męczy mnie ten Marcel. Nie znam go, a zważając na waszą burzliwą przeszłość i to co jeszcze o nim mówiłaś nie dalej jak trzy tygodnie temu, raczej mi nie pomagają. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Już otwierałam usta, by zacząć jakkolwiek się bronić, gdy ruda ni stąd ni zowąd wypaliła:</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Muszę go poznać do piątku. A ty musisz zaaranżować nasze spotkanie. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Zaśmiałam się. Jednak mój śmiech słabł z każdą mijaną sekundą. Ona nie żartowała, ba!, ona nie miała zamiaru z tego żartować. Wieczorek naprawdę miała zamiar poznać Kamienne Serce przed wyjazdem do Mszyny. Mogłam więc ich sobie przedstawić i umrzeć ze stresu albo patrzeć jak Alma przypadkowo wpada na niego na kampusie. A wszyscy dobrze wiedzieli, że jest do tego zdolna, bowiem gdy obrała już sobie coś za cel była w stanie zrobić wszystko. Nawet ominąć seminarium u najbardziej irytującego promotora na tym padole łez. Wpatrywałam się więc w nią przerażona, układając setki scenariuszy. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Oddychaj, to tylko rutynowa kontrola – usłyszałam jeszcze, czując jak krew dudni mi w uszach. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Impas.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Wszystko było cholernym impasem. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Cały wieczór siedziałam na łóżku, w rozgrzebanej kołdrze, zastanawiając się, jak powinnam zorganizować naszą podróż i co zrobić później, gdy w końcu znajdziemy się w Mszynie. Plan z założenia był prosty jak budowa cepa, jednak detale wydawały się mnie przerastać. Miałam tydzień, by stworzyć zemstę idealną i sprawić, by wszyscy uznali Marcela za miłość mojego życia. Na dodatek miałam tego dokonać, nie angażując się w naszą relację. A najlepiej załatwić to tak, by jak najszybciej o tym zapomnieć. Zaczęłam więc od biletów na pociąg, skończywszy na znalezieniu pokoju dla Kamińskiego. Pomimo wszystko nie chciałam dzielić z nim tej samej przestrzeni podczas nocy. Jedynym więc słusznym miejscem, gdzie mógłby nocować było mieszkanie babci. Domyślałam się, że być może spędzenie z babcią kilku godzin nie odbije się najlepiej na jego zdrowiu psychicznym, jednak uznałam, że to jedyna dobra decyzja. Na dodatek Alma, podobnie jak i Pola, stwierdziła, że, zważając na cały ten plan, spędzenie jednej nocy zamkniętym w pokoju ze zdjęciami kotów, nie powinno nikomu zrobić różnicy. Kiedy więc kładłam się spać o północy, czułam, że przez najbliższy tydzień nie będę w stanie zmrużyć oka na dłużej niż godzinę. W myślach wciąż miałam tę przerażającą wizję ślubu, gdy mój misterny plan popada w ruinę i to Korni jest prawdziwą gwiazdą wieczoru. Nie mogłam na to pozwolić. Ten jeden jedyny raz musiałam odegrać się za to, co zrobiła rok temu. Każdy musiał zapłacić za swoje winy. Nawet jeżeli z nerwicy miałam nabawić się wrzodów żołądka. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
W poniedziałek rano wstałam ze spuchniętą głową. A konkretnie głową spuchniętą od próby wymyślenia, co mam powiedzieć Kamiennemu Sercu i jak mam mu to powiedzieć. Zdawałam sobie sprawę, że aż zanadto przeżywam ten durny wyjazd, jednak byłam tylko Klarą Marszał, która z igły robiła widły i albo się ją za to kochało albo nienawidziło. W drodze do łazienki spotkałam ubranego i wypachnionego Bazyla, który uśmiechnął się dziwnie pokrzepiająco i zniknął za drzwiami kuchni. Almy nie było już w mieszkaniu, bowiem od rana starała się dostać na dyżur do jakiegoś profesora, próbując wybłagać wypożyczenia jednego egzemplarza jakiegoś mocno niedostępnego przewodnika po krajach Ameryki Południowej. Rozejrzałam się po mieszkaniu, wzdychając ciężko. Czym ja się konkretnie przejmowałam? Wystarczyło wziąć się w garść. Przestać mazać jak sześciolatek przed występem i zwyczajnie robić swoje. Może nie byłam mistrzem oddzielania od siebie emocji, jednak mogłam spróbować. Bo w gruncie rzeczy dobrze wiedziałam, że chodziło mi tylko o to. O uczucia. I nic więcej. Ewidentnie obejrzałam za dużo komedii romantycznych i mój mózg został zwyczajnie zlasowany. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Weź się w garść, do jasnej cholery. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Jedyne co mi pozostało to zredagowanie wiadomości do Marcela, albo wciśnięcie zielonej słuchawki i oczekiwanie na ciąg zająknięć i nerwowego śmiechu. Właściwie doszłam do wniosku, że wolałabym spotkać się z nim w cztery oczy, bowiem jego żelazne spojrzenie utrzymałoby mnie w ryzach i powstrzymałabym się od bezsensownych wtrąceń. W ostateczności, nie tracąc czasu, wysłałam mu wiadomość, informując, że będę na kampusie do siedemnastej i jeżeli ma czas, to moglibyśmy się spotkać na chwilę, żeby przekazać mu wiadomości. Później wrzuciłam telefon do torby i, oddychając jak po przebiegnięciu maratonu, weszłam do laboratorium. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Kiedy wyszłam z sali za oknem już zmierzchało. Westchnęłam przeciągle, wyjęłam komórkę i zobaczyłam dwie wiadomości. Każda o tej samej treści, jednak od zupełnie innych osób. O siedemnastej przy bibliotece. Nawet jeżeli nie chciałam, by Alma poznała Kamińskiego zbyt szybko, przeznaczenie wydawało się zadecydować inaczej. Zerknęłam na godzinę, odnotowując, że mam dokładnie pięć minut, by zderzyć się z pędzącym pociągiem towarowym. I postanowiłam, że te ostatnie minuty ciszy spędzę w toalecie, próbując opanować drżenie rąk. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Kolejna godzina zadecydować miała o mojej przyszłości, musiałam więc odetchnąć, poprawić fryzurę i ruszyć na bitwę. Jak prawdziwy indiański wojownik. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5273793741750746932.post-81826085520254722982015-12-13T21:30:00.000+01:002016-01-15T19:47:48.619+01:00#dziewięć.historia<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>and I'm not expecting you to care</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego płakałaś? – zapytał, opierając się wygodnie na krześle. Ja z kolei zamrugałam oczami kilka razy, nie potrafiąc nadziwić się prostocie tego pytania. Nie wiem czy liczyłam na prawdziwe emocjonalne fajerwerki czy może coś bardziej banalnego, ale pewna byłam jednego: nie spodziewałam się czegoś tak naturalnego i skoncentrowanego na dzisiejszych porannych wydarzeniach. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Kiedy cię spotkałem – sprecyzował, wyraźnie sądząc, że moje milczenie jest spowodowane niezrozumieniem pytania. Gdyby tylko wiedział, jak żałosna bywam w swoich oczekiwaniach, nie czekałby na odpowiedź. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To długa historia i na dodatek niewarta wysłuchania. Czasami kobiety płaczą, chyba nie muszę ci tego tłumaczyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzruszyłam ramionami, starając się wyglądać luzacko. Chciałam być maksymalnie rozluźniona, tak by nie wyglądać na udręczoną bądź zmartwioną. Choć powrót do tych łez sprawił, że nagle przypomniałam sobie o ojcu, Almie i całym tym bałaganie jaki po sobie zostawiłam, uciekając z mieszkania. Nie uważałam również, by pogawędka o moich rodzinnych problemach była dobrym ukoronowaniem tego miłego dnia. I istniała szansa, że Marcel usławszy tę beznadziejną opowiastkę, ucieknie z krzykiem, żałując, że rozpoczął znajomość z szaleńcem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wiem, że o niektórych rzeczach nie chce się rozmawiać. Jednak chciałem zaznaczyć, że mogę ocenić sytuację z dość neutralnej pozycji. Czasami opinia kogoś stojącego obok może okazać się pomocna. Nie chcę cię zmuszać, Klara. Po prostu jestem tym typem człowieka, który uważa, że lepiej się wygadać niż trawić złość.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiwnęłam głową, biorąc do ust zamówione ciastko. Być może to, co mówił było nad wyraz logiczne, ale czy słuszne? To było takie osobiste, zbyt mi bliskie, by spojrzeć mu w oczy i przyznać, że moja rodzina jest chora psychicznie i ja sama też nie cieszę się najlepszym zdrowiem mentalnym. Z drugiej jednak strony naprawdę potrzebowałam kogoś, kto wysłuchałby tego, co mam do powiedzenia i zdecydował czy mam rację czy tylko panikuję. Wszystkie osoby, które znały tę sytuację były ze mną niemal od samego początku, a więc poniekąd uczestniczyły w tym procesie. Ich osąd był więc najczęściej emocjonalnie zabarwiony. Kamienne Serce wraz ze swoją świeżością i niewiedzą mógł się temu przyjrzeć. Ponadto nie znał mnie tak dobrze, by rozważać nad moim upierdliwym charakterem. W konsekwencji wyjawienie mu kilku drętwych historii mogło być przydatne. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Myślisz, że naprawdę jesteś na to gotowy?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Powiedźmy, że tak. Pomogłaś mi dzisiaj, więc przyjmijmy, że to rewanż. Zresztą od poprzedniego tygodnia wyglądasz jakby ktoś cię uprał w pralce i zapomniał wysuszyć. </div>
<div style="text-align: justify;">
Posłałam mu zdziwione spojrzenie, nie wiedząc, jak skomentować to niewybredne porównanie. Kamiński zdecydowanie nie nadawał się na poetę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co masz przez to myśli? – odparłam ostrożnie, dalej zastanawiając się, czemu miało służyć, to co powiedział. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- W porządku, jestem okropny w porównaniach – jęknął odrobinę zażenowany, upijając łyk kawy – jesteś bardzo zmęczona i zamyślona, a na dodatek wyciszona jak nigdy dotąd. Nie uważam, że bycie spokojnym to coś złego, ale zdążyłem cię trochę poznać i to nie trzyma się kupy – dokończył, rozkładając dłonie w geście bezradności. </div>
<div style="text-align: justify;">
Byłam tak samo bezradna i zagubiona. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Pokłóciłam się z Amelią, moją przyjaciółką, może poznałeś ją u Zośki – dodałam, nie patrząc na niego – ale historia zaczyna się jakieś cztery lata temu. Jesteś pewien, że chcesz…</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie dokończyłam, bowiem Marcel przytaknął moim słowom z zapałem, jakiego spodziewałabym się od psychologa pierwszej klasy. Uznałam więc, że skoro zgadza się na to dobrowolnie, nie jestem w stanie temu odmówić. Ostatecznie nie zdradzałam pikantnych szczegółów ze swojego życia prywatnego. Zwyczajnie miałam mu tylko opowiedzieć o swoich relacjach z rodzicami, i ogólnie o relacjach w naszej rodzinie. Czemu więc czułam się jak na jakimś dennym przesłuchaniu? Wzięłam głęboki oddech, zaczynając od tego, co najłatwiejsze. Od maja dwa tysiące jedenastego roku, gdy podczas przegrzebywania szafek w celu odnalezienia podręcznika z matematyki, dotarłam do dokumentów potwierdzających pierwszą rozprawę rozwodową swoich rodziców. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przez całe swoje osiemnastoletnie życie nie podejrzewałabym, że mój tata i moja mama mogą zechcieć zakończyć swoje małżeństwo. A przede wszystkim, nie spodziewałabym się tego, że zrobią to w ukryciu, nie informując o tym swoich córek. Laura i Tomasz wydawali się tworzyć dobry związek. Nigdy nie kłócili się w naszej obecności, a w podejmowanych decyzjach byli zazwyczaj zgodni. Zawsze wiedziałam, że jeżeli ojciec nie wyrazi na coś zgody, to mama również go poprze i na dodatek uprzedzi, że nie mogę liczyć na jakąkolwiek zmianę zdania. Żyliśmy więc w zgodzie i spokoju, nie mając pojęcia, że kiedykolwiek nadejdzie gorszy czas. Ceniłam moich rodziców za ich miłość, szacunek i wytrwałość. Naprawdę sądziłam, że narodziłam się z uczucia i tylko scementowałam to co wieczne i niezniszczalne. Mój pogląd na ten temat zmienił się wkrótce po moich piętnastych urodzinach, gdy któryś z wujów wyznał mi na siedemdziesiątych urodzinach cioci Anieli, że Tomek musiał wziąć ślub z Laurą, bo zaliczyli wpadkę. Wpatrywałam się wówczas w niego nieco zszokowana, licząc, że zaraz się zaśmieje, ale mężczyzna pokiwał głową z powagą, kontynuując swoją wypowiedź. Był już kompletnie zalany. Ojciec nie był zakochany w mojej mamie. Ani ona w nim. Byli zwykłymi kumplami z liceum, którzy od czasu do czasu gdzieś wyszli, żeby spotkać się ze znajomymi, albo odpocząć od nauki. Nigdy nie ukrywali swojej znajomości, ale też nigdy nie mówili, że łączy ich coś więcej niż przyjaźń. Na jednej z tych licealnych, pijackich imprez spędzili ze sobą upojną godzinę. Wujo podkreślał jednak, że jest przekonany, że doszło do tego na pewno kilka razy więcej, bo to niemożliwe, by od razu za pierwszym razem zapłodnić kobietę. Nie podejrzewał również, by mój ojciec był aż tak dobrym kochankiem. Pomijając jednak ten frapujący temat, w jedną z takich posiadówek powstałam ja. Klara Marszał z pijackiej imprezy. Niezwykle pocieszający fakt. Pomimo wszystko nie chciałam w to wierzyć. Postanowiłam więc zasięgnąć informacji u kogoś, kto nigdy nie owijał w bawełnę i przekazywał prawdę taką jaka w rzeczywistości była. Babcia wysłuchała mnie z uśmiechem na twarzy, przytakując niemrawo na moje słowa. Jej spojrzenie wystarczyło mi jednak, by poznać odpowiedź. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tak, nigdy nie spodziewałam się, że Laura i Tomek będą razem. Byli przyjaciółmi i chcieli, żeby tak zostało. No ale cóż, stało się. Twój ojciec jest honorowym człowiekiem, a twoja matka spanikowała, więc wzięli ślub. Ale są dobrym małżeństwem, więc po co przekazywać takie bzdury – skwitowała gorzko, wlewając mi odrobiny nalewki do drobnego kieliszka. Wypiłam duszkiem rozpalający trunek, dziękując jej za tak wyczerpując odpowiedź. Nie chciałam zajmować sobie tym głowy. Byłam już na tyle dojrzała, by stwierdzić, że to przecież nic dziwnego. Ludzie ciągle zaliczali wpadki; czterdzieści lat temu, dwadzieścia czy też teraz wciąż mogłam spotkać kogoś z podobną historią. Pocieszający był też fakt, że w gruncie rzeczy rodzice byli przyjaciółmi, a więc nie byłam stworzona podczas przelotnego numerku w podmiejskiej dyskotece. Szalenie podnoszący na duchu fakt. Przetrawiłam to w niecały tydzień. W ostateczności w rok po mnie pojawiła się Pola. Nie wiem, czy była planowana czy nie, jednak nie poprzestali na potomstwie. Odpuściłam więc sobie durne rozważania, dochodząc do wniosku, że przeszłość nie ma znaczenia. Czułam się kochana i bezpieczna, dlaczego więc miałabym szukać dziury w całym?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wszystko runęło cztery lata później. Dwa dni przed maturą z matmy biegałam jak poparzona po domu, szukając repetytorium do matematyki, by upewnić się, że mogę rozwiązać zadanie z silnią w taki a nie inny sposób. Uparłam się jak osioł, a więc przekopywałam każdą szafkę, by ostatecznie trafić do salonu, gdzie w stercie dziwnych papierzysk wygrzebałam pożądaną książkę. Z uśmiechem na twarzy wyciągnęłam swoją zdobycz, strącając dziwną teczkę z koszyka. Przez moment przyglądałam się jej podejrzliwie, by w końcu zdecydować się na jej otworzenie. Znaczek jakiegoś sądu trochę mnie przeraził, a więc, by upewnić się, że to nic poważnego, otworzyłam dokument. Przed moimi oczami ukazała się kopia pozwu rozwodowego bez orzekania o winie oraz informacja o terminie pierwszej rozprawy. Wgapiałam się w ten drobny, czarny druk jak sroka w gnat. Przez moment pomyślałam nawet, że to jakiś żart albo nieporozumienie, gdy jednak dokument okazał się autentyczny, odłożyłam go na stół i usiadłam w kuchni. Nie wiem, czego się spodziewałam ani czy miałam jeszcze jakiejkolwiek złudzenia. Byłam taka wściekła, tak rozpaczliwie rozczarowana i zła. Pola właśnie wyjechała na zieloną szkołę, a rodzice byli w pracy. Czekałam więc przy butelce ojcowskiej whisky, nie wiedząc czy upicie się przystoi tegorocznej maturzystce. Ten rozwód wydawał się być taki nierealny i odległy. Laura i Tomasz zawsze byli zgodni, niemal irytująco spokojni i zrównoważeni w swoim małżeństwie, dlaczego więc mieliby to robić? Wydawało mi się, że powodem rozstań są kłótnie i sprzeczności w poglądach, a nie wybitne dopasowanie charakterów. Potem przyszedł czas na złość. Dlaczego, do jasnej cholery i tysiąca gromów, nikt nie raczył nas o tym powiadomić? Czy prawda naprawdę bolała? Nie miałam dwunastu lat. Potrafiłam sobie poradzić z taką nowiną, ba, potrafiłam ich nawet wysłuchać. Wystarczyło podzielić się tylko tą informacją; wystarczyło powiedzieć: hej, mam dość twojego ojca/matki (niepotrzebne skreślić), bierzemy rozwód, ale kochamy was nadal tak samo. Naprawdę to było takie trudne? Ojciec wrócił tuż przed ósmą. Słyszałam jak odkłada klucze w przedpokoju i wzdycha ciężko. Gdy wszedł do kuchni, spiorunował spojrzeniem szklankę z alkoholem i butelkę coli, a na koniec zostawił sobie mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Czyś ty rozum straciła? Jutro matura a ty pijesz? – zapytał oburzony, na co podsunęłam mu pod nos papiery rozwodowe. Jego złość momentalnie zamieniła się w strach. Zamiast jednak powiedzieć cokolwiek, wyjął z szafki szklankę i nalał sobie whisky. Dwa łyki później wpatrywał się we mnie niepewnie, jakby oczekując jakiegoś oświecenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mieliśmy wam powiedzieć po twojej maturze – wydusił z siebie, patrząc na leżące przed nim dokumenty – Klara, to nic nie zmienia w naszym życiu. Czasami ludzie się rozstają, ale to nie oznacza, że jest w tym wina twoja lub Poli. Po prostu podjęliśmy z mamą taką decyzję…</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Przestań – mruknęłam – nie mam ochoty wysłuchiwać tych wyuczonych na pamięć regułek. Dlaczego nie powiedzieliście tego od razu? Dlaczego bierzecie ten rozwód? – wyrzuciłam w pośpiechu, nie licząc na żadne konkrety. Wtedy zastanowiłam się czy oni kiedykolwiek się kochali. Być może ich małżeństwo było obowiązkiem; szarym, smutnym obowiązkiem. I zdecydowali się na zakończenie tej farsy w osiemnaste urodziny kolejnej córki. Wówczas byłybyśmy z Polą pełnoletnie, a więc każda z nas mogła obrać własną drogę. A oni podążyć własną. Cóż za spryt! Ojciec potwierdził poniekąd moje przypuszczenia, jednak nie wspomniał nic o miłości. Mówił o tym tak, jakby przemyślał to tysiące razy i nadal nie był pewien, czy ma rację. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Czasami zwyczajnie trzeba się z pewnymi rzeczami pogodzić, Klara – powiedział cicho, dolewając nam alkoholu do szklanek. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie wiem, czego się tak naprawdę spodziewałam. Nie byłam pewna czy matura poszła mi źle z powodu mojej wybitnej niewiedzy czy z powodu rozwodu. Nie chciałam wierzyć w żadną z tych możliwości, jednak szczerze wątpiłam, by rozstanie rodziców nie wpływało na samopoczucie dziecka. Próbowałam znaleźć powód takiego stanu rzeczy; wpatrując się w te przeklęte arkusze, rozważałam nad czynnikiem, który doprowadził ich do sądu zamiast nad poprawnym wzorem. Uświadomiłam sobie wtedy, że matematyka zniszczyła mi życie. Gdybym nie uparła się na ten cholerny podręcznik, nadal siedziałabym sobie spokojnie, marudząc o powadze wydarzenia i wyborze studiów. Uświadomiłam sobie również, że chcę się wyprowadzić daleko stąd. Najlepiej na drugi koniec świata. Ostatecznie udało mi się podjąć decyzję. Będę studiować w Gdańsku albo w Toruniu. Wszyscy ludzie z okolicy zazwyczaj wybierali Kraków a czasami Kielce, dlatego uznałam, że muszę posunąć się do czegoś szalonego; do czegoś co doprowadzi moich rodziców do furii. Nie potrafię ocenić na ile robiłam im na złość, a na ile sobie. Musiałam się na czymś wyżyć, ale nie potrafiłam znaleźć czegoś, co by mi to ułatwiło. Przegryzłam więc ten gorzki żal i postanowiłam, że nie będę mazgają ani obsmarkańcem, który opłakuje rozstanie rodziców. W końcu się wyprowadzałam, co więc mogło mi w tym przeszkadzać? Moje dziwne tłumaczenia poskutkowały. Po miesiącu byłam już obojętna. Zarejestrowałam się tylko na UMK*, uznając, że oferują mi tu większe możliwości niż w Gdański. Ani przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, co się wydarzy, gdy mnie tam nie przyjmą. Mając jednak więcej szczęścia niż rozumu, przyjęli mnie na studia w pierwszym rzucie. Wydawało mi się, że teraz czeka mnie tylko dobrobyt i kraina miodem i mlekiem płynąca. Cóż, miodu w piernikach było do bólu, gorzej z samym dobrobytem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W wakacje rodzice otrzymali rozwód, Pola wyprowadziła się do babci obrażona na mnie i resztę świata, ja z kolei zajęta szukaniem mieszkania i planowaniem nowych wycieczek, kompletnie nie zwracałam uwagi na otaczający mnie świat. Wszystko tylko po to, by nie myśleć o ostatnich wydarzeniach i marnej przyszłości. Podczas jednej z takich dziwnych podróży poznałam Mikołaja i Amelię, więc w konsekwencji uznałam, że tak właśnie miało być, że cholerne przeznaczenie trzyma mnie za ramię i nie pozwala zbaczać z tej wspaniałej, pełnej niespodzianek drogi. Choć z niektórymi niespodziankami mógł naprawdę przystopować, bo za cholerę mnie nie bawiły. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pierwszy rok studiów upłynął w atmosferze wielkiej obojętności. Robiłam co do mnie należało, zaliczałam egzaminy, kolokwia i inne dziwne rzeczy, jednak nie czułam żadnej radości czy ekscytacji związanej z nową wiedzą. Skupiłam się na przetrwaniu, nie zajmując sobie głowy czymś tak prozaicznym jak dobra ocena czy uznanie w oczach wykładowcy. Szczerze wątpię, by ktokolwiek kojarzył mnie z zajęć. Byłam Klarą z wielu Klar bez twarzy i osobowości. I na tamten czas cieszyło mnie to najbardziej. Bycie nikim miało swoje plusy, potem jednak, stając się studentem drugiego roku, zaczęłam zastanawiać się nad sensem takiego podejścia. Chciałam coś w życiu osiągnąć, mieć dobrą pracę, własne mieszkanie i kogoś z kim mogłabym to życie dzielić. Wiedziałam, że nie jestem najlepszą partnerką, ani że kiedykolwiek będę mogła do tego zaszczytnego miana pretendować, ale mimo wszystko zależało mi, by osiągnąć jakiś sukces. Problem tkwił jednak w tym, że nie byłam w stanie zaangażować się w swoje studia. Wszystko, dosłownie wszystko mi przeszkadzało. Na początku próbowałam z tym walczyć, potem się poddałam. Wystawiłam białą chorągiew, licząc, że żniwo jakie zbiorę nie będzie zanadto krwawe. W ostatecznym rozrachunku nie zdałam dwóch egzaminów i wtedy doznałam szoku. Byłam do niczego. Nie potrafiłam sobie poradzić z najprostszymi rzeczami a przede wszystkim nie potrafiłam poradzić sobie ze sobą i swoimi myślami. Nie wiem, czy nadal mogę winić za to rozwód rodziców, ale patrząc jak własna matka układa sobie życie z nowym facetem, a ojciec udaje, że trzyma się świetnie i nie potrzebuje niczyjej pomocy, nie potrafiłam udawać skały. Nawet jedyna siostra wydawała się być na mnie śmiertelnie obrażona, choć nie domyślałam się, jak mógłby być powód tego milczenia i złośliwych mruknięć przy każdej próbie kontaktu. Zostałam na lodzie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kilka dni przed rozpoczęciem wakacji pojechałam do domu, by zabrać stamtąd kilka rzeczy do Torunia. Znalazłam już jakąś pracę w kawiarni i jakiegoś kolesia, który miał mnie przygotować do wrześniowej poprawki. Czułam się, jakbym przegrała na jakiejś durnej loterii, w momencie gdy wszystkie rozwrzeszczane, zasmarkane dzieciaki wygrywają. Albo tak jakbym spaliła wygrany los. Właściwie mogę powiedzieć, że miałam cholerną depresję i jeszcze więcej. Dziwnym zbiegiem okoliczności, Maciek, syn brata mojego ojca, postanowił przylecieć do Polski, by zająć się jakimiś papierkami związanymi z narodzinami jego córki. Ostatecznie, sama nawet nie wiem dlaczego, wypiliśmy pół babcinej nalewki i w międzyczasie zgodziłam się na spędzenie wakacji u niego i Magdy, jego dziewczyny. Być może mój wynędzniały wyraz twarzy i stek problemów opowiedzianych mu podczas tej alkoholowej sesji, sprawił, że zwyczajnie zrobiło mu się mnie szkoda. Z zaczerwienionymi oczami, smutnym uśmiechem i płaczliwym wyrazem twarzy musiałam wyglądać jak wszystkie nieszczęścia świata. Nie wiem czy Maciej Marszał żałował podjętej decyzji. Albo czy jego dziewczyna była zachwycona obecnością w ich mieszkaniu kuzynki z depresją, jednak w konsekwencji okazali się kołem ratunkowym. Jedyną szansą na to, by nie zwariować. Kiedy oznajmiłam rodzinie tę szaloną informację, pokiwali głową w geście politowania, jakby nie wierząc, że mogę się na to zdobyć. W końcu byłam tylko Klarą. Histeryczną dziewczyną, w którą nikt nie potrafił uwierzyć. Wydaje mi się, że nawet wtedy kiedy wsiadłam już do samolotu, wszyscy myśleli, że wybiegnę stamtąd, błagając o powrót do domu. Nie uciekłam. Bałam się jak cholera, miałam ochotę zwymiotować na własne trampki, jednak usiadłam w fotelu, zapięłam pasy, zamknęłam oczy i pozwoliłam, by się zaczęło. By najbardziej szalona przygoda mojego życia odnalazła swój początek. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W Anglii odzyskałam swój mały azyl. Maciek pomógł mi znaleźć pracę w fabryce cukierków, gdzie poznałam całkiem uprzejmych ludzi i po niespełna miesiącu zwyczajnie uległam urokowi Bath. Nie myślałam już ani o Toruniu ani o swoich studiach, ani o porażkach jakie miały nadejść. Uśmiechałam się do swojej przyszłości, czując ulgę. Ulgę tak wielką, że niemal płakałam ze szczęścia. Nawet doskwierająca mi od czasu do czasu samotność nie była w stanie zmienić uczucia, jakie mną zawładnęło. Może zabrzmi to tandetnie i śmiesznie, ale odnosiłam wrażenie, że życie w Polsce było topieniem się w morzu nieszczęścia i niedomówień. Znalazłszy się w Anglii wyszłam na powierzchnię, zaczęłam po prostu oddychać. Któregoś dnia podjęłam więc decyzję. Poprawię egzamin, wezmę urlop dziekański i wrócę tu na rok. Magda z Maćkiem byli cudownymi ludźmi, którzy zapewnili mi opiekę i bezpieczeństwo. Nie musiałam się więc martwić o mieszkanie ani współlokatorów. Dorzucałam się do rachunków i czynszu, co i dla nich i dla mnie okazało się świetnym rozwiązaniem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wraz z początkiem września wróciłam do Polski, by wprowadzić w życie swój plan. Nie był on wyjątkowo skomplikowany, więc uznałam, że poradzę sobie z nim w jakiś znośny sposób. Nie sądziłam jednak, że największą przeszkodą okaże się moja własna siostra i matka. Ojciec niestety o niczym nie wiedział, bowiem za każdym razem, gdy próbowałam z nim rozmawiać, tłumaczył się ogromem pracy lub – o ironio – nie odbierał. Postanowiłam więc zakończyć próby poszukiwania kontaktu, co nie sprawiało, że nie byłam rozczarowana. Czułam się jak porzucone dziecko. Po rozwodzie niezależnie ode mnie samej stanęłam po stronie ojca. Z mamą utrzymywałam poprawne kontakty, bowiem nie byłam na tyle perfidna, by rzucić jej prawdę w twarz i uciąć nasze relacje. Wiedziałam jednak, że to znajomość z Michałem zakończyła ostatecznie ich małżeństwo. Żal i niezrozumienie skrywane gdzieś w odmętach umysłu sprawiło, że tata stał mi się bliższy. To z nim spędzałam więcej czasu i to on stał na czele moich życiowych priorytetów. Ponadto chciałam go wspierać; chciałam, by wiedział, że mimo wszystko jestem u jego boku. Widząc więc, że unika ze mną kontaktu i nie potrafi znaleźć kilku minut na rozmowę, czułam się odepchnięta i zlekceważona. W przeciwieństwie do ojca, byłam w stanie znaleźć dla niego czas o każdej porze dnia i nocy. Może właśnie dlatego stałam się taka chłodna i obojętna; w końcu zraniona kobieta jest w stanie zrobić wszystko, no nie? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Najgorsze jednak nadeszło dwa dni przed samym wylotem. Nie chciałam opuszczać kraju bez powiadomienia ojca o mojej decyzji. Nawet jeżeli i tak nie było od tego odwrotu. Pola, śmiertelnie obrażona, wyjechała już do Warszawy postanawiając się do mnie nie odzywać. Mama po kilku histeriach i rzuceniu w eter przymiotników typu: nieodpowiedzialna, egoistyczna, samolubna, leniwa i arogancka zdecydowała pogodzić się z tą myślą. W końcu miała Michała, więc nie miała powodu, by obawiać się samotności albo chociaż jej namiastki. Tomasz z kolei nie miał nawet szansy, by przedstawić mi swoją opinię. Gdy rozgoryczona zjawiłam się w jego mieszkaniu, jedyne co spotkałam to pustkę i kilka puszek po konserwach. Babcia z kolei poinformowała mnie, że ojciec jest od jakiegoś miesiąca na dziwnym urlopie, a nawet jeżeli jest w Mszynie to i tak widuje go jedynie w weekendy i to na dodatek przez dziesięć minut, bo potem znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Byłam tak wściekła, że nie miałam nawet czasu, by się martwić. Na dodatek miałam swoje problemy i, do jasnej cholery, nie miałam siły, by brać wszystko na swoje barki. Może i byłam zapatrzona w siebie, ale pomimo wszystko wiedziałam, że jeżeli ktoś mnie zbywa, to jest to oznaką zwyczajnego niezainteresowania. Zdesperowana wysłałam ojcu wiadomość, że potrzebuję nagłej pomocy, co i tak spotkało się z brakiem odpowiedzi. Zdruzgotana, nie siląc się na cokolwiek, spakowałam resztki tego, co mi pozostało w Toruniu, pożegnałam się z Almą i Mikołajem, by kolejnego dnia opuścić zapłakaną Polskę i trafić do Anglii, gdzie o dziwo świeciło słońce. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Czekałam na moment, gdy ojciec zadzwoni do mnie z pretensjami. Jak nakręcona wpatrywałam się w ekran telefonu, po to tylko, by poczuć satysfakcję, by poczuć jego żal; żal podobny do mojego. Jednak nic takiego się nie stało. Ani jednej wiadomości, ani jednego połączenia albo maila. Kilka dni przed końcem miesiąca Pola uraczyła mnie soczystymi newsami z życia naszego ojca i tym samym rozpoczęła okres, który przyszło mi nazwać końcem dziecięcej miłości. Koniec, który nazywał się Kornelia Wróbel. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kornelia Wróbel była kobietą powszechnie znaną pośród ludzi w moim wieku. Znaną w zupełnie innym tego słowa znaczeniu. Nigdy nie chodziłam na wielkie miejskie imprezy, a więc pomijała mnie sława tejże trzydziestolatki. Jednakże moja siostra, której zdarzało się czasami zawitać w jakimś klubie, opowiadała mi z ironicznym uśmiechem o tanecznych wywijasach naszej macochy lub konkursach mokrego ubrania czy innych beznadziejnych turniejach tego typu, którego największym i zarazem jednym celem było obnażenie swojego ciała. Korni była więc kobietą, która kojarzyła się ze wszystkim tym, co tandetne i niskie. Nie potrafiłam zrozumieć, gdzie znajduje się miejsce mojego ojca, bo byłam przekonana, że na pewno nie u jej boku. Zdjęcia na facebooku wydawały się jednak nie kłamać. Tomasz Marszał ostatni miesiąc spędził gdzieś na rajskich wyspach, popijając drinki i bawiąc się w najlepsze ze swoją nową miłością. Kornelia była dla niego o wiele ważniejsza niż córka, co sprawiło, że zapałałam ogromną niechęcią do własnego ojca. Za każdym razem, gdy próbowałam przywołać obraz szczęśliwego dzieciństwa w jego ramionach, widziałam tylko Kornelię i te przebrzydłe zdjęcia na portalu społecznościowym. Właściwie chciałam zwymiotować im na te śliczne, opalone, roześmiane twarze, za którymi krył się fałsz, obłuda i kłamstwo. Nie potrafiłam zrozumieć, jak ojciec może być tak cholernie naiwny. Jak w wieku czterdziestu kilku lat może być tak tragicznym imbecylem. Przepłakałam kilka nocy, zdając sobie sprawę, że zostałam sama. Kompletnie sama, bowiem jedyny facet, któremu ufałam po prostu mnie oszukał. Oszukał jak jakąś pierwszą lepszą, a nie swoją córkę. Pomyślałam wówczas, że to koniec. Po prostu. Nie chciałam wyjaśnień. Zresztą, co mogłoby to zmienić. Nikt ani nic nie było w stanie wymazać tego, co się wydarzyło. Ojciec znalazł inną i automatycznie zapomniał o tym, co ważne – a mianowicie o córkach, które w którymś momencie zdecydowały zapomnieć i o nim. Jak potem zauważyłam w jego życiu zaistniała Kornelia i tylko ona, więc w konsekwencji nikt więcej nie był mu do szczęścia potrzebny. Potem nadszedł czas kłótni i żalu, jednak to ani nie była opowieść na tamtą chwilę ani nie odpowiednia pora. Wydawało mi się, że to co najistotniejsze dla tej chorej historii zostało już powiedziane. Zresztą siedzieliśmy w tej kawiarni tak długo, że miałam wrażenie, iż minęła cała noc. Marcel westchnął w końcu głośno, jakby zaskoczony takim biegiem wydarzeń. Wpatrywał się we mnie zaskoczony, wyraźnie szukając słów, którymi mógłby mi pomóc. Było mi z tego powodu dziwnie przyjemnie, jednak nie oczekiwałam wielkich gestów. Na tę chwilę wystarczyło mi tylko to, że mogłam się tym z kimś podzielić. Z kimś kto mógł na to spojrzeć z innej strony i zwyczajnie ocenić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie musisz mnie pocieszać. Minęło tyle czasu, że przywykłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co nie zmienia faktu, że twój ojciec zachował się okropnie, czy teraz… czy próbuje coś zmienić? – zapytał ostrożnie, zerkając w stronę kontuaru, gdzie powoli personel zaczynał sprzątać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Stara się, a przynajmniej tak mu się wydaje, ale czy to cokolwiek zmieni? Kornelia dyktuje mu każdy krok, więc nawet jak raz się postara, to potem i tak to pieprzy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kamienne Serce kiwnął głową, zamyślając się, ja z kolei kontynuowałam, za bardzo nie wiedząc, co mogłam uczynić. W towarzystwie chłopaka niektóre słowa łatwiej wydobywały się z moich ust. O ironio. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dlatego nie chcę jechać na ślub. To jakaś chora groteska. Nie lubię jej, jestem zła na ojca i zwyczajnie rozżalona przez to, co się wydarzyło. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zepsuj to w takim razie – zaśmiał się, na co zmarszczyłam brwi, nie mając zielonego pojęcia, o co mu chodzi. – Moja kuzynka chciała zepsuć ślub swojej siostry, długa historia – dodał, widząc moje zdziwienie – no, więc zabrała na to wesele jakiegoś modela z agencji, żeby udawał jej faceta. Cała uwaga skupiła się na nich, a jej siostra poszła w odstawkę. Czy może być coś gorszego dla panny młodej? – roześmiał się szczerze, dopijając resztki zimnej kawy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To żart, nie namawiam cię do tego, uważam zresztą, że to…</div>
<div style="text-align: justify;">
Przez moment wpatrywałam się w niego, a na mojej twarzy jawił się jeden z najbardziej demonicznych uśmiechów tego świata. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jesteś mi winny przysługę, nie? – przerwałam jego nieskładną wypowiedź, szczerząc zęby jak jakaś idiotka, która kilka minut temu zwiała z dobrze strzeżonego psychiatryka. Kamiński wybałuszył oczy gotowy do szybkiej ucieczki. Ostatecznie został na swoim miejscu, jakby nie wiedząc, czy jest zdolny do takiego tchórzostwa. Wprawdzie wybawiłam go z o wiele mniejszych tarapatów i nadal nie byliśmy super kolegami, niemniej jednak był moją ostatnią deską ratunku. Mikołaja nie mogłam zmusić do odegrania takiej szopki; przede wszystkim był chłopakiem Almy i moim przyjacielem, a więc samo udawanie czegokolwiek było zwyczajnie sztucznie i mało pewne. Ponadto ojciec go znał, co wykluczało go na starcie. Marcel był nowy. Nawet ja sama nie wiedziałam o nim zbyt wiele. Na dodatek byłam tak rozgorączkowana, że nie odczuwałam nawet wstydu. Ja, Klara Marszał, nie miałam czasu, by rozważyć swoje nieodpowiedzialne zachowanie, co mogło mieć swoje plusy. Moje dzikie spojrzenie i niemal dziecięca radość związana z tak szatańskim planem musiały wywrzeć niezłe wrażenie na blondynie, bowiem wpatrywał się we mnie z rozdziawioną buzią, nie bardzo wiedząc, jak zaprzeczyć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- W końcu zawsze chciałem zwiedzić tamte okolice – mruknął bez przekonania, na co klasnęłam jak prawdziwa kretynka, ściągając na siebie uwagę wszystkich klientów w kawiarni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W tamtej chwili niewiele zastanawiałam się nad tym, co przyniesie ten szybki pomysł ani czy w ogóle dojdzie do skutku. Nie znałam Marcela. Mogłam sobie jedynie wmawiać, że go lubię i wydaje się być całkiem w porządku. Jednakże prawda była taka, że nadal gdzieś na obrzeżach umysłu ukrywała się ta mała, wrześniowa zadra. Chciałam dopiec tylko ojcu i odebrać Kornelii to, co najważniejsze podczas ślubu – uwagę. A wiedziałam, że z chłopakiem u boku jestem w stanie to zrobić. Odnosiłam wrażenie, że sam ojciec będzie tym zaskoczony i poniekąd przerażony. Do tej pory nikogo mu nie przedstawiałam ani właściwie też o nikim mu nie mówiłam. Pojawienie się więc Kamińskiego mogło wnieść w nasze życie nieco więcej zamętu i być może kłótni. Nie liczyło się więc nic oprócz tego. Nic prócz słodkiej zemsty. Marcel wydawał się wyczuwać moją ekscytację, więc wyraźnie nie chciał psuć mi dobrego humoru. Uśmiechnął się tylko, jakby nadal nie zdając sobie sprawy w jakie kłopoty wdepnął. I cóż, ja też jeszcze nie wiedziałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-5273793741750746932.post-74353953894106171452015-11-26T20:36:00.000+01:002015-11-26T20:36:18.406+01:00#osiem.zaproszenie<div style="text-align: justify;">
<i>why can't we see when we bleed we bleed the same?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miałam ochotę kogoś udusić. Choć nie jestem pewna czy to stwierdzenie w pełni oddać może to, co właśnie odczuwałam. Byłam wściekła, a przez to niemal bliska rozpaczy. Jednak ani kłótnia z Almą ani tym bardziej wyżycie się na grupie gimnazjalistów, którzy hałasowali w autobusie nie mogła przynieść mi upragnionej ulgi. Przez cały tydzień chodziłam więc z miną człowieka, który chce znieść jajko, ale tak bardzo go ono uwiera, że nie jest w stanie go z siebie wyrzucić. Ewentualnie wyglądałam jak ktoś kto cierpi na chroniczne rozwolnienie. W wielkim skrócie: byłam cholernie szczęśliwa. Wydawało mi się, że mój humor pomimo wszystko nie powinien mieć wpływu na atmosferę jaka panowała w naszym mieszkaniu. Unikałam sytuacji, które doprowadziłyby mnie do furii, próbowałam również wybierać tematy niewymagające wielkiego zaangażowania emocjonalnego i przede wszystkim większość czasu spędzałam w swoim pokoju, udając, że zajmuję się swoim kwiczącym licencjatem. W gruncie rzeczy siedziałam na tyłku, wpatrując się w ekran laptopa i rozmyślając nad zmianą tożsamości albo ucieczką w Bieszczady. Raz po raz porównywałam swoje życie sprzed roku, dochodząc do wniosku, że tamten okres (pomijając historię z Gary'm) należał do niezwykle szczęśliwych i spokojnych. Martwiłam się jedynie wczesnym wstawaniem i brakiem czasu na zwykły odpoczynek. Nie musiałam ślęczeć nad podręcznikami ani rozważać nad swoją karierą chemika. Zwyczajnie pakowałam sobie cukierki, czasami jakieś czekoladki, a potem wracałam do domu, kładłam się na łóżku i szłam spać. Żadnej wielkiej filozofii. Żadnych kłótni i problemów z rodzicami. Tylko ja i mój fizyczny ból, który był o wiele łatwiejszy do zniesienia niż ten psychiczny, doskwierający mi właśnie teraz. Z jednej strony nie chciałam, by moje życie było monotonne i skupione na odkładaniu pieniędzy i walczeniu z szalonymi liderami grupy, z drugiej jednak strony czy to nie byłoby łatwe? Zero zmartwień, od czasu do czasu drobna kłótnia z menagerem i reprymenda u kierownika działu. Na tym etapie życie oczekiwałam czegoś więcej; więcej samodzielności, więcej wsparcia i więcej zaangażowania od samej siebie. W efekcie siedziałam na tyłku, patrząc bez przekonania w monitor laptopa. Nigdy nie należałam do zdecydowanych kobiet. Gdy mogłam się wahać i kręcić nosem, robiłam to bez najmniejszego zająknięcia. Ponadto nigdy nie wykazywałam ponadprzeciętnych zdolności, co zmuszało mnie do wybierania między większym a mniejszym złem. Do dziś nie byłam pewna, do której kategorii należał wybór chemii i samego powrotu tutaj. Czasami zastanawiałam się, czy rozwód rodziców i obecna sytuacja z ojcem miały wpływ na to, co się wydarzyło. Czy byłabym szczęśliwa, gdyby moja rodzina nigdy się nie rozpadła albo czy studiowałabym w Toruniu, poznała Almę, Mikołaja i ostatecznie znalazła się w Bath? Odpowiedź była tak przygnębiająca, że omijałam ją szerokim łukiem, wyłączając pasjansa i biorąc w dłonie podręcznik ze wzorami. Chciałam wierzyć, że co mnie nie zabije, to na pewno kiedyś wzmocni, ale czasami nawet i tego nie mogłam być pewna. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W piątek wieczorem, kiedy resztką sił przywlokłam się z angielskiego w kuchni czekała na mnie niespodzianka. Biała koperta, na której wykaligrafowano drobnym pismem moje imię i nazwisko. Przez chwilę wpatrywałam się w tą niezwykłą rzecz, podziwiając drobne różyczki zdobiące boczne klejenia. Nie wiem, czego się spodziewałam, właściwie nie tego, czego powinnam, co pomimo wszystko było dziwne. Tydzień rozmyślań. Tydzień zagryzania warg, po to, by nie wybuchnąć. I gdy tylko w moim dłoniach pojawiła się przyczyna tego stanu, nie zorientowałam się. Przez ani jedną sekundę nie przeszło mi przez myśl, że może to być właśnie to. Zaproszenie na ślub. Gdy w mych dłoniach ostatecznie pojawiła się zdobiona złotymi liśćmi kartka, odłożyłam ją na stół z odrazą, w obawie, że za moment wybuchnie mi przed oczami. W przypływie złości najpierw planowałam to spalić, jednak uświadomiwszy sobie, że istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że spalę również mieszkanie, porzuciłam tę myśl, siadając na stołku. Nie miałam zielonego pojęcia, co począć. Z uporem maniaka wpatrywałam się w to drogie, szykowne zaproszenie przewiązane jakąś różową szmatką, oczekując, że lada chwila spłynie na mnie mądrość całego świata. Ostatecznie, ledwie go dotykając, rozchyliłam strony, wpatrując się w imię i nazwisko ojca oraz jego przyszłej żony. Zerknęłam na datę, a uświadomiwszy sobie, że to za dwa tygodnie, zaśmiałam się ponuro. To byłoby na tyle z ojcowskich obietnic. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kiedy Alma z Mikołajem wrócili do mieszkania, koperta wraz z podartym na sto kawałków zaproszeniem spoczywała w koszu, tuż obok skórki po bananie i skorupkach po jajkach. Idealnie miejsce, dla tak perfekcyjnej, drogiej rzeczy. Ja z kolei siedziałam przy stole, tępo wpatrując się w zdjęcia jakiejś laski z liceum, która właśnie urodziła dziecko, wzięła ślub i wiodła swoje sielskie życie w kawalerce na łódzkich Bałutach. Wieczorek widząc pogardę wykrzywiającą mi twarz, zerknęła na monitor, a potem machnęła lekceważąco ręką. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ogląda kobiety spełnione w małżeństwie – mruknęła do Bazyla, wyjmując z lodówki coś do jedzenia. Chłopak wyraźnie nie rozumiejąc nic z tego, co się dzieje, zdjął kurtkę, odwiesił ją w korytarzu i zajął miejsce obok mnie. Przez chwilę wpatrywał się w to, co robię na facebooku, a potem wsparł na stole. Wyglądał jak ktoś, kogo życie sponiewierało wielkimi nieszczęściami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co w ogóle u ciebie słychać? – zapytał, unosząc niewyraźnie kąciki ust – nie widziałem cię chyba z dwa dni – zaśmiał się, dziękując Almie za podane kanapki. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jako, że nie miałam ochoty na jakiekolwiek interakcje, wzruszyłam ramionami, wyłączając komputer. Nie czułam się w obowiązku zwierzania się komukolwiek ze swojego życia. Listopadowa chandra przejęła kontrolę nad mym smutnym żywotem, odbierając mi chęci na okazywanie entuzjazmu. Z jednej strony wiedziałam, że mogę liczyć na Bazylów, z drugiej jednak spodziewałam się tego, co powie Amelia. A tego pieprzenia bzdur zwyczajnie nie byłabym w stanie znieść. Nikt nie mógł bronić ojca. Nie po tym wszystkim, co się wydarzyło. Chciałam, by Alma choć raz przyznała mi rację; by choć raz powiedziała, że mój gniew jest słuszny. Ona jednak wolała stać po drugiej stronie. Postanowiłam więc nie dzielić się z nią swoim żalem. Zwyczajnie ominąć ten niewygodny temat i przegryźć cały żal i całą złość w samotności. Byłam pewna, że za dwa miesiące wszystko wróci do normy i znowu zacznę się jej zwierzać. Teraz zwyczajnie nie byłam w stanie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Studia, praca, praca, studia, sen – odparłam bez cienia emocji, wstając od stołu. Ruda posłała mi podejrzliwe spojrzenie, ostatecznie rezygnując z drążenia tematu, za co byłam jej wdzięczna. Pomimo wszystko wydawała się akceptować moje dziwne zachowania, więc mogłam być pewna, że nasza przyjaźń nadal trwa. Nawet jeżeli jestem taką paskudną przyjaciółką. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dobranoc – usłyszałam jeszcze na odchodne, po czym zniknęłam w mrokach swojego zagraconego pokoju. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Najgorsze nadeszło w sobotę. Wstałam o dziesiątej. Kolejną godzinę przeleżałam na łóżku, wpatrując się tępo w sufit i rozmyślając nad tym, co powinnam właściwie zrobić. Ojciec dobijał się do mnie od co najmniej trzech dni. Mama wysyłała nieskładne smsy, błagając o kontakt, a Apolonia, wyraźnie wzburzona tym, co się działo w naszej słodkiej rodzinie, kategorycznie zabroniła mi rozmawiać z kimkolwiek. I tym razem wyjątkowo miałam zamiar jej posłuchać. Wszyscy byli szaleni, więc nikogo nie powinien dziwić fakt, że sama należałam do tej zacnej kategorii. Ostatecznie wygrzebałam się spod kołdry o jedenastej i, jak nigdy tego nie robiłam, założyłam dżinsy i bluzę, i wyszłam do kuchni, gdzie swoje miejsce grzała już Alma. Bez pośpiechu zrobiłam sobie kawę, dwie kanapki i zajęłam miejsce obok okna. Wieczorek posłała mi szybkie spojrzenie i bez słowa wróciła do czytania gazety. Zwyczajny, toruński poranek. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Widziałam zaproszenie – odparła całe cztery sekundy później, nie odrywając spojrzenia od swojego piśmidła. Ta krótka uwaga wystarczyła, by wywołać lawinę. Lawinę żalu, złości, smutku i goryczy. Choć wiedziałam, że Amelia nie jest niczemu winna, nie potrafiłam oprzeć się tej sile, jaka nagle wydawała się skumulować w moim nędznym organizmie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Czy ja, do cholery, grzebię w twoich śmieciach? – fuknęłam wściekła, odsuwając od siebie talerz ze śniadaniem. Ruda westchnęła przeciągle, wyraźnie szukając słów, które złagodziłyby mój temperament. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Po prostu wrzucałam śmieci i zauważyłam. Nie chciałam przekroczyć strefy twoje komfortu – odparła nader spokojnie, próbując nie poddać cię bijącej ode mnie negatywnej energii. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie musiałaś czytać. Zresztą był podarty, więc odłóż na bok to swoje nędzne tłumaczenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wieczorek zamilkła zbita z tropu moim buńczucznym tonem. Nie wiem, czy była bardziej zaskoczona taką postawą czy też bardziej przerażona tym, co właśnie się ze mną działo. Ostatni raz pokłóciłyśmy się na poważnie jakiś rok temu i to tylko dlatego, że wygarnęła mi prawdę o Gary’m. Wówczas byłam jeszcze w nim zakochana i ślepo wpatrzona w jego świńską twarz. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie jestem twoim wrogiem. Mogłaś mi powiedzieć, tak jak zawsze. Też nie popieram tego, co twój ojciec zrobił. Jednak uważam, że powinnaś się tam pojawić. Cokolwiek myślisz…</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wiesz co, Alma, właśnie dlatego nic ci nie powiedziałam. Zawsze stoisz po jego stronie. Za każdym pieprzonym razem mówisz o nim, jak o kimś, kto nie wie do końca co robi. Teraz też to powiesz? </div>
<div style="text-align: justify;">
Pokręciła głową, jednak dojrzałam w jej oczach nutę buntu. Gdy otwierała usta, by coś jeszcze powiedzieć, machnęłam ręką, dając jej znak, że zwyczajnie mam dość.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Kiedy go potrzebowałam, wystawił mnie dla Kornelii, gdy potrzebowałam go na lotnisku, musiał być z Kornelią, gdy chciałam mu powiedzieć o swoich planach, był z Kornelią. Kornelia powinna mu wystarczyć na ślubie. Osiągnął to, o czym marzył. Koniec historii. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To mu to powiedź, do cholery! Zawsze masz problem z tym, co robią inni, ale nigdy z nimi o tym nie rozmawiasz. Masz pretensje, ale sama nie robisz nic, żeby to zmienić, więc nadal się dziwisz, że wszystkie twoje sprawy stoją w miejscu? </div>
<div style="text-align: justify;">
Stanęłam jak wryta, rozdziawiając usta w wyrazie szoku. Doskonale wiedziałam, że Wieczorek miała o wiele więcej na myśli, niż wesele mojego ojca. W tych trzech zdaniach zawarła wszystkie moje porażki i zarazem lęki. Nie musiała nic dodawać. Spojrzałam na nią, powstrzymując łzy, które napływały mi do oczu. W tamtym momencie czułam się zraniona i odrobinę oszukana przez los, co nie zmieniało faktu, że Wieczorek miała pieprzoną rację. Wtedy jakoś nie chciało to do mnie dotrzeć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Świetnie. Cieszę się, że w końcu to powiedziałaś…</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ale to prawda, Klara, nie chciałam cię urazić, ale taka jest prawda. – dodała spokojnie, przyglądając mi się z nutą zaniepokojenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Przykro mi, że tak długo się powstrzymywałaś przed jej powiedzeniem – burknęłam nieprzyjemnie, po czym w pośpiechu wzięłam torbę, kurtkę i założywszy niedbale buty wyszłam z mieszkania. W międzyczasie z moich oczu wypłynęło kilka łez, które starłam szybko jednym ruchem dłoni. Było mi przykro; zwyczajnie przykro, że nie potrafię stawić czoła tej sytuacji i na dodatek wdaję się w bezsensowne kłótnie. Dobrze wiedziałam, że to co przed chwilą zaszło między mną a Almą należało do moich chorych zachcianek. Chciałam się na kimś wyżyć, Wieczorek była obok, więc dlaczego nie?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie miałam pojęcia, gdzie mogłabym się udać. Wiatr szalał między budynkami, poruszając ogromnymi, niemal ogołoconymi z liści gałęziami drzew i drobnymi krzakami. Na dodatek temperatura dzisiejszej nocy spadła do pięciu stopni, więc sam komfort przemieszczenia się na dworze był niezwykle ograniczony. Owinęłam szyję jakimś cienkim szalikiem, który zdołałam wygrzebać w tym całym szale, zastanawiając się, czy to nie odpowiedni dzień na skoczenie z mostu. W ten sposób mogłabym udaremnić to śmieszne wesele i zablokować je na co najmniej rok. O ile oczywiście ojciec przejąłby się śmiercią swojej córki. W końcu nie miałam pewności czy cokolwiek obchodzi go moje nędzne życie. Moje stopy, jakby nagle odłączając się od mózgu, ruszyły w stronę starego miasta. Nie miałam lepszego pomysłu; na starówce zawsze mogłam wejść do jakiejś przypadkowej kawiarni, wypić kawę i zwyczajnie się nad sobą poużalać. Zresztą co innego miałabym robić podczas takiej pogody? Krążyć wokół, żeby złapać grypę albo coś gorszego? Miałam zamiar popełnić samobójstwo ale nie w taki sposób! Szukałam czegoś bardziej wyrafinowanego; czegoś, co pozwoli mi być zapamiętaną na lata. Zatrzymanie ruchu na moście Piłsudskiego na pół dnia pretendowało do otrzymania pierwszego miejsca w tym smutnym konkursie. Krople łez od czasu do czasu zwilżały moje poliki, chociaż nie wiedziałam czy to nadal z powodu mojego stanu psychicznego czy też zwyczajnie z powodu hulającego wietrzyska. Wciąż byłam smutna, aczkolwiek nie na tyle, by ronić krokodyle łzy na środku ulicy. Wolnym krokiem przeszłam pod łukiem i zaczęłam przedzierać się między budkami ze świątecznymi ozdobami. Tłumy turystów i mieszkańców zalały niewielki pasaż, przez co miałam wrażenie, że znalazłam się na jakimś dziwnym wydarzeniu. Wszyscy opatuleni w grube kurtki, przyglądali się niezwykłym przedmiotom, by ostatecznie nie wydać złamanego grosza. W takich chwilach było mi szkoda tych wszystkich sprzedawców, którzy, by zarobić na chleb, musieli sterczeć tu i wciskać nędzne kłamstwa, by ostatecznie nie zarobić nawet dychy. Brutalność życia. Szybko przecisnęłam się między stoiskami, krocząc dumnie po mniej zatłoczonej stronie chodnika. Wątpiłam, by cokolwiek miało mnie jeszcze zaskoczyć, gdy nagle na wysokości Dworu Artusa usłyszałam, a potem zobaczyłam, jak Marcel Kamienne Serce, wódź Indian, macha ręką i wykrzykuje moje imię. Stanęłam jak wryta, nie wiedząc, co mam zrobić. Nie minęło dwadzieścia sekund, gdy znalazł się obok mnie i z uśmiechem na twarzy wyrzucił na jednym wydechu:</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Cześć, posłuchaj mam sprawę, czy możesz udawać, że byliśmy umówieni? Zaraz ci wytłumaczę, po prostu chodźmy w tamtym kierunku – dłonią wskazał mi pomnik, a potem nie zmieniając wyrazu twarz, złapał mnie delikatnie za łokieć i ruszył przed siebie. W niemym geście zdziwienia, rozchyliłam usta, czyniąc to, co mi kazał. Przez moment przeszło mi przez myśl, że chce się odpłacić za to wszystko, co mu dotychczas zrobiłam, ale uznałam, że to byłoby naprawdę dziwne. Dziwniejsze nawet niż moje rysunki w zeszycie. Po przejściu niecałych pięćdziesięciu metrów, Kamiński zatrzymał się, rozglądając dookoła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dzięki, uratowałaś mi życie! – odparł z westchnieniem, wkładając dłonie do kieszeni – wracałem z zajęć w szkole językowej, gdy przypadkiem spotkałem kumpla swojego brata. Piotrek jest w porządku, ale kiedy muszę słuchać o jego laseczce, która chciała studiować, no i się tu sprowadzili, żeby mała mogła się edukować, to wymiękam. Przepraszam, że tak cię zaskoczyłem i pewnie przeszkodziłem w czymś, ale byłaś ostatnią deską ratunku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzruszyłam ramionami, nieco zawiedziona takim wytłumaczeniem. W sumie nie wiem nawet na co liczyłam. Może na romantyczne wyznanie? porwanie, żeby mi powiedzieć o swojej miłości, albo zwyczajną chęć spędzenia ze mną sobotniego południa? Na dodatek byłam próżnia i żałosna. Nie dziwne, że wiecznie chodziłam nadąsana skoro wymagałam o wiele więcej niż mogłam otrzymać. Blondyn przyglądał mi się przez chwilę, wyraźnie nie wiedząc, co mógłby powiedzieć. Zapas podziękowań i wytłumaczeń wydawał się właśnie skończyć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wszystko w porządku? – zapytał niespodziewanie, wlepiając we mnie te swoje zielone patrzałki. Miałam ochotę krzyknąć, że jest kurewsko idealnie, ale pohamowałam swój entuzjazm. Nie mogłam być tą żałosną dziewczyną, która wypłakuje się na męskim ramieniu; na męskim ramieniu, którego zna jedynie z lekcji angielskiego i jednej, nieważnej imprezy urodzinowej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Może się przejdziemy? Wisła ma dzisiaj piękny kolor – dodał z entuzjazmem, na co posłałam mu zdziwione spojrzenie, jakby nie dowierzając, że stoi przede mną Marcel. Ten ponury, milczący, pozbawiony życiowej ikry Marcel. Na dodatek uśmiechał się w ten irytująco-radosny sposób, co tylko potęgowało wrażenie surrealizmu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Skoro tak bardzo błagasz, to chodźmy – mruknęłam, po czym ruszyłam w kierunku uliczki, której nazwy nie znałam, a która zdecydowanie prowadziła na Bulwar Filadelfisjki. Całą drogę milczeliśmy, jednak nie było w tym ani odrobiny niezręczności. Tak jakbyśmy byli stworzeni do tej frapującej czynności. Kamiński szedł obok mnie, wyraźnie pogrążony w swoich myślach a i ja nie wyglądałam na zbyt przejętą jego obecnością. I uczucie to było cholernie dziwnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kiedy dotarliśmy nad brzeg rzeki, fale obijały się delikatnie o betonowe schodki. Wpatrywałam się w zielony odcień wody, zastanawiając się, czy podczas skoku z mostu najpierw złapałabym skurcz i poszła na dno, czy próbowałabym walczyć. Właściwie nie należałam do typu wojownika. Szybko się poddawałam, a więc szansa, że podjęłabym próbę walki była naprawdę znikoma. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Lubię, kiedy jest zamarznięta – usłyszałam, przypominając sobie nagle o Marcelu kroczącym u mego boku. Oderwałam spojrzenie od tafli, przenosząc je na chłopaka. Cichy szum rzeki uspokoił moje myśli. Nadal byłam zdenerwowana, ale nie miałam już ochoty nikogo uderzyć. Jedyna korzyść. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ja też, ze śniegiem na brzegu – uniosłam nieznacznie kąciki ust – bardzo brakowało mi w Bath typowej zimy. Niemal większość czasu lało, a jak nie lało to z kolei wiało. Masakra - dorzuciłam, usilnie starając się rozpocząć jakąś rozmowę. Pomimo wszystko nie chciałam, by Kamienne Serce wziął mnie za naburmuszoną furiatkę, która na dodatek traktuje go jak zło koniecznie. Przecież nie byłam taka! Owszem, miewałam problemy z emocjami, ale w gruncie rzeczy byłam uprzejmą i zabawną kobietą; w gruncie rzeczy naprawdę mogliśmy się zakumplować. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ja mieszkałem w Nottingham, na północ od Londynu – kontynuował, na co przytaknęłam z zapałem. Znaleźliśmy idealny temat! Nie byłam pewna, czy Marcel wie, że przeprowadziłam mały wywiad środowiskowy, niemniej jednak uznałam, że to miłe, że chce się ze mną czymś podzielić. Spacerując więc brzegiem Wisły, opowiadał mi o tym, jak mieszkał w Anglii przez pięć lat aż do narodzin siostry, i jak bardzo nie chciał wracać do Polski. Przez dłuższy czas odczuwał ogromny żal do rodziców, że nie pozwolili mu kontynuować nauki zagranicą. Ostatecznie nie miał pojęcia, czy zrobili dobrze czy też nie. Z czasem pogodził się ze swoim powrotem, uważając, że samotne życie w Wielkiej Brytanii byłoby trudne i być może zwyczajnie nakłoniłoby go do zejścia na złą drogę. Kilkanaście minut rozważaliśmy nad wpływem samodzielnego życia nastolatka, po czym zajęliśmy się moją przygodą w Bath. Marcel był dobrym słuchaczem. Za każdym razem gdy na niego spoglądałam, uśmiechał się i przytakiwał; czułam, że po raz pierwszy od bardzo dawna ktoś mnie słucha i właściwie chce tego słuchać. Kroczyłam obok niego, czując jak cały gromadzony tygodniami żal unosi się ponad miastem i znika pośród pierzastych chmur. Od bardzo dawna nie czułam się taka… wyzwolona i lekka. Nigdy też nie przypuszczałam, że zwykła rozmowa może tyle zmienić. Po dwóch godzinach znowu dotarliśmy do bram starego miasta. Kamiński wskazał dłonią na przejście dla pieszych, a potem podążył za mną. Z jednej strony nie chciałam, by nasze spotkanie się zakończyło, z drugiej jednak wiedziałam, że nie mogę tego przeciągać w nieskończoność. Marcel przyszedł mi jednak z pomocą. Jak na rycerza przystało. Byłam w stanie nawet uwierzyć, że rycerze naprawdę istnieją, a moje fantazje wcale nie odbiegają tak daleko od rzeczywistości. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Masz ochotę na kawę? Albo herbatę jeśli wolisz. Strasznie zimno dzisiaj – powiedział, jego ton głosu z kolei wskazywał na to, że naprawdę chce spędzić ze mną jeszcze trochę czasu. Po cichu liczyłam też, że w końcu poznał mnie od tej lepszej strony. Naprawdę byłam już znużona byciem jędzą, ujrzenie więc we mnie zwykłej, normalnej dwudziestolatki byłoby świetną odmianą. Bez zastanowienia przystałam na jego propozycję, godząc się na kawiarnię, którą podał jako pierwszą. Prawdą był fakt, że nie miałam wielkiego doświadczenia w tym zakresie. O ile lubiłam pić kawę, tak chodzenie po mieście, by wydać sześć złoty na coś pospolitego, nie budziło we mnie zachwytu. Preferowałam swoją kuchnię, jakiś syrop, trochę cukru i zwykłą czarną, rozpuszczalną kawę. Nic ponad to. Szybko podzieliłam się tą myślą z moim towarzyszem, na co zaśmiał się uprzejmie, chowając dłonie do kieszeni. Mróz, o dziwo, stał się jeszcze gorszy niż przed południem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ja z kolei lubię czasami usiąść w zwykłej kawiarni i napić się niezwykłej kawy. Kiedy znajdujesz właściwie miejsce, żadna kawa w domu nie smakuje już tak samo. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wzruszyłam ramionami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mam wrażenie, że podobnie bywa z ludźmi – westchnęłam cicho, pogrążając się na moment w własnych myślach. Nie wiem, dlaczego to powiedziałam i czy zrobiłam to specjalnie. Właściwie nie miałam też pojęcia, po co te słowa padły z moich ust. Mogłam zachować to dla siebie; ukryć swoje przemyślenie i zwyczajnie cieszyć się obecną chwilą. Kamiński przytaknął ruchem głowy, ale nie skomentował tego w żaden sposób, za co byłam mu wdzięczna. Wydawało mi się, że obydwoje przeszliśmy w swoim życiu przez trudne związki albo – jak w moim przypadku – znajomości. Choć to irracjonalne jak na tamten okres, czułam, że coś nas łączy, i o dziwo nie miałam na myśli głębokiego, romantycznego uczucia z toną konfetti w kształcie serduszek. Wydawało mi się, że oboje jesteśmy zwyczajnie czymś zmęczeni i nie potrzebujemy kolejnych komplikacji. Wiedziałam, że mogę mieć w nim kolegę i, co mnie zaskoczyło chyba najbardziej, czułam się z tym cholernie dobrze. Ja, Klara Marszał, po raz pierwszy podczas rozmowy z facetem, którego polubiłam, pomyślałam, że dobrze byłoby mieć w nim tylko przyjaciela. Nic ponad to. Na dodatek wystarczyło mi tylko kilka godzin nad brzegiem Wisły, by zrozumieć, że czasami ważniejsza jest sama rozmowa niż ukrywanie w kątach. Idealny początek. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Marcel wybrał kawiarnię, której wnętrze przypominać miało to z Przyjaciół, słynnego, bijącego rekordy popularności serialu. Pomarańczowa kanapa była więc główną atrakcją tego miejsca, jednak nie usiedliśmy na niej, bowiem okupowana była przez grono rozchichotanych koleżanek, które zapewne obgadywały sprawy czysto sercowe. Albo zwyczajnie obgadywały swoich facetów. W tle szumiał jakiś odcienk Przyjaciół, wyświetlany na dużym ekranie. Idealna atmosfera. Po kulku sekundach rozglądania się dookoła, wybraliśmy mały stolik z dwoma krzesłami, znajdujący się tuż obok okna, za którym powoli zapadał zmrok. Urok jesiennych wieczórów. Zaczynały się o wiele za wcześnie i w konsekwencji zawsze skłaniały do chorych refleksji. Kamienne serce zamówił dla mnie orzechowe macchiato a sobie wziął zwykłe espresso. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mogę zadać ci pytanie? – zaczął nieco niepewne, a ja poczułam jak żołądek podchodzi mi do gardła. Zresztą tego typu pytanie chyba zawsze spotykało się z podobną reakcją. W moich myślach nagle pojawiło się tysiąc scenariuszy i każdy przewidywał jakąś małą katastrofę. Bo o co mógł chcieć mnie spytać Marcel? W gruncie rzeczy mogło to być coś błahego, coś niewiele znaczącego i zwyczajnie niezwiązanego z naszym życiem osobistym. Jednak mogłam się mylić. Mieliśmy za sobą mile spędzony czas, w końcu się rozluźniłam i przestałam zachowywać jak rozkapryszone dziecko, a więc może uznał, że to najlepsza pora na rozpoczęcie poważnej rozmowy? Wpatrywałam się w niego przez kilka dobrych sekund, starając się opanować przerażenie, jakie mną zawładnęło. Kamiński nie wydawał się być jednak przejęty moją reakcją. Tak jakby się tego spodziewał. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tak... oczywiście – wyjąkałam wreszcie, pozwalając, by świat się zatrzymał. Może chciał mi oświadczyć? Zaśmiałam się w duchu, oczekując nadejścia katastrofy. </div>
<div>
<br /></div>
mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-5273793741750746932.post-55329778265562264882015-10-11T20:50:00.000+02:002015-10-11T20:50:09.656+02:00#siedem.odwiedziny<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>and I wish I could believe there was more</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czy to z powodu mojego życiowego nieprzystosowania czy też z powodu zwyczajnego udawania, że jestem zajęta, tydzień upłynął mi pod hasłem pośpiechu i próbowaniu przespania więcej niż sześciu godzin. Niemal każdego nędznego dnia mego żywota opuszczałam mieszkanie tuż po dziewiątej i wracałam przed szóstą obładowana dziwnymi książkami i próbkami perfum, które udało mi się wynegocjować w jednej z drogerii. Kiedy skonsumowałam posiłek, a zazwyczaj było to przygotowane na szybko spaghetti, obwąchiwałam nędznej wielkości flakoniki i wypisywałam do zeszytu wszystkie wnioski. Wtedy po raz pierwszy poczułam się jak ktoś, kto w przyszłości zostanie chemikiem. Lub jego nędzną podróbką, niemniej jednak któregoś dnia otrzymam licencjat z tej cudownej dziedziny i zapewne założę biały kitel, by poudawać geniusza. Z powodu swoich trudnych obowiązków, nie miałam czasu, by rozmawiać z Mikołajem i Almą. Właściwie oni sami byli na tyle pochłonięci pracami magisterskimi, że jedynym tematem, który podejmowaliśmy były trudy studenckiego życia. Bazyl stwierdził, że gdyby wiedział, ile nerwów kosztuje zakończenie studiów, nigdy nie podjąłby się tego zajęcia. Alma z kolei wzdychała ciężko, planując masowy mord. Nastroje w mieszkaniu zachęcały więc do skonstruowania bomby i zrzucenia ją w samo centrum miasteczka uniwersyteckiego. I gdybym była lepszym chemikiem, gdybym choć raz wysłuchała do końca jakiegokolwiek wykładu, to stworzenie takiej niewinnej, śmiercionośnej rzeczy, nie zajęłoby mi wiele czasu. Chociaż z drugiej strony czy chciałabym spędzić resztę życia w więzieniu? Tak właśnie myślałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Mój nos po obwąchaniu dziesiątek próbek nie był w stanie ponieść dalej tej odpowiedzialności. W konsekwencji piątkowy ranek powitał mnie zatkanymi nozdrzami i bólem gardła, który był ledwie wytłumaczalny. Uważając na swoje wątpliwe zdrowie nie wybrałam się na pierwszy wykład, a potem pominęłam ćwiczenia, z których i tak niewiele rozumiałam. Jedyne co mi pozostawało to lekcja angielskiego. Myśląc o Marcelu i całej tej dziwnej sprawie, miałam ochotę zwyczajnie zostać w swoim pokoju i udawać, że to choroba zmusiła mnie to zostania w mieszkaniu. Potem jednak docierało do mnie, że w ten sposób stracę część swoich ciężko zarobionych pieniędzy i to w pewien sposób zmusiło mnie, by zwlec swoje zwłoki z łóżka, ubrać coś lepszego niż dres i pokazać się światu. Nie wiem, czy byłam nadal zła na Kamienne Serce. W pewien sposób przeszkadzało mi, że istnieje między nami swego rodzaju napięcie, ale z drugiej strony, jakie to miało tak naprawdę znaczenie? Czy za rok ktokolwiek pamiętałby o jakimś balkonie czy czymkolwiek takim? Tylko ja byłam na tyle niezrównoważona, by zaprzątać sobie tym myśli. Powinni mnie odizolować. Od facetów i problemów z nimi związanymi. Czasami wyobrażałam sobie zbyt wiele i w konsekwencji cierpiałam katusze. Zwyczajnie chciałam poznać kogoś, kto pomógłby mi w codziennym życiu, a nie go tylko komplikował. Nigdy nie mówiłam tego na głos, ale naprawdę zazdrościłam Almie i Mikołajowi. Oni zawsze mieli siebie. Nawet jeżeli się kłócili albo po prostu nie mieli humoru, by na siebie patrzeć, zawsze w trudnej chwili potrafili sobie pomóc. A ja po prostu byłam sama dla siebie. Nawet nie miałam na kogo krzyknąć podczas okresu, co czasami wydawało się trudne do zniesienia. Mogłam sobie wmawiać, że faceci to idioci, ale potrzebowałam kogoś, kto mnie będzie wspierał i kogoś kogo ja będę mogła wesprzeć. Marcel więc był żaglem, który wyłaniał się na widnokręgu pośród okrutnych, oceanicznych wód. Wydawało mi się, że to jakiś durny ratunek, albo co gorsza szansa na odnalezienie spokoju. Jednak prawda była okrutna. A ja jak zawsze okazałam się być naiwna. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Bo w gruncie rzeczy byłam naprawdę naiwną dziewczyną. Mogłam sprawiać wrażenie silnej, niezależnej kobiety, jednak gdzieś głęboko w sercu ufałam każdej napotkanej osobie. I za każdym przeklętym razem kończyłam ze złamanym sercem i oczami pełnymi łez. Potem wmawiałam sobie, że już nigdy nie pozwolę, by to facet przysłonił mi widok na świat i ostatecznie znowu poznawałam kogoś, kto mącił mi w głowie. Starałam się więc zacząć od nowa. Starałam się być miła i naturalna, co tylko utrudniało nawiązującą się relację. Próbowałam być dobra; zwyczajnie za dobra, by zatrzymać u swojego boku kogokolwiek na dłużej niż tydzień. Może byłam więc zwyczajnie zbyt zaangażowana? Może moja desperacja była na tyle widoczna, że zwyczajnie traktowano mnie jak naiwniaczkę, którą można się zabawić i porzucić? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Marcel nie wyglądał na kogoś takiego i nie wiem, czy to czyniło go kimś ważniejszym albo czy w ogóle czyniło go kimkolwiek. Naprawdę chciałam wyjaśnić tamtą sytuację na balkonie, ale wątpiłam, by to miało jakiekolwiek znaczenie. Faceci byli prości w odczuwanych emocjach. Skąd więc, do cholery, miałam wiedzieć, co o tym naprawdę myślał albo czy cokolwiek myślał? I właściwie to ja mogłam zainicjować tamto zbliżenie, więc co miał mi powiedzieć? Zwyczajnie zareagował. Każdy normalny człowiek, i na dodatek pijany, zareagowałby na taki atak. Te demoniczne myśli sprawiły, że ubierałam się przez ponad godzinę, spoglądając w lustro. Co taki Kamiński mógł właściwie o mnie myśleć. Zachowywałam się jak nastolatka; rysowałam jakieś durne obrazki w zeszycie, stroiłam fochy i czasami gadałam o rzeczach, które były zwyczajnie durne i zarezerwowane dla gimbazy. W jego oczach byłam zwyczajną przewrażliwioną dziewuszką, która na dodatek wydawała się reprezentować sobą wyjątkowe zaburzenia osobowości. I tak właśnie kończyły się wszystkie moje historie. Byłam desperatką, ot tyle. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przerażona swoimi przemyśleniami i obserwacjami, usiadłam w trzeciej ławce, wykonując po kolei wszystkie zadania. Z zaangażowaniem wpisywałam do zeszytu podawane przez Kamienne Serce słówka, a potem bez słowa sprzeciwu zabrałam się za uzupełnianie trzech kartek ćwiczeń. Właściwie czułam się wyzuta jak gąbka. Żadnych emocji. Tylko zatkany nos i bolące gardło. Na tle grupy musiałam prezentować się jak nadwrażliwy kujon, którego życiowym celem jest wygranie olimpiady z angielskiego. Zajęcia upłynęły szybko, a więc tuż po dziewiętnastej włożyłam do plecaka piórnik i zeszyt, a potem pokornie udałam się do Marcela. Przyodziane w koszulkę kserokopie czekały już na mnie u brzegu biurka. Pośpiesznie wzięłam je w dłonie i podziękowałam Kamińskiemu, na co uśmiechnął się niewyraźnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wszystko w porządku? - zapytał, posyłając mi spojrzenie, w którym mogłam dostrzec coś na kształt zmartwienia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mam zatkany nos, ale taka dola chemika - odpowiedziałam niby żartobliwie, na co skinął głową. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A jaki masz temat?</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzruszyłam ramionami. Szczerze wątpiłam, by naprawdę interesowało go coś tak nieistotnego. I właściwie nie miałam się czym chwalić. Podjęty przeze mnie temat był tak częsty i mało oryginalny, że uchodził za jeden z najbardziej powszechnych i wybieranych przez studentów, którzy nie cieszyli się wysokimi wynikami. Prawdę mówiąc każdy głupiec mógł wziąć na warsztat jakieś perfumy i porównywać na dwudziestu stronach ich skład. Nic trudnego, ani tym bardziej wymagającego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Porównuję drogie perfumy i ich podróbki. Musiałam je obwąchać i zanotować różnice w samym zapachu, żeby ostatecznie wybrać jedną markę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Brzmi interesująco - odparł całkowicie poważnie, przyglądając się rozłożonym na blacie podręcznikom. Odnosiłam wrażenie, że Kamienne Serce właśnie się zawstydził, ale nie miałam pojęcia, co mogłoby to spowodować. Właściwie mogłam to tylko sobie wyobrazić, w końcu znana byłam z wybujałej wyobraźni. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ale takie nie jest w gruncie rzeczy. Nic twórczego, siedzisz, wąchasz flakoniki, potem bawisz się w laboratorium a na koniec stawiają ci czwórkę, bo na piątkę wypada zrobić coś oryginalnego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzruszyłam ramionami, wkładając do teczki przygotowane dla mnie kartki. Kamiński z kolei westchnął, mruknął coś o życiu i jego urokach, a potem zasunął swój plecak. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A ty o czym pisałeś licencjat?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jestem na drugim roku informatyki, więc mam to przed sobą, a na lingwistyce pisałem o wyrażeniach frazeologicznych, właściwie nic porywającego. </div>
<div style="text-align: justify;">
Najwyraźniej obydwoje nie należeliśmy do zbyt porywczych osób, a więc i zakończenie naszych studiów nie należało do wybitnie spektakularnych. Nie skomentowałam jednak jego wypowiedzi w żaden sposób, wychodząc z założenia, że nasza rozmowa i tak trwa zbyt długo. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Udanego weekendu i dzięki za kartki! </div>
<div style="text-align: justify;">
Zanim Marcel zdołał cokolwiek powiedzieć, uśmiechnęłam się, machnęłam ręką i wyszłam z pomieszczenia. Byłam niemal przekonana, że jeżeli zostanę z nim dłużej, z moich ust padnie coś na tyle głupiego, że kolejny tydzień spędzę zadręczając swój umysł rozmyśleniami o mojej lekkomyślności. A w końcu dotarłam do punktu, w którym mogę rozmawiać z Kamińskim bez cienia złości ani żalu. Zwykli znajomi i nic ponadto. Nie mogłam więc popsuć tego, co między nami nastało. Spokój był lepszy niż posyłanie mi bazyliszkowego spojrzenia. Dumna z siebie, wydostałam się na świeże, niemal listopadowe powietrze, oddychając niezwykle ciężko przez zatkany nos, gdy mych uszu dotarł dźwięk nadchodzącego połączenia. Szybko wyjęłam telefon z kurtki, dostrzegając na ekranie imię swojej siostry. Naprawdę nie miałam ochoty odbierać. Miałam całkiem dobry humor i plany na wieczór, a więc dlaczego ktoś musiał to niszczyć? Po kilku sekundach prawdziwej walki ze samą sobą, dotknęłam palcem odpowiedniego miejsca i przyłożyłam aparat do ucha. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co się stało? - rzuciłam zirytowana, nie wysilając się na powitanie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jestem na dworcu głównym, możesz mi powiedzieć jak mam do ciebie dotrzeć, bo zapomniałam?</div>
<div style="text-align: justify;">
Roześmiałam się na głos, a potem zatrzymałam jak rażona piorunem. Pola nigdy nie wykazywała wielkiego poczucia humoru, a więc szczerze wątpiłam, by był to żart. Jeżeli więc nie był to żart i naprawdę tu przyjechała, musiało się wydarzyć coś naprawdę niemiłego. Do wyboru miałam dwie opcje: rozstała się z Kajtkiem albo pokłóciła się z rodzicami. I po raz pierwszy chciałam, żeby chodziło o tatę albo mamę. W tym przypadku sprawy były mniej skomplikowane. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co się stało? - powtórzyłam machinalnie, próbując dosłyszeć, czy moja siostra płacze albo chociaż szlocha. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Umiesz powiedzieć coś innego? - zapytała zgryźliwie, a ja z ulgą odnotowałam, że nie jest ani zapłakana ani zanadto smutna. Po cholerę więc się tu przywlokła?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co tu robisz? Jesteś z Kajtkiem? Masz problemy? Zadarłaś z mafią i cię szukają? Przyznaj się, dilowałaś narkotyki?</div>
<div style="text-align: justify;">
Apolonia Marszał prychnęła głośno, mrucząc przekleństwa. Musiało być jej zimno i na dodatek dworzec główny swoim męczenniczym wyglądem nie zachęcał do długiego przebywania w jego otoczeniu. Tym bardziej w momencie, gdy zaczynali go remontować i kręciło się tam jeszcze więcej podejrzanych typów niż zazwyczaj. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Weź dwudziestkę siódemkę albo dwudziestkę dwójkę czy jedenastkę, obojętnie i wysiądź na placu Rapackiego. Jestem na starówce, to cię zgarnę z przystanku. Wyjaśnisz mi wszystko po drodze - odparłam w końcu, czując jak ciąży na mnie siostrzana odpowiedzialność. Pola rzuciła jakieś podziękowania i rozłączyła się, wyraźnie zadowolona, że będzie mogła dostać się do mojego mieszkania. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To co tu robisz?</div>
<div style="text-align: justify;">
Pola westchnęła przeciągle, przerzuciła torbę na lewe ramię i ostatecznie włożyła dłonie do kieszeni kurtki. Na całe szczęście byłyśmy tego samego wzrostu, a więc nie wyglądałam jak wyżywająca się na dziecku matka. Chociaż mój protekcjonalny ton mógł na to wskazywać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wpadłam w odwiedziny. Przecież mogę odwiedzić siostrę raz na jakiś czas, nie?</div>
<div style="text-align: justify;">
Jej pomalowane na czerwono usta rozciągnęły się w niepewnym uśmiechu. Westchnęłam w końcu, nie widząc szansy na dojście do konsensusu. Apolonia odziedziczyła charakter babci Marszał, a więc pewne było, że prędzej da się pokroić niż wyzna prawdziwy powód swojej wizyty. Potrzebowałam więc co najmniej dwóch butelek wina, by poznać prawdę. Jednak czego się nie robiło dla rodzeństwa. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A co u Kajtka? Zostawiłaś go w Warszawie?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie, pojechał na jakieś zgrupowanie z uniwersytetu. Sama go tam wysłałam, bo inaczej nigdy nie miałabym szansy przyjechać do Torunia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Czyli planowałaś to?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Owszem! Myślisz, że naprawdę wskoczyłabym do pierwszego pociągu? To była zaplanowana niespodzianka!</div>
<div style="text-align: justify;">
Cholernie udana. Nie ma co. Gwiazdka w moim życiu zaczęła się już na koniec października. Kolejne minuty naszej podróży na Bema spędziłyśmy rozmawiając o urokach polskich pociągów, trudach młodego wycieczkowicza, budowach i ubraniach, których nadal nam brakowało. Właściwie Pola nie sprawiała wrażenia osoby nieszczęśliwej albo przytłoczonej jakimś problemem. Szła obok mnie raźnym krokiem, śmiejąc się z każdej głupoty. Wątpiłam jednak, by pojawiła się tu tylko dla zwykłych odwiedzin. Moja siostra nie opuszczała Warszawy z błahych powodów. Odkąd tylko pamiętam zawsze miała chorobę lokomocyjną i jeżeli mogła uniknąć jazdy innym środkiem transportu niż samochód nie wahała się z tego skorzystać. W międzyczasie zatrzymałyśmy się w sklepie, gdzie zaopatrzyłam nas w alkohol i jedzenie, i niespełna dwadzieścia minut później siedziałyśmy na podłodze w moim pokoju, oglądając wybrany losowo odcinek Przyjaciół i pijąc wino. Przyglądałam się Poli z uwagą, analizując jej reakcje. Zdecydowanie nie była zraniona przez mężczyznę, co mnie uspokoiło. Odetchnęłam z ulgą, pozwalając sobie na odrobinę swobody. Alma z Mikołajem poszli na urodziny jakiegoś kolegi Bazyla i nie wydawało mi się, by wrócili przed północą. Miałam więc w zanadrzu wiele czasu i postanowiłam niczego nie przyśpieszać. Apolonia Marszał nie była zającem. Nie miała zamiaru uciekać, bowiem musiałaby znać miasto, a wątpiłam, by kojarzyła choćby jeden detal z naszego nocnego spaceru. Pozwoliłam więc, by wino robiło swoje, racząc się chwilami słodkiego spokoju. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Bo głównie chodzi o to, że oni myślą tylko o sobie, wiesz? Ojciec zajmuje się Kornelią. Właściwie jak jestem u nas, to jedyną osobą, z którą rozmawiam to babcia. Mama też tylko gada o tym, czego to z Michałem nie wymyślili. Już nawet nie mam z kim zwyczajnie ponarzekać. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pola westchnęła przeciągle, wyznając mi po godzinie powody swojego smutku. Rozżalenie w jej spojrzeniu sprawiło, że poczułam nagle siostrzaną więź. Ja zwyczajnie mogłam wygadać się Almie i wiedziałam, że otrzymam jakąkolwiek odpowiedź, ale moja siostra nie posiadała wiele tak bliskich przyjaciółek. Właściwie miała Kajtka i jakąś Ewkę, która była równie niepewna, co pływające na rzekach tratwy. W efekcie więc jej chłopak nie był kobietą, która mogłaby wczuć się w rolę porzuconej przez rodziców córki a Ewa po prostu za bardzo skupiona była na swoich miłosnych podbojach, niż problemach Apolonii. Nic przyjemnego. Nie powinnam więc dziwić się jej przyjazdowi. Nawet tak okrutna i samolubna siostra jak ja była lepsza niż cztery ściany. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A co babcia na to?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jest wściekła. Nie wiem na kogo bardziej, ale nawet nie chce o nich rozmawiać. Na ślub ojca powiedziała, że świnia dopchała się koryta i teraz będziemy wąchać jej gówno.</div>
<div style="text-align: justify;">
Mimowolnie zaśmiałam się, czując jak tęsknota za najbardziej bezpośrednim członkiem rodziny przejmuje nade mną kontrolę. Naprawdę chciałam pojawić się w rodzinnym mieście, ale wiedziałam, że jedyne, co mnie tam czeka to rozczarowanie i złość. Po co więc miałam narażać się na tak nieprzyjemne doznania?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To takie frustrujące, Klara - wyznała z siłą, odkładając z łoskotem szklankę wina na podłogę - ja rozumiem, że nie są razem i że budują nowe życie, i że jesteśmy dorosłe, ale do cholery, nadal jesteśmy ich dziećmi. Dzwonię do mamy się poradzić, to słyszę tylko o Michale i ich planach. No to potem dzwonię do ojca, naiwnie licząc, że on coś ogarnie, ale w zamian nikt nie odbiera, a potem się dowiaduje, że Kornelka robiła zakupy. Jasna cholera, a ja to co?</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokiwałam głową, wyraźnie będąc bierną stroną tej dyskusji. Jednak z drugiej strony, co miałam powiedzieć Poli? Że ma pieprzoną rację i odkąd tylko otrzymali potwierdzenie rozwodu, stali się egoistyczni i zapatrzeni w siebie? Nie chciałam w to wierzyć, ale fakty przeczyły moim wierzeniom. Potrafiłam zrozumieć ich postawy, ale potrafiłam też dostrzec w tym zwyczajną niesprawiedliwość. Obydwie z Polą byłyśmy dorosłe; prowadziłyśmy niezależne życia w dwóch różnych miastach, ale to nie zmieniało faktu, że wciąż byłyśmy ich córkami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wiem, że prawie wcale z nimi nie rozmawiasz i właściwie teraz ci się nie dziwię. Jak nie zadzwonię do mamy, to ciężko czekać na jej odzew. To samo w sumie z ojcem. I jak już dojdzie do jakiejkolwiek rozmowy, to albo wysłuchuję o ciężkiej pracy, ich związku, albo o tym, że do nich nie dzwonisz. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiałam się ponuro. Cóż za monotematyczność. Czy oni naprawdę nie dostrzegali tego, kim się stali? Całe nasze dzieciństwo upłynęło na nauce o rodzinnych wartościach, a teraz to oni, osoby, które wpajały nam wzory zachowań, postanowiły odejść od wszelkich zasad. Rewelacyjnie. Zamiast jednak podzielić się swoimi spostrzeżeniami, dotknęłam dłoni Poli, unosząc usta w geście pocieszenia. Z nas dwóch to ona była zdecydowanie tą bardziej podatną na załamania nerwowe. Nie chciałam jej dobijać. Właściwie nie chciałam mówić czegokolwiek, co mogłoby postawić naszych rodziców w złym świetle. Nie chciałam okłamywać Poli, ale nie widziałam innej szansy na to, by ją pocieszyć. A przecież tak naprawdę tylko tego ode mnie oczekiwała. W konsekwencji stałam się więc Almą w wersji drugiej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Poświecili dla nas ponad siedemnaście lat małżeństwa i musisz przyznać, że był to świetny czas. Dlaczego więc my nie możemy im teraz dać swobody i poświęcić po prostu trochę naszego egoizmu? To jest dla nas trudne, bo jesteśmy tak naprawdę dziećmi i wydaje nam się, że to rodzice są dla nas a nie na odwrót. Po prostu zwyczajnie dajmy im czas? Któregoś dnia to się skończy. My odnajdziemy spokój oni też i wrócimy do normy - odparłam spokojnie, nie wierząc ani w jedno słowo. W efekcie był to jakiś obcy bełkot, który wymusiłam resztkami sił. Widząc jednak spokój na twarzy Apolonii, poczułam, że to w gruncie rzeczy bardzo dobre kłamstwo. Byłam starsza, więc to ja musiałam wykazać się rozsądkiem. Niezależnie od tego jakie było moje stanowisko w tej sprawie, to na moich barkach spoczywało szczęście najmłodszego członka rodziny. Pola w gruncie rzeczy zawsze była o wiele bardziej wrażliwa ode mnie i o wiele gorzej radziła sobie ze smutkiem. Jeżeli więc była to jedyna droga, by jej pomóc, wiedziałam, że to dobra decyzja. Potem pomyślałam o tym, co poczułaby Alma, słysząc swoje słowa w moich ustach. Musiałam dopilnować, by Wieczorek nigdy nie dowiedziała się o tej heroicznej przemowie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chce mi się spać - usłyszałam jednak w odpowiedzi, a potem me oczy ujrzały Polę, która doczołguje się do łóżka i ułożywszy się na miejscu zasypia jak niemowlę. Nie żeby mnie to w jakikolwiek uraziło, ale liczyłam, że moje dojrzała i mądra wypowiedź spotka się z choćby słowem pochwały. W końcu nie na marne rzucałam tymi durnymi, przynoszącymi otuchę frazesami. Najwidoczniej jednak i Polę przerosła siła tej zjawiskowej wypowiedzi. W ostateczności i ja postanowiłam zaznać rarytasu jakim był sen. Kątem oka rzuciłam spojrzenie na dwie puste butelki wina i butelkę coli, która walała się na moim jaśniutkim dywanie. Czułam się jak ręcznik, który ktoś wymiął i zawiesił na grzejniku, który ni to ziębił ni parzył. Miko z Almą wciąż nie wrócili z urodzin, a więc nie widząc perspektyw na dalsze spędzenie nocy, założyłam leżącą na fotelu piżamę i położyłam się obok swojej siostry. Miałam nadzieję, że kiedy się obudzę, nasz strach będzie mniejszy. Albo że w ogóle zniknie. Bo w gruncie rzeczy bałyśmy się, że rodzice o nas zapomną, a czy może coś gorszego spotkać dziecko? Zanim odpowiedziałam sobie na to ważne pytanie, moje oczy zamknęły się niespodziewanie i nim zliczyłam do dziesięciu, śniłam już o ekskluzywnych wakacjach i przystojnych facetach na rajskich wyspach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pola została w Toruniu do niedzieli. W sobotę spacerowałyśmy trochę po mieście, rozmawiając o rzeczach, które wydawały się być niczym w porównaniu do naszych piątkowych rozważań. Zdałam sobie wówczas sprawę, że nie byłam dobrą siostrą. Właściwie nie byłam ani dobrą siostrą ani córką. Tkwiłam w tym mieście kompletnie odgrodzona od tego, co działo się w Mszynie. Mogłam udawać, że orientuję się na bieżąco w tym, co słychać u nas, ale prawda była druzgocąca. Nie miałam zielonego pojęcia, co słychać u babci, mamy i ojca. Tak bardzo skupiona byłam na swoich małych nieszczęściach, że kompletnie pominęłam jakieś rodzinne obowiązki. Najbardziej było mi głupio przed babcią, która się o mnie prawdziwie troszczyła i, o ironio, przed Polą. Jako starsza siostra powinnam jednak martwić się o nią o wiele bardziej. Obserwując więc Apolonię, postanowiłam, że nie przegapię kolejnego roku jej życia. Nie tak powinno się traktować kogoś, kto zawsze krył mi tyłek przed rodzicami i kogoś kto doradzał mi w licealnych rozterkach. Pola w gruncie rzeczy była mi bardzo bliską osobą. Pomimo tysiąca kłótni i wyrzucania sobie największych głupot, to właśnie ona stała u mojego boku bez względu na wszystko. O kogo więc miałam bardziej dbać? W ostateczności odważyłam się nawet powiedzieć jej o Marcelu, co przyjęła z dziwnym spokojem. Ku mojej radości obyło się bez durnych, dziewczęcych rad. Zwyczajnie skomentowała to prychnięciem i skomentowaniem bezmyślnych, męskich zachowań. A gdy rozstawałyśmy się na dworcu, Pola prosiła mnie jedynie o informowanie na bieżąco o moich relacjach z Kamiennym Sercem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>I tak stojąc na tym cholernym dworcu zdałam sobie sprawę, że będę tęsknić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Naprawdę będę tęsknić za tym natrętnym gnojkiem. I na dodatek zrozumiałam, jak strasznie egoistyczna jestem w swoim zachowaniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jednak uczucie to przyćmiło zupełnie inne. O wiele gorsze i o wiele bardziej mroczne. Złość na własnego ojca i jego wierutne kłamstwa. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Widzimy się za miesiąc?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, co ma przez to na myśli. Pola uśmiechnęła się niewyraźnie, przekładając torbę z jednej ręki w drugą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No ślub taty. Jest za miesiąc. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Obiecał mi, że przełoży to na inny termin. Nie dam rady przyjechać teraz - odparłam niepewnie, jakby zastanawiając się, czy właściwie ostatnia rozmowa z ojcem miała miejsce naprawdę. Może zwyczajnie to sobie wyobraziłam? W końcu byłam zdolna do wszystkiego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie wiem, Klara. Ojciec jedno mówi, drugie robi. Ale babcia wspominała, że Kornelia nie chce brać ślubu z widocznym brzuchem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Może to odwróciłoby uwagę od jej paskudnego ryja - wysyczałam cicho, zaciskając pięści ze złości. Gdyby nie Pola czy ktokolwiek pofatygowałby się, żeby mnie o tym wydarzeniu poinformować? Właściwie mogłabym to uznać za brak zaproszenia. Kwestia była więc rozwiązana. Teraz byłam tylko zła. Zła i rozgoryczona. Nim Pola zdążyła jakkolwiek skomentować mój niebanalny komentarz, na peronie pojawił się pociąg. Przytuliłam siostrę, życząc udanej podróży. Tęsknota ustąpiła zwyczajnemu smutkowi. Smutkowi, który niekoniecznie był związany z tym rozstaniem. Po prostu byłam zmęczona. Zmęczona zachowaniem wszystkich facetów na tej piekielnej ziemi. </div>
<div>
<br /></div>
mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5273793741750746932.post-67365710916930285462015-09-18T20:57:00.000+02:002015-09-18T20:57:47.691+02:00#sześć.odwilż<i>I can't get it right since I meet you </i><br />
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przez całą godzinę Marcel Kamienne serce posyłał mi spojrzenie, które interpretowałam jako próbę wymuszenia uwagi na tym, co mówi. Kilka razy niemal powstrzymałam się przed pokazaniem mu pięknego, środkowego palca. Może wtedy zrozumiałby, jak wielkie są moje chęci, by uczestniczyć w jego zajęciach. Faktycznie był to mój dobrowolny wybór, ale gdybym od początku wiedziała, kto prowadzi grupę, zrezygnowałabym bez zająknięcia. Jednak i po tej stronie leżał mój własny błąd. Nigdy nie czytałam umów. Z przymilnym uśmiechem brałam w dłoń teczkę wpisową, obiecując sobie, że kiedyś do niej zajrzę. I ku mojej udręce dzień ten nigdy nie nadszedł. Pozostawało mi więc walić głową o mur, a potem pojednać się ze swoją złością i jego obecnością. Zapewne o wiele łatwiej przyszłoby mi pogodzenie się z takim stanem rzeczy, gdyby nie fakt, że dzisiejszego dnia na nowo musiałam spojrzeć prosto w twarz Marcela i poprosić go o kolejne kserokopie ćwiczeń. Za każdym razem odnosiłam wrażenie, że to jakiś pokutny spacer, a na jego końcu czeka mnie poirytowane spojrzenie Kamińskiego. Zawsze był poirytowany. Nawet jeżeli miało to miejsce tylko raz, wiedziałam, że za każdym razem, gdy spotkamy się sam na sam, on będzie zirytowany. Niezależnie od sytuacji. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Gdy w końcu dobiegł kres zajęć, Marcel podziękował nam za współpracę i zabrał się za porządkowanie własnych podręczników. Kilka z nich odłożył na półkę, resztę z kolei wsadził do plecaka, po czym go zasunął. Ja z kolei rozejrzałam się po sali, licząc, że Szymek (czy tam Przemek) tak jak zawsze będzie się ociągał z wyjściem. Tylko jego obecność, o dziwo, gwarantowała mi spokój i jakieś bezpieczeństwo. Jednak ta szuja zniknęła już za drzwiami, wyraźnie zwabiona zapachem z knajpy naprzeciw budynku. Zdenerwowana zachowaniem chłopaka, którego imienia nawet dobrze nie kojarzyłam, westchnęłam ciężko, podchodząc do swojego nauczyciela. Marcel podniósł na mnie swoje jasne tęczówki, by po chwili zanurzyć dłoń w leżącej na biurku teczce i szczęśliwie wyciągnąć z niej plik kartek. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To kolejny zestaw - odparł z niewielkim uśmiechem na ustach, podsuwając mi dokumenty. - Miałaś jakieś problemy z poprzednimi?</div>
<div style="text-align: justify;">
Owszem. Miałam tysiąc problemów, ale wolałabym umrzeć ze wstydu, niż mu się do tego przyznać. Krępowało mnie mówienie mu o tym, że nie potrafiłam dobrze rozpracować kilku wzorów, a na koniec nie zrozumiałam konstrukcji zdania. To wykraczało poza moje możliwości. W końcu Internet pozwolił mi rozwiązać każdą wątpliwość, a więc moje kłamstwo nie znaczyło wiele. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie, obyło się bez większych problemów - powiedziałam spokojnie, chowając kopie do torby.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A co z mniejszymi?</div>
<div style="text-align: justify;">
Posłałam mu zaskoczone spojrzenie, dopiero po chwili zrozumiawszy, co miał dokładnie na myśli. Zaśmiałam się ponuro, zastanawiając się, czy nie kupił poczucia humoru na bazarze u ruskich czy innych narodowości. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Te zwalczył Internet, więc nie ma się czym przejmować. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pokiwał głową na znak zrozumienia, biorąc w dłonie plecak. Ruchem ręki wskazał na wyjście i obydwoje jak na komendę ruszyliśmy w tamtym kierunku. Nie czułam się komfortowo, idąc u jego boku, jednak co innego miałabym uczynić. Okres ucieczek i mówienia co ślina przyniesie na język szczęśliwie miałam już za sobą. Nadeszła więc pora pokoju. Albo kuchni, bo nie byłam pewna, czy za rogiem nie będę musiała użyć noża. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Może dla uzupełnienia wiedzy powinnaś sobie kupić jakieś podręczniki do chemii po angielsku? Nawet z elementarną wiedzą. Znam księgarnię online, która sprowadza książki po okazyjnych cenach, mogę podać ci adres i sobie popatrzysz. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wzruszyłam ramionami, siląc się nie okazać entuzjazmu. Nie mogłam również przyznać, że to świetny pomysł. Nie byliśmy na tyle blisko, by w ogóle okazywać sobie jakiekolwiek uczucia oprócz niechęci i rozdrażnienia. W końcu tylko się cmoknęliśmy i to wszystko. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To w sumie niegłupie, to jak się nazywa?</div>
<div style="text-align: justify;">
Kamienne Serce wyrecytował jakąś trudną nazwę, której nie byłam w stanie zapamiętać. W końcu poprosiłam go, by zapisał mi ją w zeszycie. W zeszycie, w którym rysowałam jego twarz przebitą strzałą! Zanim sobie to przypomniałam, blondyn trzymał już w dłoni pobazgraną kartkę, przyglądając się swojemu portretowi. Czerwona strużka krwi wypływała z jego szyi, a chmurka nad głową ogłasza śmierć Marcula Śmierdziula, króla angielskich smarków. Kamiński wpatrywał się w ten szokujący obrazek, zapewne zastanawiając się, czy wszystko było w porządku z moją psychiką. Po chwili jego spojrzenie spoczęło na mnie. Nie widziałam w nich jednak nic ponad niezrozumienie i zdziwienie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co ci właściwie zrobiłem, Klara? - zapytał poważnym tonem, ostatecznie zapisując nazwę księgarni na drugiej, czystej już kartce. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nic. Po prostu jesteś nauczycielem, to naturalne, że uczniowie z ciebie szydzą. Nie bierz tego do siebie, głupie żarty - odpowiedziałam pośpiesznie, nie wiedząc za bardzo, na którym punkcie skupić spojrzenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zresztą, nieważne - mruknął posępnie - przejrzyj ich ofertę. Sam kupuję tam podręczniki do informatyki i czasami dowiaduję się z nich ciekawych rzeczy. Możesz więc traktować to jako naukę i przyjemność. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marcel Kamiński uśmiechnął się do mnie łagodnie, po czym bez cienia złości, pożegnał się i opuścił mnie tuż przed samym wyjściem. Dłuższą chwilę stałam w miejscu, w którym mnie zostawił, zastanawiając się, dlaczego byłam dla niego taka... okrutna? Winiłam go za wszystko. Za zły humor, za złe ćwiczenie albo nawet za złą pogodę, kiedy on po prostu mi pomagał. Nie drążył tematu Nephwicka; nie drążył nawet tematu moich poprzednich wyczynów. Zwyczajnie na świecie wykonywał swoją pracę, a ja negowałam każdy jego ruch. Zachowywałam się jak rozkapryszona nastolatka. Na dodatek tamta sytuacja na balkonie była jednorazowa i podpowiedziana przez pijany umysł, co więc miał mi niby powiedzieć? To ja ubzdurałam sobie jakąś historię i kurczowo się jej trzymałam. A w końcu nie każdy facet był taki sam. I wgapiając się w te drzwi jak sroka w gnat, zdałam sobie sprawę, że wystarczył jeden szczery uśmiech Marcela, bym zaczęła go bronić przed samą sobą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Swój szczęśliwy powrót do domu oznajmiałam trzaskając głośno drzwiami. Wystraszony tym dźwiękiem Mikołaj wychylił głowę ze swojego pokoju, posyłając mi zdziwione spojrzenie zza okularów. Właściwie Bazyl wyglądał komicznie w tych granatowych oprawkach, ale jako że lekarz zagroził mu permanentną ślepotą, chłopak nie miał wyjścia i musiał zacząć ich używać przed komputerem. W odpowiedzi na jego spojrzenie mruknęłam coś niewyraźnie, zdejmując buty i płaszcz. Moja reakcja na Marcela tak bardzo mnie rozzłościła, że całą drogę do domu wyklinałam się i przyrzekałam utopienie w wannie. Nie dalej jak dwa miesiące temu obiecywałam sobie, że nie pozwolę, by jakikolwiek mężczyzna wkroczył w moje życie na dłużej niż minutę. Byłam zmęczona historią z Gary'm i moim poprzednim, dziwnym związkiem. I wszyscy święci mi świadkami, że w tym roku jedyne czego pragnęłam to spokoju. Pakowanie się w niezdrowe relacje nie miało sensu. Za rok i tak miało mnie tu już nie być, po co mi więc były kolejne rozczarowania? Powinnam zachowywać się dojrzale, a nie nieustannie pakować się w kłopoty. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co masz taką skwaszoną minę?</div>
<div style="text-align: justify;">
Miko wyszedł z pokoju, opierając się o framugę drzwi. Zmrużył oczy, wykrzywiając usta, wyraźnie siląc się wyglądać jak pierwszorzędny detektyw. Pajac. Po prostu pajac. I Alma chciała z nim być całe życie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jestem zmęczona, ale co ty możesz wiedzieć o zmęczeniu. Pewnie na tym prawie nie robicie nic prócz czyszczenia togi. </div>
<div style="text-align: justify;">
W odpowiedzi roześmiał się głośno, kręcąc głową. Byłam niemal przekonana, że zanim wróciłam do domu, Mikołaj ślęczał nad swoją magisterką, wylewając potoki łez i potu. To jednak nie przeszkadzało mi, by go dręczyć. On śmiał się z moich miłosnych przygód, ja śmiałam się z jego studiów. Tak właśnie wyglądała równowaga w naturze. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Czasami jeszcze polerujemy teczki - odparł żartobliwie, przepuszczając mnie w drzwiach kuchni. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dobrze, że teczki, a gdzie Alma?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Poszła dzisiaj na zajęcia do innej grupy, bo musiała iść do promotora </div>
<div style="text-align: justify;">
Alma studiowała archeologię i chociaż nikt do końca nie wiedział, co mogłaby po tym robić, wszyscy zgadzali się w tym, że Wieczorek naprawdę lubi się tym zajmować. Niemal całe dnie spędzała w toruńskich bibliotekach, poszukując ciekawych artykułów. Jedyną osobą, która wydawała się nie czerpać z tego wystarczającej satysfakcji był jej promotor. Niezwykle upierdliwy człowiek. Za każdym razem, gdy Alma zanosiła mu do sprawdzenia rozdział pracy, mężczyzna mruczał coś o przecinkach albo krótkich zdaniach, a potem kreślił kilka dziwnych znaczków, wmawiając rudej, że musi przeczytać to jeszcze kilka razy, bo on nie widzi sensu w takim sformułowaniu problemu. Jednak gdy zanosiła mu dokładnie tę samą wersję drugi raz, uśmiechał się, tłumacząc jej dobitnie, że magisterium bez poprawek to żadne magisterium. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- O co się przyczepił teraz?</div>
<div style="text-align: justify;">
Bazyl westchnął, nalewając nam do szklanek soku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chyba nie pasuje mu to, że Almie został tylko jeden rozdział do końca. Całe wakacje przesiedziała w pracy a potem w bibliotece, a on nie umie tego docenić, więc czyta rozdziały z opóźnieniem i wytyka jej dziwne błędy. Nie wiem, o co chodzi, bo się nie znam na archeologii .</div>
<div style="text-align: justify;">
Widząc, jak wiele wysiłku Wieczorek wkłada w swoje studia i jak niewiele pomocy otrzymuje ze strony promotora, rozumiałam, dlaczego tak niewielu osobom naprawdę zależy na studiach. Kto normalny starałaby się bardziej od swojego nauczyciela? Sama miałam ochotę wbić widelec między oczy kilku wykładowcom i z chęcią pomogłabym zrobić to samo rudej. W odpowiedzi westchnęłam jednak przeciągle. Ja miałam problem tylko z wyborem tematu na licencjat, nie było się więc czym chwalić. Bazyl myślał jednak inaczej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A jak tam twój temat? </div>
<div style="text-align: justify;">
Wzruszyłam ramionami. Przy nich czułam się jak dziecko. Oni, poważni studenci, którzy piszą pracę magisterską i pracują, i ja - studentka trzeciego roku, bezrobotna i pogrążona w wymyślonych problemach. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chyba wybiorę porównanie zawartości oryginalnych perfum i taniej podróbki z centrum chińskiego. Nie mam pomysłu na nic lepszego, a i tak nikt nie wymaga cudów. A może się nauczę robić dobre podróbki i zbiję fortunę - odpowiedziałam ponurym tonem, otwierając w końcu lodówkę. Nie miałam za grosz pojęcia, co powinnam zjeść. A byłam okropnie głodna i przez to bardziej sfrustrowana niż zazwyczaj. Mikołaj zaśmiał się i wyjął z szafki nad zlewem paczkę jakiś dziwnych orzeszków. W końcu zdecydowałam się na jajecznicę i zabrałam się do jej przygotowywania. W międzyczasie dyskutowałam z Miko o planach na kolejne tygodnie i bezsensowności zachowaniach niektórych osób. Tuż przed dziewiątą w progu mieszkania pojawiła się Amelia. Obładowana podręcznikami, rzuciła się na krzesło, wyrywając z rąk Bazyla paczkę orzeszków. Jej wygłodniały wyraz twarzy nakazał nam zamilknąć i czekać na to, co przyniesie kolejna minuta. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zdylewski* jest chory na mózg! - odparła z furią, rozpinając sweter - powiedział mi dzisiaj, że muszę dokładnie przejrzeć to, co napisałam, bo tutaj już niby kończę, a on ciągle nie ma pewności, czy ja dobrze postawiłam tezę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wieczorek uderzyła dłonią w stół, wpatrując się w swoje odbicie w szybie okna. Byłam niemal przekonana, że gdyby jej słodki profesor pojawił się tutaj, zabiłaby go bez chwili wahania. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wytłumaczyłam mu więc na nowo swój punkt widzenia, a on na to, że być może mam rację, ale wszystko podlega dyskusji i może powinnam to przemyśleć. Gówno prawda, po prostu wie, że to dobra praca i chce się przypieprzyć, stary dureń. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To nie możesz tego skonsultować z tą nową doktor? Mówiłaś, że jest w porządku. </div>
<div style="text-align: justify;">
Alma mruknęła coś niewyraźnie, przegryzając orzecha. Z nieułożonymi rudymi włosami i zaczerwienioną od zimna twarzą przypominała mi wiewiórkę, jednak chcąc zachować życie, pominęłam tę uwagę, skupiając się na jej zrezygnowanym spojrzeniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Idę kupić wódkę i chipsy, bo nie wytrzymam tego na trzeźwo.</div>
<div style="text-align: justify;">
Mikołaj wstał ze swojego miejsca, uśmiechnął się wyraźnie zadowolony z podjętej decyzji i ruszył do przedpokoju. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jestem z ciebie dumna, Bazyl! - odparłam, pokazując mu uniesionego kciuka. W dzień jak ten, tylko odrobina alkoholu mogła nam pomóc w udźwignięciu takiego ciężaru. Żadne z nas nie było zadowolone z wyglądu własnych studiów. Na dodatek na naszej drodze zawsze pojawiał się ktoś, kto utrudniał nam ich przebieg. Czasami, by się uspokoić, mówiłam sobie i Almie, że za rok będzie po wszystkim. Ona znajdzie pracę i będzie robić doktorat u kogoś, kto ją doceni, Miko zacznie aplikację, a ja będę po prostu studiować w Anglii. Wystarczyło tylko przetrwać tych osiem miesięcy, a potem nadejść miała upragniona wiosna naszego życia. Ach, ja głupia i naiwna. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jedna butelka wódki nie uczyniła z nas ludzi szczęśliwych ani tym bardziej zaspokojonych. Gdy ostatni kieliszek alkoholu rozpalił nasze gardła, Mikołaj wsparł się na parapecie, zamykając oczy. Alma uśmiechnęła się do mnie, a potem technikami znanymi tylko sobie, zmusiła Bazyla do pójścia do pokoju. Ostatecznie zostałyśmy same, wsparte na stole i wpatrujące się w parujące kubki z herbatą. Nie pamiętałam, kiedy ostatni siedziałyśmy w kuchni o tej porze zwyczajnie rozmawiając. Minione tygodnie upływały nam pod hasłem pracy i złości, a więc mając tych kilka minut spokoju, cieszyłam się, że mogę je spędzić w ten sposób. Właściwie odkąd tylko wróciłam do mieszkania, chciałam porozmawiać z Almą o moich odczuciach względem Marcela. A krążąca w moich żyłach wódka tylko dodawała mi odwagi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mam problem z Kamiennym Sercem - odparłam nieco jeszcze zawstydzona, obracając między palcami kostkę od kluczy. Ruda nie potrzebowała wiele czasu, by wybuchnąć gromkim śmiechem. Październik dobiegał końca. Nasz niebieski październik właśnie finiszował, a ja jak zwykle znalazłam sobie kolejny obiekt pożądania. Cóż, odkąd poznałam Almę, dziesiąty miesiąc roku zawsze przeznaczony był moim drobnym miłościom. Na pierwszym roku studiów w październiku poznałam Daniela, rok później w moim życiu pojawił się Bartek, ale historia była na tyle krótka, że nigdy nie wracałam do niej na dłużej niż minutę. A dwanaście miesięcy temu przeżywałam Garry'ego i teraz, w momencie, kiedy byłam pewna, że mnie to już nie dosięgnie, pojawił się Kamiński. Niebieski październik wziął się od angielskiego powiedzenia, które zwyczajnie mówiło coś o kolorach i smutku. W październiku zawsze bywałam smutna. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zastanawiałam się wczoraj, kiedy mi to powiesz - uśmiechnęła się nieznacznie, poprawiając opadające jej na twarz włosy. W takich chwilach jak ta zastanawiałam się, czym byłoby moje życie bez Almy i Mikołaja. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To nie tak jak myślisz - mruknęłam, czując jak na policzkach pojawia się różowa barwa - bo kiedy jest dla mnie miły, to jestem na niego zła. Kiedy z kolei jest niemiły to jestem wściekła. Nie umiem sobie z tym poradzić. Chcę być miła, a nie potrafię i kiedy dzisiaj się do mnie uśmiechnął, to wkurzyłam się, że zachowuję się w tak durny sposób.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wieczorek chrząknęła znacząco, posyłając mi porozumiewawcze spojrzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To i tak lepiej niż zawsze. Przez ostatnie trzy lata skakałaś wokół swoich faworytów jak nakręcony piesek. Jest progres, Klara!</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiałam się ponuro. To faktycznie była prawda. Tym razem nie chciałam być posłuszną zwierzyną, która merda ogonkiem, by zdobyć choćby odrobinę atencji swojego pana. Jednak czy moja złość była lepsza? Marcel był, bądź co bądź, miły, a ja robiłam wszystko, by przekonać go o tym, jak koszmarną jestem dziewczyną. Być może, zupełnie nieświadomie, próbowałam go od siebie odstraszyć? Może właśnie po tych trzech latach upadków mój umysł postanowił odrzucić kolejnego faceta? Szybko podzieliłam się z Amelią tą pijacką myślą, uważając wówczas, że to co mówię jest szalenie mądre i wielce filozoficzne. Ruda wzruszyła ramionami, wzdychając ciężko. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wypiłabym piwo - mruknęła zniechęcona, a więc w przeciągu dziesięciu minut ubrałyśmy się, poszłyśmy do Paluszka - całodobowego sklepu, znajdującego się tuż za rogiem - i na nowo zajęłyśmy swoje miejsca w kuchni. Zapowiadała się długa noc, jednak to było właśnie to, czego najbardziej potrzebowałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Do drugiej nad ranem debatowałyśmy nad naszymi pracami końcowymi i przyszłości, której powiew zmuszał nas do podejmowania szybkich decyzji. Nie chciałam opuszczać Almy. Nie chciałam ich tu zostawiać, ale każde z nas miało plan i nawet jeżeli plan ten zakładał rozłąkę, musiałam to zaakceptować. Przecież istniało tyle dróg komunikacji, więc jak mogłybyśmy o sobie zapomnieć? Wieczorek przytaknęła na moje słowa, wymuszając obietnicę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Obiecaj mi, Klara, że będziesz codziennie pisać wiadomość. Choćby najdurniejszą. A w weekendy będziemy siedzieć na skypie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przyłożyłam dłoń do serca, a potem potwierdziłam słowa Almy. Przyjaźń po grób. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A co do Marcela, tak wracając do tego tematu sprzed trzech godzin, to myślę, Klara, że już wtedy na balkonie go polubiłaś. I jesteś tak tym przerażona, że robisz wszystko, żeby go od siebie odepchnąć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Myślałaś o byciu psychologiem?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tysiące razy!</div>
<div style="text-align: justify;">
Roześmiałyśmy się, dopijając resztki drugiego piwa. Nie chciałam, by ta noc się kończyła. Nie chciałam, by nadszedł kolejny dzień, który zmyje moje złudzenia. Powinnam zapomnieć o Marcelu i zacząć być milsza. Nie mogłam się go pozbyć, musiałam więc nauczyć się z nim żyć. Wątpiłam, by zrobił cokolwiek więcej w moim kierunku. Kamienne Serce był uprzejmy dla wszystkich, a więc to jaki był dla mnie o niczym nie świadczyło. Chciałam w to uwierzyć, bowiem nie mogłam pozwolić sobie na kolejne złamane serce. I wyjeżdżałam stąd, jaki więc miałoby sens wmawianie sobie czegoś takiego? Westchnęłam przeciągle, czując jak moje powieki stają się ociężałe. Wieczorek, najwyraźniej zauważywszy moją słabość, wstała od stołu, biorąc mnie za ramię. Ona również sprawiała wrażenie okropnie zmęczonej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Idziemy spać. A Marcel rozwiąże się sam, zobaczysz. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wątpiłam w to.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Żaden facet sam się nie rozwiązał i głęboko w sercu wiedziałam, że z Marcelem jest tak samo. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
*Nazwiska wykładowców przypadkowe.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-5273793741750746932.post-6295692942053126472015-08-20T20:58:00.000+02:002015-09-18T20:36:23.205+02:00#pięć.spotkanie<div style="text-align: justify;">
<div style="font-family: Georgia, serif; text-align: justify;">
<br /></div>
<i>And it's led me on and on to you </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzałam zrozpaczona na Almę, pokazując jej telefon. Ruda uśmiechnęła się tylko smutno, nic nie mówiąc. Wiedziałam, że jedyne co mogłoby wydobyć się z jej ust to prośba o odebranie połączenia. Złość na ojca ulotniła się nagle, na jej miejscu zaś pojawił się strach i niedowierzanie. Patrzyłam na wyświetlacz, licząc, że aparat za chwilę zamilknie i pozbędę się problemu. Tomasz Marszał był jednak cierpliwym człowiekiem i wolał usłyszeć słodki głos poczty głosowej aniżeli wcześniej się rozłączyć .</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Odbierz wreszcie!</div>
<div style="text-align: justify;">
Posłałam Almie pełne rezygnacji spojrzenie i, o dziwo, przesunęłam zieloną słuchawkę, by położyć kres swoim cierpieniom. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tak?</div>
<div style="text-align: justify;">
Oficjalny ton jaki wydobył się z mojego gardła zaskoczył nawet i mnie samą. Nigdy nie rozpoczynałam rozmowy w ten sposób z kimś kogo znałam. Zwłaszcza z własnymi rodzicami. Tym razem czułam się jednak tak, jakbym miała podjąć rozmowę z kompletnie nieznaną mi osobą. Choć ostatnio zdarzało mi się i tak myśleć o ojcu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Przeszkadzam ci, Klara? Masz zajęcia albo spotkanie?</div>
<div style="text-align: justify;">
Owszem, przeszkadzał, ale w żadnej z wymienionych przez niego czynności. Mimo niechęci do jakiejkolwiek dyskusji, nie chciałam go oszukiwać. Odwlekanie problemów sprzyjało narodzinom nowych, a tego do szczęścia już nie potrzebowałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie, wracam z Almą z angielskiego. Stało się coś?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ach, no to jednak przeszkadzam - odparł cicho, nieco zawstydzony, czym przypomniał mi, jak nieśmiały czasami bywał pomimo swojego wieku - nic się nie stało, słońce. Rozmawiałem dzisiaj z Polą i pomyślałem, że nie możemy wiecznie się unikać. </div>
<div style="text-align: justify;">
Brak odpowiedzi z mojej strony sprawił, że tata westchnął przeciągle i odczekał kolejnych kilka sekund, najwyraźniej dając mi czas do namysłu. Tomasz bywał również naiwnym człowiekiem, co z kolei doskonale obrazował przypadek z Kornelią. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Kiedy przyjedziesz do domu?</div>
<div style="text-align: justify;">
Wydałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, wzruszając ramionami. Żałowałam, że ojciec nie może tego zobaczyć, bo to ułatwiłoby wiele rzeczy. Pomimo ogromnych chęci, nie umiałam z nim dzisiaj rozmawiać. Po części ze względu na zmęczenie, po części ze względu na poranną rozmowę i po części przez Marcela, Ze wszystkich możliwych pór, tata postanowił wybrać właśnie ten przeklęty piątek. Czy on naprawdę chciał dojść do konsensusu? Powoli zaczynałam w to wątpić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie wiem - westchnęłam, szukając w myślach jakiegoś terminu, który by go zadowolił albo zwyczajnie uciął temat - mam teraz dużo na głowie, sam rozumiesz. Licencjat, angielski, laboratorium jeszcze, myślę, że boże narodzenie to realny termin. </div>
<div style="text-align: justify;">
Moje rodzinne miasteczko było oddalone od Torunia o całe czterysta dwadzieścia kilometrów. Długa podróż i związane z nią niedogodności sprawiały, że nie odwiedzałam tamtych stron zbyt często. Nie tęskniłam ani też nie odczuwałam potrzeby przebywania we własnym domu. Kiedy rodzice oznajmili nam, że biorą rozwód, postanowiłam zmienić wszystko. Począwszy od miejsca zamieszkania a skończywszy na kolorze włosów. Póki co dawałam radę tylko ze zmianą miasta. Moje czarne kłaki stawiały zbyt wielki opór podczas farbowania, by poświęcić im jakiekolwiek pieniądze i czas. Ponadto, obecność Mikołaja i Almy sprawiała, że czułam się o wiele lepiej w Toruniu niż gdziekolwiek indziej. Może czasami tęskniłam za Polą, ale nasze częste kłótnie pozwalały mi o tym skutecznie zapominać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie żartuj, nie dasz rady szybciej?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wiesz, tato, na tę chwilę to ciężka sprawa. Do listopada na pewno mnie nie będzie - odparłam zgodnie z prawdą, przechodząc przez światła na Kraszewskiego. Szyld polo marketu zaświecił mi przed oczyma, przypominając o braku mleka i kawy w mieszkaniu. Złapałam Almę za ramię, pokazując jej palcem na sklep i bezgłośnie wypowiadając nazwy produktów do zakupienia. Gdy moja towarzyszka udała się na zakupy (wyraźnie zresztą uradowana faktem, że ta prozaiczna czynność nie stała się powodem do zakończenia rozmowy), oparłam się o barierkę, czekając cierpliwie na kolejne słowa ojca. Nie byłam już nawet na niego zła. Byłam po prostu zmęczona i zwyczajnie zawiedziona, chociaż nie wiedziałam jeszcze czym. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Klara... nasza ostatnia rozmowa... właściwie chciałem ci powiedzieć, że przepraszam. Obydwoje zawiniliśmy, wiesz o tym, ale nie może tak być, że nie będę wiedział, co u ciebie. Wiem, co myślisz o Kornelii, ale to są moje wybory i nic nie sprawi, że będę was mniej kochał albo mniej o was dbał. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaskoczona nagłą zmianą tematu, zachłysnęłam się chłodnym październikowym powietrzem. Stan mój potęgował również fakt, że ojciec, pomimo swojej wrażliwości, bardzo często unikał tematu uczuć. Choć nigdy nie miał problemu, by okazać nam ojcowską miłość, tak z mówieniem o niej zazwyczaj sobie nie radził. Jego słowa więc były dla mnie czymś niewiarygodnym. Choć nie chciałam się do tego przyznać, ścisnęło mnie w gardle. Nie potrafiłam mu powiedzieć tego samego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chciałbym z tobą porozmawiać, ale nie przez telefon. Wiem, że Pola mówiła ci już o dziecku i ślubie. Jeżeli zajdzie taka potrzeba, to przesuniemy termin ślubu. Chciałbym tylko, żebyś jednak się ze mną spotkała przed tym. </div>
<div style="text-align: justify;">
Odsunęłam telefon od ucha, zastanawiając się, czy to nie ten moment, kiedy spektakularnie się rozłączam i wyłączam telefon na najbliższy rok. Jakkolwiek szczere nie były słowa ojca, nie byłam w stanie przejść do spijania sobie z dzióbków. Tomasz Marszał był niezwykle spokojnym człowiekiem. Całe moje dzieciństwo uważałam go za bohatera i jedynego mężczyznę swojego życia. Pojawienie się Kornelii i nasza kłótnia sprzed kilku miesięcy sprawiły jednak, że nie mogłam odbierać go w ten sam sposób. A przynajmniej nie na tę chwilę. Miłość dziecka miała swoje granice. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- W porządku, dam ci znać - odpowiedziałam lakonicznie, próbując zgrabnie zakończyć rozmowę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Bardzo jesteś zmęczona?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiałam się smutno, słysząc troskę w jego głosie. Dlaczego nie mogło być tak zawsze? Czułam się jak dziecko z rozbitej rodziny. Chociaż... ja przecież nim byłam! W konsekwencji miałam więc pełne prawo, by tak się czuć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tak jak słyszysz. Jakby mnie jakiś walec przejechał albo tir z krowami. </div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz to on roześmiał się na głos, choć wyczuwałam w tym swego rodzaju niepewność. Nic nie było w porządku, chociaż usilnie to udawaliśmy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To idź odpoczywać i odezwij się do starego ojca czasami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie wiem, co mu na to odpowiedziałam. Pewnie coś uniwersalnego, bo mój umysł bombardowała myśl, że nie takiego starego, skoro związał się z trzydziestolatką i spłodził z nią dziecko. Mój wrodzony takt sprawił, że zachowałam to przemyślenie dla siebie i gdy tylko wypowiedzieliśmy sakramentalne <i>cześć</i>, wyłączyłam szybko komórkę w obawie, że Pola zbombarduje mnie tysiącem telefonów i wiadomości. Jedyne czego pragnęłam to znalezienie się w swoim łóżku i pójście spać. Nienawidziłam piątków. I to nie tylko ze względu na Marcela Kamienne Serce. Gdy Alma wyszła w końcu ze sklepu, ruszyłyśmy w milczeniu w stronę naszego mieszkania. Na całe szczęście nie zadawała mi durnych pytań, zauważywszy wyraźnie w jak nędznym jestem stanie. Przeszłyśmy więc dystans dzielący nas do Bema w ciszy, a gdy tylko znalazłam się w mieszkaniu, zdjęłam kurtkę i zamknęłam się w pokoju. Miałam nadzieję wyzionąć tej nocy ducha. Bo to było bardzo dobre rozwiązanie zważywszy na to, jak wiele problemów miałam do rozwiązania. Począwszy od tematu licencjatu a skończeniu na Marcelu i wstydu, jakiego musiałam się najeść przy naszych kolejnych zajęciach. W końcu, zasnęłam przytulona do Fryderyka, misia-przytulanki, którego dostałam rok temu na urodziny, licząc na to, że sobota okaże się wspaniałym dniem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Weekend spędziłam na oglądaniu nowych odcinków wszystkich ulubionych seriali i podsłuchiwaniu zatroskanych rozmów moich współlokatorów. W sobotę rano Alma ze szczegółami opisywała Mikołajowi moją rozmowę z ojcem, usilnie doszukując się ukrytego znaczenia moich dziwnych min. Kiedy Miko wychodził do pracy, Amelia błagała go, by zajrzał do mojego pokoju, bowiem ona sama była zbyt przerażona myślą, jaki widok może zastać, gdy pokusi się o otworzenie drzwi. Bazyl nie był jednak tak naiwny i stanowczo jej odmówił. Śmiałam się cicho, słysząc ich pełne napięcia dyskusje, z których wyłaniał się widok zrozpaczonej i załamanej Klary. Wprawdzie nie miałam ochoty spędzać z nimi czasu w kuchni, ale to nie znaczyło, że siedzę zapłakana w czterech ścianach swojego królestwa i wylewam rzęsiste potoki łez. Chociaż mogłabym to robić. W niedzielę z kolei Wieczorek krążyła jak szalona obok mojej twierdzy, wyraźnie dając mi znać, że jej cierpliwość dobiega końca. Doceniałam jej starania, ale jak każdy normalny człowiek potrzebowałam chwili samotności. Właściwie zaczęłam jej potrzebować od mojego pobytu w Anglii. To tam nauczyłam się przeżywać w ciszy swoje smutki i pozwolić im umierać w odległych kątach. Mogłam wygadać się Almie. Opowiedzieć jej o dręczących mnie uczuciach, ale to i tak nic by nie zmieniło. Ona znała moje podejście do sprawy, a ja znałam jej odpowiedź na moje udręki. Lepiej było mi tutaj. Przy laptopie z reklamówką zachomikowanych produktów żywnościowych, o ile mogłam tak nazwać kilka paczek chipsów i dwie czekolady. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W poniedziałek postanowiłam zaszczycić swoją obecnością kuchnię, gdzie - jak to zazwyczaj u nas bywało - spotkałam swoich zatroskanych współlokatorów. Przywitali mnie wylewnie kubkiem herbaty i dwoma tostami. Ich komiczne wyrazy twarzy zmusiły mnie do zachowania powagi. Uwielbiałam ich dręczyć, a potem się z nich wyśmiewać. Z jednej strony ich zmartwienie było czymś, co doceniałam, z drugiej jednak strony rzadko widywałam ich w takim stanie. Cóż więc miałam uczynić, jak nie odgrywać tej komedii dla zaspokojenia własnych, niepoważnych potrzeb? Ze smutkiem wpatrywałam się w blat stołu, od czasu do czasu ziewając przeciągle. W końcu Alma, wyraźnie nie wiedząc, co zrobić, szturchnęła Mikołaja, posyłając mu mordercze spojrzenie. Biedny Bazyl westchnął cicho, odłożył kanapkę i skierował na mnie swoje zdesperowane spojrzenie. Wydawało mi się, że lada moment wbije mnie w ścianę, bylebym tylko zamieniła z nimi jedno słowo. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Na którą idziesz na zajęcia? - zapytał niewinnie, starając się nie brzmieć sztucznie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Na jedenastą trzydzieści.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- O, to świetnie! Też idę, to pójdziemy razem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyłam brwi, próbując przypomnieć sobie rozkład jego grafiku. Nie dalej jak pięć dni temu Miko machał mi nim przed nosem, jęcząc, że chcą go wykończyć na tym prawie. Byłam więc niemal pewna, że tego dnia zaczynał zajęcia dużo później. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A czy ty przypadkiem nie masz na pierwszą?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mikołaj musi iść do biblioteki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Alma, wyraźnie zaskoczona moim pytaniem, uprzedziła biednego Bazyla, tym samym potwierdzając moje przypuszczenia. Jej najsłodszy chłopak pełnić miał funkcję wysłannika, co szalenie mnie rozbawiło. Mikołaj i pocieszyciel-zwiadowca? Amelia straciła rozum! W końcu, nie będąc w stanie wytrzymać tej napiętej atmosfery i knucia za moimi plecami, roześmiałam się głośno, zatykając sobie usta. Moi cudowni przyjaciele byli dziwakami i na dodatek intrygantami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jesteście idiotami - odparłam po niespełna minucie, kręcąc głową z rozbawieniem. - To co chcecie wiedzieć, ptaszki? </div>
<div style="text-align: justify;">
Łudziłam się, że gniew jaki spowodowało moje zachowanie uniemożliwi im kontynuowanie naszej porannej pogawędki. Zapomniałam jednak, że tych dwoje to zwykli bezwstydnicy, dla których informacje są ważniejsze niż godność. Nim zdążyłam upić łyk kawy, zalała mnie fala pytań, na które tym razem postanowiłam im odpowiedzieć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pomimo mojej spowiedzi i marszu pokutnego do łazienki, Mikołaj postanowił towarzyszyć mi w podróży na wydział. Wiedziałam, że Alma przyznała mu to bojowe zadanie, bowiem zdawała sobie sprawę, że jedyną osobą, która wie o Marcelu i która potrafi spojrzeć na tę sprawę z należytym dystansem to właśnie on. Pierwszych kilkanaście metrów przeszliśmy rozmawiając właściwie o niczym. Trochę narzekaliśmy na pogodę, potem rozprawialiśmy o dziwności lasu, który dumnie wyrastał po drugiej stronie ulicy, aż w końcu przeszliśmy na tematy, dla których znaleźliśmy się w takim położeniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Może przesadzasz, Klara. Może ten Marcel chciał się na niej odegrać, albo po prostu obydwoje byliście pijani i się stało. Nie każdy facet to świnia - zawyrokował poważnym tonem, poprawiając szelkę plecaka. Mikołajowe mądrości bywały często nużące. Studiowanie prawda namieszało mu porządnie w głowie i zamiast pomóc mi wyrzucić z głowy Kamińskiego, on postanowił go bronić. Męska solidarność to zwyczajna głupota. Zresztą wszyscy powinniśmy zapomnieć o tej sprawie. Było, minęło, po co się roztkliwiać? Wyraziłam swoje myśli na głos, na co szatyn prychnął głośno. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ciągle się czymś zadręczasz. Jak nie Daniel, to potem Gary, ojciec i Marcel. Odpuść sobie, Klara. Przestań przewidywać wszystko na swoją niekorzyść. Może gdybyś choć raz podeszła do człowieka z optymizmem, to okazałoby się, że nie jest to takie złe? </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiałam się, wbijając mu palec w ramię. Odnosiłam wrażenie, że w ostatnim czasie Miko za dużo czasu spędzał czytając gazety o zabarwieniu psychologicznym. Istniała również szansa, że to Amelia Wieczorek, we własnej osobie, nakładła mu tych głupot do łba i teraz chcą mnie umoralnić. Byłam im wdzięczna za troskę, ale nie mogłam znosić jawnego pieprzenia głupot. Tę myśl również wyraziłam na głos, dobitnie artykułując każde słowo. Bazyl przytaknął na to niemrawo, wyraźnie zbity z tropu. Jego ukochana najwyraźniej nie udzieliła mu rad, jak poradzić sobie podczas mojego ataku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ok, może lubię rozkładać sprawy na tysiąc małych, ale ty lubisz wieszać skarpetki na każdym możliwym grzejniku. Jak ty się oduczysz tego, to ja przestanę roztrząsać swoje problemy - powiedziałam ostatecznie, przechodząc przez pasy na Gagarina. Mikołaj dzielnie kroczył u mojego boku, wyraźnie zawiedzony takim obrotem spraw. Byłam niemal pewna, że Alma zabije go, gdy dowie się, jak potoczyła się nasza słodka pogawędka. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jesteś cholernie uparta. Alma miała rację, że nie chciała z tobą gadać - dodał tonem zbuntowanego chłopca, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Jak dzisiaj zobaczysz moje zwłoki w kuchni to się nie zdziw - dorzucił jeszcze, na co odpowiedziałam mu śmiechem. Dopóki dopóty miałam przed sobą tydzień spędzony w laboratorium, nie musiałam się przejmować żadnym facetem. Wiedziałam jednak, że gdy nadejdzie piątek, moje koszmary staną się rzeczywistością. Nie chciałam przepraszać Marcela, bo za co niby miałabym to zrobić? Nie wstydziłam się swoich uczuć, bo miałam pełne prawo, by odebrać tamto wydarzenie w taki a nie inny sposób. Być może go zdenerwowałam swoją reakcją, ale nie musiał od razu zachowywać się jak urażony małolat. Właściwie to obydwoje zawiniliśmy - przyznawałam w duchu, siedząc w sali laboratoryjnej i zastanawiając się czy oby na pewno dobrze zmieszałam składniki. Do szczęścia brakowało mi jeszcze tego, by wysadzić pół kampusu w powietrze. W sumie to nawet nie pozbyłabym się Marcela, bo jego wydział znajdował się jakieś cztery kilometry stąd, na Chopina. Nie było więc sensu poświęcać życia tylko po to, by odegrać się na kimś, kto pewnie siedzi sobie teraz przy komputerze i nie ma pojęcia, co dzieje się na Gagarina. W zamian mogłam jedynie bawić się probówkami i udawać, że chemia jest tym, co kocham najbardziej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Złość na Marcela pojawiała się i odchodziła. Czasami zagłuszał ją telefon od Poli albo mamy, rozmowa z Almą albo zwyczajnie ćwiczenia z chemii. W dodatku na tych kilka dni postanowiłam odpuścić sobie focha na tatę. Byłam okropną córką. Wszyscy wokół martwili się o mnie i akceptowali moje decyzje, kiedy ja przy pierwszej lepszej okazji schowałam głowę w piach i udawałam, że tak naprawdę to nie złość a brak czasu jest powodem mojej nieobecności. Klara Marszał musiała dorosnąć. Chociaż pewnie ani nie teraz ani za rok. Swoje racjonalne podejście do tematu ojca odbijałam sobie na Kamińskim. Moje złorzeczenia i mruczenie przekleństw pod nosem tym razem zaszczytnie skupiły się na nim.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ślęcząc w poniedziałkowy wieczór nad kserówkami od niego, przypomniałam sobie, jak bardzo mnie ten człowiek irytował. A każda myśl o tym, jak upierdliwy czasami bywał, doprowadzała mnie do białej gorączki. Właśnie wtedy, pochylając się z ołówkiem nad tymi durnymi ćwiczeniami, postanowiłam zasięgnąć informacji u Zośki. Zofia Sienkiewicz należała do tego typu osób, które za nic miały sobie czyjąś prywatność. Wystarczyło piwo i sympatyczna atmosfera, by wyciągnąć od niej wszystkie informacje, włączając w nie nawet te niepotwierdzone. Była więc moją deską ratunku. Bo kto, jak nie ona, podobno osoba, która znała Kamińskiego od liceum i która mieszkała z jego dziewczyną, mógł wiedzieć o nim więcej? Napisałam więc do niej krótkiego smsa, proponując pogaduszki w czwartkowy wieczór. Nie musiałam długo czekać. Niespełna minutę później Zośka potwierdziła miejsce i godzinę, na co uśmiechnęłam się z satysfakcją. Nie chciałam się na nim odgrywać w jakiś podły sposób. Nawet jeżeli mnie oszukał, należało to do przeszłości. Po prostu nie potrafiłam go zostawić, nie poznawszy jakiejś części prawdy. Nic o nim nie wiedziałam, a on sam nie chciał za wiele o sobie mówić. Co więc mogłam zrobić? Pomimo iż Zośka miała długi język, to była wiarygodnym źródłem. I gdzieś w głębi ducha wierzyłam, że to, czego mogę się o nim dowiedzieć, sprawi, że nie będę tak gorączkowo o nim rozmyślać. Naprawdę pragnęłam, by tamten epizod nie miał już znaczenia, a jedyne co mogło mi w tym pomóc, to wiadomość, że z Marcela Kamienne Serce to kawał skurczybyka i nie warto zawracać sobie nim głowy. To stanowczo mogłoby ugasić całą ciekawość jaką go obdarzyłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Z duszą na ramieniu udałam się do Kredensu, gdzie przed wejściem czekała na mnie już Zośka. Tego dnia jej krótkie ciemne włosy sterczały na wszystkie strony, a z szyi zwisał długi kolorowy szalik. Uśmiechnęła się do mnie promiennie, machając energicznie. Zawsze podziwiałam Sienkiewicz. Najpierw za radość jaką czerpie z życia, a potem za łatwość z jaką porozumiewa się z ludźmi. Gdyby nie Mikołaj byłaby moim ulubionym przyszłym prawnikiem. Po przywitaniu weszłyśmy szybko do wnętrza knajpy, narzekając na hulający na zewnątrz wiatr. Jak na połowę października było już naprawdę chłodno. Aby się więc rozgrzać, każda z nas zamówiła duże piwo i rozsiadłyśmy się na kanapach. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Alma z Mikołajem wpadną po mnie za jakąś godzinę, to zapytasz jak ich pożycie małżeńskie. Ale, tak w sekrecie, to nic się nie zmieniło. Miko nadal żyje pod pantoflem Almy - odparłam żartobliwie, rozglądając się po pomieszczeniu. Kątem oka zauważyłam grupę studentów, która popijała dziwne drinki i dwie koleżanki, które wyraźnie opijały jakieś rozstanie; ich płaczliwe wyrazy twarzy i zaciśnięte mocno pięści nie mogły wskazywać na nic innego jak porzucenie przez mężczyznę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To świetnie! A tak w ogóle to dołączy do nas Marcel na chwilę, wiesz, ten były Anetki. Muszę mu dać kilka książek - wskazała na obszerną torbę leżącą u jej stóp, uśmiechając się przepraszająco. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jakby ktoś chlusnął mi chłodną wodą w twarz; skierowałam swoje zdziwione spojrzenie na Zośkę, starając się wyglądać neutralnie. Matko jedyna, gdyby Zośka dowiedziała się o mnie i Kamińskim byłabym skończona. Do tej pory nikt nie wiedział, kogo blondyn pocałował tamtej nocy, co więc wydarzyłoby się, gdyby ta pilnie strzeżona tajemnica wydostała się na światło dzienne? W odpowiedzi kiwnęłam głową, teatralnie marszcząc brwi. W końcu miałam doskonałą okazję, by pociągnąć Sienkiewicz za język, jak więc mogłam jej nie wykorzystać?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A wiesz co, ja mam chyba z nim zajęcia w szkole językowej - powiedziałam zagadkowym tonem, wlepiając w nią swoje zszokowanie ślepia. Ten człowiek mnie prześladował. Nawet tutaj. W miejscu, gdzie przecież powinnam czuć się bezpieczna. Miałam swobodnie plotkować sobie z Zośką, zamiast dramatycznie poszukiwać ucieczki. O okrutny losie, dlaczego musiałam cierpieć takie katusze przez mężczyznę? Moje plany diametralnie uległy zmianie. Miałam niewiele czasu, by dowiedzieć się czegoś o Marcelu i sprawić, by Zośka nic mu nie wygadała. Zadanie niemal niewykonalne. Już teraz mogłam stąd wybiec, udając, że dostałam okresu i nie mam podpasek. Nie byłam jednak tchórzem. Druga taka szansa nie trafiłaby się zbyt szybko. Obydwie miałyśmy zapchany grafik, kolejne spotkanie mogłoby się więc odbyć w okolicach grudnia, a je nie mogłam tyle czekać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Faktycznie Marcel gdzieś uczy. Nie wiem wiele na ten temat, ale wspominał, że ma roboty po łokcie. I jaki jest? Straszny jak jego ojciec czy może bardziej wyrozumiały jak matka?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyłam brwi w geście niezrozumienia. Skąd, u licha, miałam wiedzieć skoro nie znałam jego rodziców? Szybko zdałam to pytanie, na co brunetka zaśmiała się, machając komicznie dłonią. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- O matko, czasami wydaje mi się, że wszyscy są z Inowrocławia i doskonale wszystko wiedzą. No to jego rodzice są nauczycielami i obydwoje uczyli w naszym ogólniaku. Ojciec uczył niemieckiego a matka angielskiego i miała trochę zajęć z włoskiego. Oni ogólnie są rodziną poliglotów. Marcel chyba nawet mieszkał w Anglii do czwartej klasy podstawówki i zna chyba z cztery języki. Jest w tym świetny - odparła wyraźnie podekscytowana, od czasu do czasu popijając piwo. Przy takim Kamińskim byłam nikim. Znałam tylko angielski i to jeszcze nie na jakimś świetnym poziomie. Reszta języków była czarną magią, a niemiecki to już w ogóle leżał poza moim zasięgiem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No i jego ojciec jest bardzo wymagający. Do jego grupy trafiają osoby, które mają niemiecki w małym palcu, niemal sami olimpijczycy. Jak kiedyś miał z nami zastępstwo to myślałam, że mnie zabije, jak źle odmieniłam czasownik. A matka jest bardzo wyrozumiała i cierpliwa, a przynajmniej tak mówili. Nigdy nie miałam z nią lekcji - kontynuowała, nie zwracając uwagi na moje reakcje. Liczyłam, że Sienkiewicz pociągnie ten temat, co sprawi, że nie wyjdę na zbytnio ciekawską. Zośka być może uchodziła za ignorantkę, ale wiedziałam, że zwraca uwagę na szczegóły. Jeden mój fałszywy ruch mógł stać się powodem jej domysłów, a to postawiłoby mnie w bardzo niezręcznej sytuacji. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ale ogólnie są bardzo w porządku. Nikt nie miał z nimi większych problemów, więc uchodzą za jednych z lepszych nauczycieli. Na dodatek są tłumaczami i mają jakieś biuro, dlatego Marcel narzekał, że rodzice nie mają dla niego czasu. Chociaż nie był wylewny w tym temacie. On ogólnie jest zamknięty. Nic się o nim nie dowiesz tak naprawdę. Rzadko się otwiera. Taka enigma. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiałam się ponuro, przygryzając język. Miałam ochotę przytaknąć na jej słowa i dodać, że coś o tym wiem. Jednak to wywołałoby lawinę pytań i w efekcie musiałabym opowiedzieć jej o balkonie i naszej słodkiej pogawędce. Aby zachować ostrożność, odsunęłam od siebie piwo, po raz pierwszy decydując się na zadanie pytania. Zbyt długie milczenie również mogłoby być źle odebrane. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A on nie studiuje przypadkiem informatyki? Kiedyś coś wspominał na zajęciach...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Studiuje, w sumie to zrobił licencjat z lingwistyki w Gdańsku i chyba na drugim roku tam zaczął informatykę. Aneta zawsze narzekała, że tak naprawdę to Marcel powinien wziąć ślub z komputerem i słownikiem, bo potrafi poświęcać im godziny - zachichotała, a potem spojrzała w stronę baru. Chwilę potem pojawił się obok nas przystojny kelner, u którego Zośka zamówiła kolejne piwo. Ja z kolei podziękowałam, wpatrując się tępo w kufel ze swoim trunkiem. Tego wieczora nie mogłam przeholować. Po pierwsze, jutro miałam zajęcia, a po drugie, alkohol w moim organizmie powodował słowotok, a słowotok tego dnia mógł się okazać zgubnym problemem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ma pasję, to chyba dobrze...</div>
<div style="text-align: justify;">
Zośka jednak nie zareagowała na moją dziwną odpowiedź, kierując swoje spojrzenie w stronę wejścia. Jej dłoń uniosła się, machając przybyłemu mężczyźnie. Marcel Kamienne Serce wyłonił się zza grupy studentów ponury jak zawsze. Choć liczyłam, że ujrzę na jego twarzy zdziwienie, nic z tych rzeczy się nie wydarzyło. Uniósł jedynie brew, co, jak zauważyłam robił nader często, podchodząc do nas. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co tak szybko? Miałeś być przed ósmą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzruszył ramionami na niezbyt miłe pytanie Zośki, a potem usiadł obok niej bez słowa powitania. Cham i prostak - zawyrokowałam w myślach, licząc, że Alma z Mikołajem pojawią się szybciej niż mówili. Chociaż gdzieś w głębi duszy wiedziałam, że ich kinowy wypad nie zakończy się godzinę wcześniej. Miałam ochotę zapłakać. Wypiłam duszkiem resztkę piwa, licząc, że to pozwoli mi przetrwać tych kilkadziesiąt minut. Mając przy boku Zośkę byłam poniekąd bezpieczna. Kamiński zapewne też nie chciał narazić się na zdemaskowanie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Klare już znasz, nie? - zapytała mimochodem, by po chwili dodać radosnym, pijackim tonem - właśnie sobie o tobie plotkujemy, to co tam u ciebie?</div>
<div style="text-align: justify;">
W odpowiedzi blondas mruknął coś o zmęczeniu i niewyspaniu, po czym udał się do baru, by kupić sobie coś do picia. W tym czasie zdążyłyśmy z Zośką zmienić już temat rozmowy. A gdy Kamienne Serce wrócił ze szklanką pepsi, gawędziłyśmy sobie żywo o moim wyjeździe do Anglii. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dobra, w dupie z pracą, a co z tym Garym, o którym mi pisałaś? Coś wyszło z tego? Byłaś nim przecież mega podjarana!</div>
<div style="text-align: justify;">
Miałam ochotę zabić Zośkę. Czy ona, choć raz, nie mogła trzymać języka za zębami? Po jaką cholerę musiała wywlec ten temat przy Marcelu. Ze wszystkich żyjących na ziemi ludzi, to właśnie on musiał się tu pojawić akurat teraz. Byłam załamana. Załamana i tak bardzo spanikowana, że zaczęły mi się trząść ręce. Zaśmiałam się nienaturalnie, gorączkowo rozmyślając nad odpowiedzią. Miałam nadzieję, że Marcel zachowa się przyzwoicie i zajmie swoim napojem, on jednak wlepiał we mnie swoje ciekawskie ślepia, jakby czerpiąc satysfakcję z takiego obrotu spraw. Bydle ubrane w ludzką skórę. Akurat ten temat musiał go wyjątkowo zainteresować.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Było minęło - odparłam, zaciskając zęby ze złości. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Przecież Marcel nikomu nie wygada, prawda Marcelku? - zaświergotała w odpowiedzi, poklepując chłopaka po ramieniu. Ach, gdyby wiedziała, jak skomplikowana jest moja relacja z Marcelem, być może nie zachowywałaby się w ten sposób. Chociaż może to było o wiele lepsze? Kto wie, co zrobiłaby Zośka, posiadając tę wiedzę. Może wygadałaby się Anecie, a ta zabiłaby mnie w ciemnej ulicy kuchennym nożem? Z dwojga złego wolałam już te durne pytania o Nephwicka niż śmierć z rąk Latke. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Szkoda gadać - mruknęłam, zauważając ciekawskie spojrzenie Kamińskiego. Postanowiłam wtedy, że powiem to. Chciałam ukrywać tę smutną prawdę, ale może nie powinnam tego robić. W końcu to była przeszłość. Nawet jeżeli wspomnienie o Garym bolało jak cholera, to jaki sens miało ukrywanie tego? Marcel powinien to wiedzieć. Może wtedy zrozumiałby moje zachowanie. Pochwyciwszy jego wzrok, uśmiechnęłam się smutno, wyjawiając prawdę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Okazało się, że kręcił ze mną, żeby wzbudzić zazdrość w dziewczynie, z którą bywałam razem na zmianę. Myślałam, że to coś naprawdę poważnego, a potem przyłapałam ich w łóżku i dowiedziałam się, że byłam półśrodkiem. Nic przyjemnego. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zośka nabrała głośno powietrza, biorąc potężny łyk piwa. Byłam niemal pewna, że nim dobiegnie dziewiąta, Sienkiewicz zaleje się w trupa i Marcel będzie musiał odprowadzić ją do mieszkania. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A to świnia. Wszyscy faceci są beznadziejni - zawyrokowała w końcu, odstawiając kufel na stolik. Kamiński wlepił we mnie spojrzenie, które - o dziwo - wyrażało współczucie. Miałam nadzieję, że odczuwa również wstyd. Teraz już wiedział, skąd ta przesadzona reakcja na wieść o Anecie i ich rozstaniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Pewnie masz rację, ale było minęło, niech się smaży w piekle - odparłam znużona, czując jak moje ciało zaczyna domagać się odpoczynku. Kto by myślał, że jedno takie wyznanie potrafi wykończyć człowieka. Choć pewnie była to też wina Marcela. Powiedzenie o tym w jego obecności kosztowało mnie wiele więcej niż gdybyśmy siedziały tu tylko we dwie. Sienkiewicz skomentowała zachowanie angielskiego chłopaka jeszcze kilkoma nieprzychylnymi epitetami, ciągle prosząc o potwierdzenie Kamińskiego. Wyraźnie zbity z tropu takim obrotem spraw, blondyn dopił swoje pepsi i tłumacząc się jutrzejszym kolokwium, opuścił nasze grono, żegnając się zwykłym machnięciem. W tamtej chwili poczułam ulgę. Towarzystwo Kamiennego Serca nie najlepiej na mnie wpływało. I na dodatek zauważyłam, że mówię na niego jak na jakiegoś indiańskiego wodza. Kamienne Serce brzmiało pięknie. Marcel z pewnością nie zasługiwał na tak piękny pseudonim. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jaki on dziwny. Nigdy nie bywa taki spięty. Co ty mu robisz na tych zajęciach?</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzruszyłam ramionami, tuszując swoje zdziwienie marnym uśmiechem. Naprawdę to ja działałam na niego stresogennie? Odnosiłam wrażenie, że jest zupełnie inaczej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Serio? Zawsze jest taki napuszony - odparłam w zamian, zerkając nerwowo na wyświetlacz komórki. Gdzie ci cholerni zakochańce się podziali?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No co ty! Marcel zawsze jest wygadany. Gada o głupotach, ale zazwyczaj się odzywa, a nie siedzi jak słup soli. No chyba, że nie wchodzi w relacje z uczennicami - roześmiała się, kończąc piwo. Miałam nadzieję, że nie weźmie już drugiego, bo nie miałam ochoty tachać jej na Broniewskiego o tej porze. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To pewnie to. Trzyma mnie na dystans.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdyby tylko Zofia wiedziała jak niewielki jest ten dystans, zachłysnęłaby się powietrzem albo własną śliną. Przynajmniej jedno miałam już z głowy. Wstyd jaki do tej pory odczuwałam, cudownie się ulotnił. Kamiński nie mógł zarzucać mi dziecinności, bowiem powody, dla których śmiałam się uznać go za zwykłego dupka, były poważne i wiązały się z wielkim rozczarowaniem. Mógł mnie atakować, ale zraniona dziewczyna zawsze wygrywała z rozzłoszczonym facetem. Ponad to, przez ułamek sekundy widziałam w jego oczach zrozumienie i zawstydzenie, co sprawiało, że i moja złość nieco zelżała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zośka nie zamówiła już piwa. Przez kolejną godzinę rozmawiałyśmy o studiach i wykładowcach, co przyjęłam z ulgą. Im dalej było nam do tematu facetów, tym większą miałam pewność, że moich ust nie padnie żadna głupota. Tuż przed dziewiątą w progu Kredensu pojawiła się Alma z Mikołajem. Na odchodne wypiłam jeszcze kieliszek martini i w szampańskich humorach wróciliśmy do domu. Pierwszy raz od jakiś trzech tygodni nie czułam się tak spokojnie i zwyczajnie. Moich myśli nie zaprzątał ani ojciec ani Marcel, bowiem na tamtą chwilę sytuacja z nimi była dosyć oczywista. Wiedziałam jednak, że wraz z nadejściem kolejnego dnia, to pozorne uczucie nieważkości stanie się historią. Klara Marszał przyciągała kłopoty jak cukier mrówki. A dzień bez problemu był zwyczajnie dniem straconym. </div>
<br />
<br />
<br />mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-5273793741750746932.post-15388495253203837352015-07-25T23:45:00.000+02:002015-07-25T23:45:34.180+02:00#cztery.wstyd<div style="text-align: justify;">
<i>And it's a crying shame you don't know who to blame</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W poniedziałek z samego rana wykonałam telefon do szkoły językowej, po to jedynie, by dowiedzieć się, że nie mają wolnych miejsc i na chwilę obecną mogą mi zaoferować zmianę poziomu albo - w ostateczności - szkoły. Niepocieszona taką informacją, obdzwoniłam wykluczone przeze mnie w procesie wyboru szkoły, by w konsekwencji opaść na fotel i zacząć użalanie się nad swoim marnym losem. Ku mojemu rozczarowaniu nie istniała żadna szansa na uwolnienie się od Marcela. Oczywiście, gdybym się zaparła, pewnie znalazłabym jakieś miejsce w podrzędnej szkole, powtarzając rzeczy, które nigdy nie przydadzą mi się w Anglii. Nie byłam na tyle szalona, by to zrobić, więc stopniowo przyzwyczajałam się do myśli, że przyjdzie mi spędzić z Kamińskim kolejne miesiące mej durnej egzystencji. W końcu był całkiem dobrym nauczycielem i właściwie nie wspomniał nic o tamtej imprezie, więc może powinnam przestać zgrywać idiotkę i po prostu zająć się tym, co do mnie należało? Aby zaspokoić swoje wyrzuty sumienia i przede wszystkim ciekawość, musiałam zasięgnąć wiedzy u prawdziwej toruńskiej encyklopedii - Zofii Sienkiewicz. Tylko ona mogła, bez żadnych podejrzeń, powiedzieć mi coś o Marcelu, tym samym pozbawiając mnie złudzeń albo skazując na wieczną nienawiść. Liczyłam więc, że któregoś dnia wpadnę do pubu, w którym pracuje Zośka i potem udam się z nią na jakieś piwo. To było jedyne sensowne wyjście, które mogło rzucić nieco więcej światła na postać Kamińskiego. Włączyłam w końcu laptopa, wzdychając ciężko. Ostatnio zbyt wiele czasu poświęcałam Marcelowi, co nie wróżyło niczego dobrego. Mogłam sobie wmawiać, że mnie irytuje albo nurtuje, ale prawda była taka, że ten mężczyzna mnie i n t r y g o w a ł i to była straszna myśl. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Czwartkowy wieczór spędziłam z kolei nad kserówkami z angielskiego, zastanawiając się, jakim cudem mam przestać myśleć o blondasie, kiedy z każdego kąta w pokoju spoglądają na mnie kopie ćwiczeń, które znajdowały się w jego dłoniach. Nie przyznałam się do swoich obaw Almie, bowiem byłam pewna, że znowu zacznie prawić mi morały i przywoływać do porządku. Dość już miałam rozmów o Gary'm, nie mogłam więc pozwolić, by historia na nowo się powtórzyła. Zła na ten przeklęty świat i na siebie samą za rozważanie nad czymś tak śmiesznym, pomazałam ćwiczenia, by wpakować je ostatecznie do różowej teczki. Miałam mnóstwo czasu (uściślając, dwadzieścia jeden godzin), by je zrobić, po co więc miałabym się trudzić właśnie teraz? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W piątek rano obudził mnie telefon od Poli. Zaspana spojrzałam na mrugający wyświetlacz, błagając los, by nie był to budzik. Los tego dnia był łaskawy dla mnie i na ekranie wściekle migało imię mojej wyrodnej siostry, komunikując mi, jak wielki błąd popełnię, gdy odbiorę połączenie. Dając sobie kilka minut zwłoki, przeciągnęłam się leniwie, ziewnęłam i zamruczałam jak mały kotek, bo kocica była ze mnie żadna w tej szerokiej, wyblakłej piżamce. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Rezydencja młodego boga seksu, w czym mogę pomóc? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chyba starej panny z nadwagą, i mnie już w niczym nie pomożesz. </div>
<div style="text-align: justify;">
Apolonia Marszał wrodziła się do babci. Jej cięty język i tendencja do obrażania mnie na każdym kroku była ewidentnym wskazaniem na podobieństwo do seniorki rodu. W odpowiedzi westchnęłam jedynie, wyczuwając nutę goryczy w głosie młodej. Nawet jeżeli mnie drażniła, to wiedziałam, że powód jej telefonu jest tym samym powodem jej gniewu. Potrafiłam to zrozumieć, a więc nie skomentowawszy jej zaczepki, przeszłam do meritum, pytając ją o motyw nieszczęścia, jaki nią właśnie targa. Pola prychnęła, potem pomruczała jakieś dziwne farmazony, a na koniec jęknęła głośno, tak jakby chciała obudzić połowę bloku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jestem w domu od wczoraj, bo Kajtek przyjechał po jakieś dokumenty i dzisiaj rano mama mi powiedziała, że ojciec zamierza wziąć ślub na koniec listopada. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nabrałam głośno powietrza, siląc się na spokój. To było ponad moje siły. Płaczliwy ton głosu Poli również wskazywał na jej oburzenie, ale nie wydawała się być aż tak wstrząśnięta jak ja. Być może dlatego, że miała więcej czasu na przetrawienie wiadomości albo dlatego, że Kajetan Przybylski, jej chłopak, po prostu siedział obok, trzymając ją za rękę. Bo tylko w taki sposób Apolonia zachowywała resztki rozsądku. Mnie, niestety, nie miał kto pocieszać, a więc ściskałam mocno telefon, próbując nikogo nie zabić. Pierwszy w kolejce był Tomasz Marszał. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Świetna wiadomość z samego rana - odpowiedziałam po całej minucie ciszy, łudząc się, że nie brzmię jak rozhisteryzowana zakonnica, która przypadkowo wylądowała w burdelu. Młoda westchnęła, chlipnęła nieszczęśliwie i zapytała niezwykle spokojnie:</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jak go powstrzymamy?</div>
<div style="text-align: justify;">
Roześmiałam się. I to niby ja miałam głowę pełną durnych pomysłów? Alma, choć raz, powinna posłuchać mojej siostry. Ona naprawdę była mistrzem chorych knuć i to ją należało leczyć, a nie mnie. Ja w porównaniu do niej byłam ekstremalnie normalna. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie powstrzymamy. Kornelia jest w ciąży, ojciec ją kocha i tak naprawdę nasze zdanie nie ma żadnego znaczenia. Pozwólmy mu na ten wielki upadek i przyglądajmy się jak jego szczęście zamienia się w horror. Kiedyś wezmą rozwód, a ojciec przyzna nam rację. Nie ma sensu się zamartwiać - odparłam niezwykle poważnie, nie wierząc w ani jedno wypowiedziane słowo. Byłam jednak starszą siostrą i musiałam zapewnić komfort psychiczny Poli. Nawet jeżeli ja sama popadałam w obłęd. Dzień dobroci dla zwierząt. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tak myślisz? Ale tata jest w nią wpatrzony jak w jakiś pojebany obrazek, myślisz, że kiedykolwiek przejrzy na oczy?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jak będzie miał wyczyszczone konto do cna to tak. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Słabe pocieszenie. Ktoś musi na mnie łożyć do końca studiów, nie pomyślał o tym?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiałam się szczerze, słysząc buńczuczny ton Poli. Ona zawsze potrafiła przejść do typowo przyziemnych spraw, porzucając nagle to, co prawdziwie istotne. Choć może właśnie tak było lepiej. Zamartwianie się tym ślubem i tak nie miało sensu, po co więc miałyśmy rozprawiać nad tym, skoro nie byłyśmy w stanie zbyt wiele wskórać?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zaskarżysz go w sądzie, ot co. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A rozmawiałaś z nim?</div>
<div style="text-align: justify;">
Jasna cholera! że też nagle musiało jej się przypomnieć właśnie to. Mruknęłam w odpowiedzi jakąś monosylabę, licząc, że to wystarczy, jednak młoda kontynuowała temat, zadając coraz bardziej skomplikowane pytania. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie rozmawiałam i czuję się świetnie. On też jest winny i nie mam zamiaru go przepraszać, dopóki nie przyzna się do błędu - powiedziałam dumnie, ucinając połowę następnego wywodu Apolonii. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Rozumiem. To będę kończyć, trzymaj się, Klara!</div>
<div style="text-align: justify;">
Skończywszy naszą rozmowę w tak pozytywny sposób, Pola rozłączyła się, pozostawiając mnie z uczuciem złości. Złości na ten piekielny ślub, na ojca, Kornelię i ostatecznie na samą siebie, bowiem wcale nie byłam pozbawiona winy. Zawaliłam. Tym że nie rozmawiałam z ojcem szczerze, z tym, że podejmowałam decyzje zbyt pochopnie i nigdy nie myślałam długo nad tym, co mówiłam. Ach, ja, tragiczna Klara Marszał. Byłam straszną hipokrytką. Kazałam nie martwić się młodej, kiedy ja sama odczuwałam niepokój i wściekłość. A co najgorsze, nie mogłam przestać myśleć o zbliżającym się ślubie i jego opłakanych konsekwencjach. Przecież nie byłam w stanie nic zrobić. Każdy był sobie sterem, żeglarzem i okrętem (czy jakość tak) i nie do mnie należało ostatnie zdanie. Nawet jeśli w grę wchodziła najgorsza życiowa decyzja mojego ojca. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wraz w wybiciem dziesiątej na telefonicznym zegarze, ubrałam się i ruszyłam na podbój kuchni, gdzie swoje śniadanie spożywali już moi współlokatorzy. Mikołaj jadł jakieś dziwne kanapki i popijał je kawą, Alma zaś siedziała z nosem w książce, przegryzając kawałki marchewki. Idealne małżeństwo, pomyślałam, otwierając lodówkę z głośnym łoskotem. I dźwięk ten przyczynił się do tego, że moi przyjaciele zdali sobie w końcu sprawę z tego, że do nich dołączyłam. Jako pierwszy przemówił Miko i ton jego głosu wskazywał jedynie na mój opłakany stan, co było marnym rozpoczęciem dnia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co się stało? - zapytał przejęty, na co Alma oderwała się od podręcznika, przyglądając mi się badawczo. A ja, jakby tylko czekając na takie pytanie, usiadłam naprzeciwko, wzdychając ciężko. Nie musieli długo mnie namawiać do wyznań, bowiem tego dnia naprawdę potrzebowałam czyjegoś zainteresowania. Zazwyczaj potrzebowałam zainteresowania ze strony drugiego człowieka, ale dzisiejszego dnia ten stan stał się wyjątkowo uciążliwy. Uciążliwy właściwie był sam powód mojej zbolałej miny, a więc logiczne było to, że musiałam się tym z kimś podzielić. W kilkunastu zdaniach opowiedziałam im o mojej porannej rozmowie i kolejnych rewelacjach z rodzinnego domu (choć słowo rodzinny było mocno naciągane w obecnej sytuacji). Mój kwiecisty język z dokładnością emocjonalną opisywał każde targające mną uczucie. Od rozczarowania po troskę i ostatecznie smutek. Zależało mi na ojcu, na co być może nie wskazywały minione tygodnie, i przede wszystkim pragnęłam jego szczęścia, z tym, że nie u boku kogoś takiego jak Kornelia. Pominęłam swoje wynurzenia na jej temat, uznając to za poranną przesadę. Wątpiłam, by Alma albo Mikołaj mieli ochotę ponownie wysłuchiwać moich tyrad na temat ulubionej Korni. W końcu zakończyłam swój wywód, oddychając niezwykle ciężko i ku swojemu rozczarowaniu zauważyłam, że nie czuję się ani odrobinę lepiej. Byłam zwyczajnie sfrustrowana i to nawet bardziej niż na początku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Szkoda, że nie zadzwonił, żeby cię poinformować. </div>
<div style="text-align: justify;">
Miko, siląc się na zbolałą minę, przemówił grobowym tonem, wyraźnie nie wiedząc, jak mnie pocieszyć. Amelia, słysząc to, parsknęła śmiechem, na co jej zawtórowałam. Bazyl nie miał za gorsz wyczucia, aczkolwiek bardzo często chroniło mnie to przed popadnięciem w obłęd. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- I ty chcesz być prokuratorem? - odparłam z powątpiewaniem, zaszczycając go żelaznym spojrzeniem zaspanych oczu. Chłopak wzruszył na to ramionami, mrucząc, że okrucieństwo jeszcze nikomu nie przysporzyło przyjaciół, a potem dopił swoją kawę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Postaw się na jego miejscu...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No tak, odezwała się wielka obrończyni Tomasza Marszała, czy on ci za to płaci? - zaczęłam oburzona, nie będąc w stanie wysłuchiwać tych bezsensownych tłumaczeń. Wieczorek zawsze stała po stronie mojego ojca, tak jakby zawarła z nim chory pakt albo po prostu chciała robić mi na złość. Tak czy inaczej, nie znosiłam, gdy mówiła do mnie tym protekcjonalnym tonem, powtarzając w kółko te same argumenty. Że mój ojciec jest samotny, że potrzebował miłości, wsparcia i swego rodzaju nowości, że po tylu latach zajmowania się tylko nami, postanowił zrobić coś dla siebie i że rozwód z moją matką był bodźcem, by pójść w coś szalonego. Owszem, Alma miała rację, ale to nie usprawiedliwiało jego fatalnego wyboru. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ale po co u licha mu ślub? Myślałem, że branie ślubu z powodu ciąży to przeżytek...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jakbyś mnie zapłodnił, to nie wziąłbyś ze mną ślubu?</div>
<div style="text-align: justify;">
Alma przerwała Mikołajowi, wbijając mu palec w żebra, na co zareagował panicznym śmiechem. Jej chłodny ton głosu wskazywał z kolei na kłopoty, co wyjaśniało późniejsze zająknięcie chłopaka. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To inna sprawa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Policzymy się później, Bazyl - odparła bez cienia emocji, na nowo skupiając się na mnie - twój tata zawsze był honorowym człowiekiem. Sama nam mówiłaś, że ślub z twoją mamą wziął głównie dlatego, że była z tobą w ciąży, więc tutaj chodzi o honor i troskę. Przeżył wiele lat z twoją mamą i dla niego to nie jest błąd. Podobnie z Kornelią. Kocha ją i nie widzi w tym nic złego, na dodatek chce dać odpowiedni start swojemu dziecku, które się urodzi. To, że nie ma dla ciebie i Poli czasu nie świadczy o tym, że...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wiem, ok, ale nie w tym rzecz, Alma. Teraz i tak już po ptokach, więc trudno. Nie mam mu za złe, że się zaangażował, ale liczyłam, że wybierze kogoś odpowiedniego, wiesz o co chodzi...</div>
<div style="text-align: justify;">
Mikołaj, choć obojętny na naszą dysputę, pokiwał głową gorliwie, jakby od tego zależało jego życie, a Amelia przytaknęła ruchem głowy, choć nie dostrzegałam u niej wielkiego entuzjazmu dla moich słów. Wiedziałam, że dostrzega między nimi coś więcej, ale czy to dla własnego spokoju czy też mojego komfortu, nie miała zamiaru tego teraz roztrząsać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mam wykład o jedenastej trzydzieści - odparła w zamian, odchodząc od stołu. Zdałam sobie wówczas sprawę, że odkąd tu przyszłam, nie wzięłam kompletnie nic do usta, a w końcu moim głównym celem było zjedzenie śniadania. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- O której kończysz angielski?</div>
<div style="text-align: justify;">
Cholera!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- O osiemnastej - odparłam bez przekonania, zastanawiając się, czy chcę sobie popsuć ten dzień doszczętnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Będę czekać na ciebie pod Kopcem*, ok? Będę na starówce, to możemy razem wrócić. </div>
<div style="text-align: justify;">
Uśmiechnęłam się blado, przytakując na jej propozycję. W myślach jednak kalkulowałam, jak wymigać się od dzisiejszych zajęć angielskiego. Naprawdę nie miałam ochoty widzieć się z Marcelem. Przede wszystkim dlatego, że byłam bardzo zmęczona dzisiejszym porankiem, a po drugie dlatego, że nie miałam ochoty robić tych durnych ćwiczeń. Aczkolwiek zdawałam sobie sprawę również z tego, że dzisiejsza ucieczka nie mogła mi w niczym pomóc. Problem nadal istniał i musiałam rozwiązać go po męsku, czyli, na sam początek, nie mogłam uciekać i udawać, że nie jestem zła. Postanowiłam więc, że dzisiaj wygarnę mu to, co wygarnąć powinnam tydzień temu i raz na zawsze zakończę ten rozdział. Z wbitym sztyletem w serce albo plecy, choć co to mogła być za różnica. Mężczyźni lubili mnie ranić, więc równie dobrze Kamiński mógł mnie wyśmiać i ironicznie podziękować za przysługę. Bo może właśnie dzięki tamtej intrydze, Aneta do niego wróciła. Szczęśliwi na nowo i zakochani po kres swojego marnego życia. Och, to prawdziwie piękne. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Będziesz jadła tego tosta?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Boże, Bazyl, ile ty żresz?</div>
<div style="text-align: justify;">
Na moje (nie)szczęście Mikołaj przerwał tok moich chorych rozmyślań, sprowadzając na ziemię. W końcu moje życie toczyło się na ziemi, a nie w jakiś rajskich krainach. Ostatecznie, oddałam mu połowę tostu, dolewając sobie soku pomarańczowego. Wydawało mi się, że nic już nie może bardziej popsuć mi humoru i... jak zwykle pomyliłam się w tym okropnie bardzo. Życie ponownie zawiodło Klarę Marszał. Choć nie pierwszy ani zapewne ostatni raz. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Siedziałam w trzeciej ławce, robiąc niemal wszystko, by nie zwracać na siebie uwagi. Posłusznie wykonywałam każde zadanie, ani razu nie zaszczyciwszy spojrzeniem pana Marcela Kamińskiego, najlepszego nauczyciela na tej zatrutej jadem nienawiści ziemi. Owszem, było mi wstyd za ubiegłotygodniowe wybiegnięcie, ale to pomimo wszystko on powinien czuć się gorzej, bowiem to właśnie on mnie wykorzystał. Utkwiłam spojrzenie w niewielkiej tablicy, starając się nie myśleć gorączkowo o tamtej imprezie. Najgorsze było to, że spędzając czas na tym przeklętym balkonie, czułam się wyjątkowo zadowolona. Od bardzo dawna nie byłam tak beztroska jak wówczas i wszystko to zostało zniszczone przez Anetę, jej cholernego byłego/obecnego chłopaka i alkohol. Nim tak naprawdę na dobre pogrążyłam się w rozżaleniu, Kamiński zakomunikował nam, że to już koniec, na co wszyscy podnieśli się z głośnym łoskotem, pakując do toreb i plecaków zeszyty i piórniki. Ja z kolei, z myślą, że muszę podejść i zapytać go o rozdział poświęcony chemii, w powolnym tempie składałam kopie ćwiczeń, pakując je niemrawo do różowej teczki. Mój żołądek zacisnął się w supeł, sprawiając, że miałam ochotę zwymiotować na własne buty. Ponadto drżałam cała, tak jakbym za chwilę odpowiadać miała przed komisją rekrutującą do wojska. Udręczona swoim strachem uniosłam powoli spojrzenie, by zobaczyć, że szanowny pan Marcel opuścił już salę, pozostawiając mnie w niej wraz z jakimś Przemkiem albo Szymkiem. Chłopak uśmiechnął się do mnie, wyraźnie próbując zagadać, na co machnęłam ręką, zabrałam z ławki torbę i pognałam do wyjścia. Przeklęty idiota. Zawsze, kiedy jest mi potrzebny musi uciec, jak tak można? Łamiąc sobie nogi, zbiegłam z drugiego piętra, łapiąc go tuż za drzwiami wyjściowymi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Marcel, poczekaj! - sapnęłam, zatrzymując się dwa kroki od niego. Blondyn wykręcił się w moją stronę, marszcząc nieznacznie brwi. Dopiero po dłuższej chwili zrozumiał, jaki jest powód mojego pościgu i łaskawie wyjął z plecaka koszulkę ze skserowanym rozdziałem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Kompletnie wyleciało mi z głowy, gdybyś potrzebowała pomocy, to zostaw informację w sekretariacie - odparł oficjalnie, czym zbił mnie z tropu. Jeszcze tydzień temu był tym przymilnym chłopcem z balkonu, a dziś przyglądał mi się chłodno, jakby usilnie starając się być tylko zwykłym nauczycielem. Palant - zawyrokowałam w duchu, życząc mu ogni piekielnych. Istniała również opcja, że Kamiński oczekiwał przeprosin za tamten tydzień. Cóż, nie tym razem, kochaniutki. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ok, dziękuję bardzo.</div>
<div style="text-align: justify;">
Siląc się na sztucznie radosny ton, posłałam mu krzywy uśmiech, chowając materiały do torby. Skoro chciał grać w tę grę to proszę bardzo, nie miałam zamiaru mu przeszkadzać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- O co ci chodzi, Klara? - zapytał w końcu, wyraźnie czymś zirytowany. Zapewne nie moim zachowaniem, ale to nie przeszkodziło mu, by się na mnie wyżyć. I to właśnie przelało czarę goryczy. Ten dzień był zły. Już od rana napełnił mnie frustracją i złością, a więc stojąc przed Marcelem, i mając w głowie swoje wcześniejsze myśli i jego pochmurne spojrzenie, postanowiłam mu wygarnąć swoje żale. Zrobić dokładnie to, co sobie obiecywałam przed wyjściem z mieszkania. Chciałam popsuć mu jeszcze bardziej humor, tak, by przez resztę weekendu siedział i obgryzał sobie paznokcie z nerwów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- O to, że mnie wykorzystałeś!</div>
<div style="text-align: justify;">
Posłał mi spojrzenie wyrażające jedynie niezrozumienie, marszcząc nieznacznie brwi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zrobiłeś to, żeby wkurzyć swoją byłą... Anetę... pocałowałeś mnie na balkonie! - dodałam z furią, zniżając głos, tak, by nie mogli tego usłyszeć przechodzący obok ludzie. Kamiński wybałuszył oczy, zrobił dziwną, poirytowaną minę, a potem spojrzał na mnie z litością i pożałowaniem. Już wtedy miałam ochotę zapaść się pod ziemię, ale skutecznie powstrzymywała mnie przed tym moja popieprzona duma. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Posłuchaj, Klara, nie mam pojęcia, skąd bierzesz swoich informatorów, ale następnym razem radziłbym uważać na słowa. Ty chyba też nie jesteś święta, co?</div>
<div style="text-align: justify;">
Już chciałam się wtrącić, gdy ten, z dawką jadu jaka mogłaby wybić pół miasta, dodał:</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- I to ty mnie pocałowałaś! </div>
<div style="text-align: justify;">
To powiedziawszy, zarzucił plecak na ramię i oddalił się w stronę rynku nowomiejskiego. Ja z kolei, w stanie kompletnego oburzenia i niedowierzania, stałam jak wryta, nie wiedząc, co ze sobą poczynić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mea culpa, ty chamie! - mruknęłam w końcu, posyłając jakiemuś biednemu przechodniowi spojrzenie typowo mordercze. Ponaglona przez nadjeżdżającego rowerzystę, ruszyłam z miejsca, kierując się w stronę Almy, która czekała na mnie pod pomnikiem. W głowie wciąż miałam słowa Marcela o świętości. Jakby mnie ktoś zdzielił w twarz, tym samym uprzytomniając, że wtedy, na balkonie, Marcel był moim Gary'm i że też byłam w stosunku do niego nie fair. Jakby tego jeszcze było mało, to pocałowałam go, myśląc, że to Gary. Piekliłam się przez te trzy tygodnie, zupełnie pomijając swoje przewinienia, co nie mogło świadczyć o mnie najlepiej. Na dodatek zrobiłam z siebie, po raz kolejny, idiotkę przed Marcelem. I jak miałam pójść na następne zajęcia? Jak miałam pokazać mu się na oczy? Musiałam strawić wstyd, jakiego sama sobie przysporzyłam, zapomnieć i żyć dalej, bo tak właśnie wypadało. Miałam tendencję do roztrząsania i nadmuchiwania spraw. Nadeszła więc pora, by to zmienić i w końcu emocjonalnie dojrzeć. Westchnęłam ciężko, zbliżając się do czekającej na mnie Almy. Życie niestety niczego mnie nie nauczyło. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po drodze opowiedziałam Wieczorek o tym, co zrobiłam i o tym, co powiedziałam, by w odpowiedzi usłyszeć, że nigdy się nie zmienię i już zawsze będę rozhisteryzowaną babą. Bo tak właśnie widziała to Amelia. Oczywiście, jak przystało na nią, odwołała się do historii z Gary'm i mojego czteromiesięcznego związku z Danielem, by spuentować to pokręceniem głową z dezaprobatą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Klara, musisz nauczyć się hamować emocje i myśleć racjonalnie, albo przynajmniej zapytać kogoś o radę i tej rady posłuchać, a nie to co teraz - powiedziała wyraźnie zmęczona moimi ekscesami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie przejmuj się nazbyt tym dzisiejszym. Znając facetów, Marcel o tym zapomni i będzie miał to gdzieś. Przede wszystkim jest twoim nauczycielem, więc zachowuj się poważnie i, na litość boską, olej temat. Było, minęło, i tyle. </div>
<div style="text-align: justify;">
Łatwo było jej powiedzieć - pomyślałam, nie wygłaszając już swojej opinii na głos. Pewnie znowu posłałaby mi to złowrogie spojrzenie i walnęła kazanie, które spokojnie ksiądz mógłby wygłosić na niedzielnej mszy. Ceniłam jej opinię, ale Amelia Wieczorek nigdy nie miała problemów w relacjach damsko-męskich. W gimnazjum poznała Mikołaja, a w liceum zostali już parą i na tym kończyły się jej uczuciowe rozterki. Jakie więc mogła mieć pojęcie, o tym co czułam? Nigdy nie miałam szczęścia do facetów, bo albo chcieli mnie wykorzystać albo po prostu szukali związku na siłę, dlaczego więc miałabym nie histeryzować?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No chyba, że poczułaś miętę, to proszę bardzo, spróbuj do niego wystartować.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zamknij się, Alma, bo zamiast mięty dostaniesz pokrzywą po nogach - burknęłam nieprzyjemnie, uderzając ją w ramię. Nawet i ona, podobno najlepsza przyjaciółka, kompletnie nie rozumiała mojego oburzenia, wstydu i paniki. Byłam na tym świecie sama. Rozhisteryzowana i szalona, co w żaden sposób nie chroniło mnie przed idiotycznymi wpadkami. Zanim jednak ruda zdążyła jakkolwiek skomentować moją odpowiedź, naszych uszu dobiegł dźwięk nadchodzącego połączenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Oho, może książę dzwoni cię przeprosić - odparła z rozbawieniem, na co mruknęłam, że Marcel nie ma mojego numeru i żeby się odpieprzyła. Na wyświetlaczu ujrzałam za to numer mojego ojca, który migał wściekle, raniąc moje wrażliwe oczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Cholera.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jasna cholera.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chciałam głośno przekląć, ale nie byłam w stanie wydobyć z siebie dźwięku. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dzisiejszy dzień był prawdziwą tragedią i tragedia ta miała trwać po kres mej chorej egzystencji. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
*Pomnik Mikołaja Kopernika na Starym Mieście</div>
<div>
<br /></div>
mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-5273793741750746932.post-70436977281919274122015-07-01T13:09:00.002+02:002015-07-01T13:09:58.154+02:00#trzy.rewelacje<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<i>Another chance to erase then repeat it again</i></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Alma weszła do mieszkania, bezszelestnie udając się do kuchni, gdzie na nią czekałam. Przez kilka sekund obserwowałam uważnie każdy jej krok, by w końcu odwrócić wzrok i schować nos w czytanej książce. O ile na początku chciałam się wyżalić, tak widząc zbolałą minę Wieczorek, której czarne spodnie upaprane były w mące, odłożyłam na bok swoje problemy. Telefon Poli nie powinien wiele znaczyć. Każde jej słowo podyktowane było złością i uzasadnionym zmartwieniem, jednak wiedziałam również jak emocjonalna jest moja siostra i jak wiele słów potrafi przekręcić podczas podsłuchiwanej rozmowy. Nie byłam więc w stanie uwierzyć do końca jej rewelacjom ani też pozbyć się uporczywego uczucia rozczarowania. Wychodziłam z założenia, że w każdej plotce jest ziarno prawdy i pomimo, iż nie chciałam jej martwić, byłam niemal przekonana, że nasz ojciec już niebawem powita na tym świecie swojego pierworodnego syna. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A co ty taka wyciszona?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Alma usiadła na stołku, wyjmując z lodówki parówki, które w chwilę później wpakowała do mikrofalówki. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Czytam - odparłam lakonicznie, usilnie walcząc z pragnieniem poinformowania rudej o siostrzanych nowościach. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie jestem aż tak zmęczona jak ci się wydaje. Mów - rozkazała władczym tonem, nie dając mi właściwie wyboru. Nie powiedziawszy jej tego teraz, zrobiłabym to pewnie o trzeciej w nocy, leżąc obok niej w łóżku i obiecując Mikołajowi, że to ostatni raz, kiedy wyrzucam go z własnego pokoju. Ostatecznie, wykonując bardzo skomplikowane obliczenia z rachunku prawdopodobieństwa, postanowiłam podzielić się wieściami z Almą, licząc, że ona odpowiednio na to zareaguje. W końcu była Almą i potrafiła znaleźć wyjście z każdej sytuacji. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ojciec będzie miał dziecko z Kornelią. To znaczy, nie jestem pewna na sto procent, ale dzwoniła Pola i jest wściekła. Była u babci na weekend i podsłuchała jak ojciec gada przez telefon. No i wiesz jaka jest, usłyszała coś o teście ciążowym i pewności, no i od razu włączyła alarm. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Wieczorek przyglądała mi się przez chwilę, nie wyrażając właściwie żadnych emocji. Spokojnie objadała się parówkami, w międzyczasie mieszając herbatę łyżeczką. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Pola postanowiła się pogodzić? - odparła w zamian, tak jakby rewelacja o moim świętoszkowatym ojcu ani przez chwilę nie zrobiła na niej wrażenia. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Myślę, że nie miała się do kogo zwrócić z tym problemem. Dobrze wiesz, że przeżyła rozwód dużo gorzej niż ja i nie akceptuje ani Michała ani Kornelii. Chociaż kto normalny akceptowałby Kornelię? Mniejsza z tym - rzuciłam w końcu, odkładając książkę na bok i tak nie byłam w stanie skupić się na czytanym tekście, co tylko bardziej mnie frustrowało. Przeklęta Korni i jej chore plany usidlenia mojego naiwnego ojca. Nigdy nie spodziewałam się, że Tomasz Marszał tak szybko podda się nowo poznanej kobiecie. Właściwie zawsze nam się wydawało - mnie i Poli - że tuż po rozwodzie osiądzie w czterech kątach naszego domu i tak w samotności, otoczony ukochanymi córkami, doczeka późnej starości. Oczywiście chciałam, by kogoś znalazł. By podobnie jak mama odnalazł bratnią duszę i spędził z nią starcze lata. Jednakże myśląc o tym, rozważałam jednak kobiety w wieku zbliżonym do jego, które mają za sobą podobne doświadczenia i które szukają stabilizacji, a nie pieniędzy i nowej rozrywki. Kornelia miała ledwie trzydzieści lat i jej jedynym celem był uwiedzenie ojca, zafundowanie mu syna i ograbienie z resztek pieniędzy. Jej sympatyczny uśmiech był jedynie kłamstwem, na które nasz nieszczęsny ojciec dał się nabrać. Prawdą był fakt, że zawsze z Polą marzyłyśmy o bracie. Czasami, mając po siedem i pięć lat, wymyślałyśmy imiona dla naszego potencjalnego rodzeństwa, zgodnie wybierając Kacpra albo Igora. I jestem przekonana, że w podobnej sytuacji, gdyby to mama była w ciąży albo kobieta godna naszego ojca, skakałybyśmy pod sufit, losując imiona w internetowej aplikacji. Matką miała być jednak Kornelia. Fałszywa, wredna Korni, która na względzie miała jedynie majątek naszego ojca. A Tomasz był naiwny i ślepy, więc jedyne co nam pozostawało to rozpacz i wiara w to, że Pola po prostu się przesłyszała. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wspólny wróg zawsze jednoczy.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To zawsze nas jednoczyło z Polą, chociaż cieszę się, że się odezwała. Zawsze lepiej mieć ją po swojej stronie. A co do ojca to jak tak dalej pójdzie, to już nigdy nie będziemy ze sobą rozmawiać. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie zadzwonił od waszej ostatniej kłótni?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Pokręciłam głową, zdając sobie sprawę, że to już czwarty miesiąc, kiedy nie rozmawiam ze swoim rodzicielem. Chociaż to on zaczął i to on dokonał wyboru, a ja nie miałam zamiaru pochylać głowy z pokorą, udając, że jego zachowanie to coś naturalnego. Nie potrafiłam pogodzić się z jego nowym związkiem i tym jak nagle zaczął traktować mnie i Polę. Pragnęłam jego szczęścia, jednak wszystko miało swój umiar a on najwidoczniej nie potrafił dostatecznie dobrze ocenić sytuacji. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie i bardzo dobrze. Ma teraz Korni, na co mu córka?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Klara...</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie, Alma. Wiem, że będziesz go bronić, ale on zawsze wszystkiemu się sprzeciwia, ale gdy podasz mu na tacy jego błędy, to reaguje jak rozjuszony byk. Nikt nie będzie mi zabraniał wyjazdu do Anglii, tylko dlatego, że taki ma humor. I mógł odpuścić wyrzuty sprzed roku. Owszem, wyjechałam nikomu nic nie mówiąc, ale też potrzebowałam odpoczynku. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Amelia westchnęła przeciągle, odkładając talerz do zlewu. Tylko ona wciąż usilnie tłumaczyła mojego ojca i jego decyzje. Nawet Miko twierdził, że to przesada i ktoś powinien zafundować mu terapię dla mężczyzn w kryzysie wieku średniego. Ruda jednak bezustannie broniła go, jakby licząc, że to pomoże mi pogodzić się z ojcem i tym samym jego nieudanymi, kompletnie bezsensownymi wyborami. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zadzwonię do babci na koniec tygodnia. Pewnie będzie coś wiedzieć - odparłam w końcu z przekonaniem, uśmiechając się pierwszy raz od mojej rozmowy z Polą. Jeżeli ktoś miał pomóc mi w rozwikłaniu zagadki to tylko babcia Marszał, bowiem jej detektywistyczne zapędy już nie raz uratowały mi życie i nie raz dostarczyły wielu cennych informacji. Wieczorek jednak nie zareagowała na to w żaden sposób, przepraszając mnie ze smutkiem w oczach. Pomimo jej zaprzeczeń widziałam jak bardzo zmęczona jest tego dnia. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wiem, że padasz na twarz. Weź idź spać, bo teraz nie mam z ciebie pożytku. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Zaśmiała się, a potem - o dziwo - zgodnie z moim rozkazem, udała się do pokoju, gdzie prawdopodobnie poddała się sennej uciesze. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Początek tygodnia zaczął się obiecująco. Zapisałam się na kurs angielskiego, otrzymałam nawet specjalny rozdział poświęcony chemii i udało mi się zapisać na seminarium do jednego z lepszych wykładowców. Pomyślałabym - żyć, nie umierać, ale przed ostatecznym szaleństwem powstrzymywała mnie trudna sytuacja rodzinna. Pola dzwoniła do mnie codziennie, licząc, że zdążyłam wyciągnąć jakieś wieści od babci a mama milczała jak zaklęta, w żaden sposób nie komentując tych rewelacji. Ojciec z kolei nadal się do mnie nie odzywał i ja też nie miałam zamiaru się z nim skomunikować. Moje kontakty z rodziną nie ruszyły ani o krok do przodu, co niezmiernie mnie cieszyło. Tak bardzo, że rozważałam opcję wskoczenia do Wisły i utopienia wszystkich swoich żali. Mniejsza o to, że utonęłabym razem z nimi. Wówczas to o mnie rozpisywaliby się we wszystkich tygodnikach, a nie o tym przeklętym skoczku, który nie zaznawszy szczęścia na moście, postanowił, biedak, rzucić się z drzewa na Rapaku*. Moja historia byłaby zapewne tak samo tragiczna i nareszcie miałabym powód by żyć - sława. Moim frustracjom nie pomagało nawet wino ani usilne pocieszanie Almy i Mikołaja, co tylko wskazywało na mój opłakany stan. Nie potrafiłam zaradzić problemom rodzinnym, jak więc miałam poradzić sobie ze studiami i problemami związanymi z nimi? Chemia była o wiele gorsza od mojego ojca i zapewne nie raz przyprawi mnie o zawał serca, i okrutne zdrady z tlenkiem wodoru czy innym cholerstwem. Udręczona swoim losem, choć o wiele bardziej telefonami od mojej nierównoważonej siostry, postanowiłam w końcu oddać się przyjemnością życia i każdego dnia kupowałam pudełko lodów, by utyć jak świnia i znaleźć kolejny powód do rozpaczy. Klara Marszał była masochistką i właśnie za to ceniłam ją najbardziej. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Moi przyjaciele, wyraźnie zatroskani moim słabym stanem psychicznym, postanowili zmienić nieco tor moich nieszczęść, tym samym sprzedając mi kopniaki spod nieco innej kategorii. A mianowicie spod kategorii czysto całuśnej. Wiedziałam, że nadejdzie dzień, kiedy Mikołaj pozna hańbiącą prawdę i postanowi się na mnie wyżyć. I wątpiłabym, by którakolwiek z mieszkających ze mną hien wiedziała, co to znaczy kopać leżącego. W niedzielne popołudnie, kiedy to leżałam na swojej wygodnej wersalce i obżerałam się pudełkiem lodów, Bazyl wkroczył do mojego pokoju z miną Sherlocka Holmesa, siadając na dywanie. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Oglądam - odparłam urażona, wpakowując do buzi łyżeczkę z niesamowitym, czekoladowym smakiem. Ach, człowiek, który wymyślił połączenie mięty i czekolady powinien dostać każdą możliwą nagrodę świata. Miko, całkowicie niezrażony moim buńczucznym tonem, oparł się wygodnie o grzejnik, posyłając mi rozbawione spojrzenie. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie wiedziałem, że taka z ciebie całuśna dziewczyna. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Zarechotał jak żaba na chwilę przed śmiercią, co skwitowałam głośnym prychnięciem. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zazdrość cię zżera, że mogę sobie pozwolić na takie ekscesy?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mogłem przynieść tarczę na takie pociski, bo mnie jeszcze podziurawią. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Rzuciłam w niego trzymaną w dłoni łyżeczką, pokazując język. Naiwnie liczyłam, że nadejdzie dzień, gdy zaczniemy zachowywać się jak dorośli, jednak z każdą nową rozmową wątpiłam w prawdziwość mych marzeń. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Będąc poważnym...</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co ci Alma nagadała - przerwałam mu z pretensją, odkładając na bok laptopa. A to świadczyło o moim wielkim wzburzeniu. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nic. Naprawdę nic! - dodał, widząc moje wątpiące spojrzenie - powiedziała tylko, że potrzebujesz męskiej rady i musimy cię oderwać od problemów rodzinnych. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To świetny pomysł, faktycznie. Gorszy problem zastąpić drugim. Jesteście genialni! Fanfary i dzwonki poproszę. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Zaśmiał się, widząc jak zgromadzony we mnie żal powoli wydobywa się z moich ust. Prawda była w końcu taka, że naprawdę potrzebowałam męskiej opinii i choć Mikołaj stał się kobiecym niewolnikiem przez te wszystkie lata z Almą, to nadal pozostawał swego rodzaju mężczyzną. Cóż, Wieczorek w to nie wątpiła, więc postanowiłam zaufać jej słowom. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie mam wiele czasu, ale myślałem nad tym...</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Razem z moim oprawcą Amelią...</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Pozwolisz mi dokończyć? - wybuchnął niespodziewanie, wyraźnie przejęty swoją rolą moralizatora. A kiedy skinęłam głową, udając, że zamykam usta na klucz, posłał mi niewyraźny uśmiech, kontynuując. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jeżeli się z nią rozstał, to znaczy, że miał dobry powód. Pewnie nadal coś do niej czuje, to zrozumiałe skoro niby byli kilka lat w związku, ale to nie oznacza, że cię wykorzystał. To znaczy tak myślę, ja bym tak nie zrobił...</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Właśnie Miko, ty byś tak nie zrobił, co nie oznacza, że on jest taki sami. Zemsta jest słodka, a nie mamy pewności, czym Aneta zaszła mu za skórę. Może go zdradziła, może tylko przypadkiem pocałowała chłopaka na imprezie, co wyjaśniałoby jego zachowanie. Podczas kiedy wy odsypialiście pracę, myślałam też i nad Marcelem. I wiesz co myślę? Że to nie był przypadek! Może byłam pijana, ale on od początku był dziwny i usilnie upierał się, żeby mnie odprowadzić do drzwi. I wcale nie był taki pijany. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Zawyrokowałam grobowym tonem, wstając ze swojego legowiska i zabierając łyżeczkę z podłogi. Mikołaj z kolei przeniósł na mnie swój zrezygnowany wzrok, siląc się na pocieszenie, którego przecież nie było. Marcel mnie wykorzystał, mój ojciec ukrywał prawdę, a jego nowa dziewczyna pragnęła nas wydziedziczyć. Może byłabym pierwszą osobą, która skacze z nowego mostu? Nie dotarły do mnie jeszcze wieści, by ktoś tego dokonał, więc może mogłam spróbować? </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tak czy inaczej, weź się w garść, Klara. Masz mnie i Almę, Polę, mamę i wszyscy jesteśmy z tobą na dobre i złe. Zapomnij o durnym Marcelu, Gary'm debilu i nawet twoim ojcu. To nasz ostatni rok razem, w tym mieszkaniu, myślisz, że warto to marnować?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Bazyl czasami potrafił człowieka pocieszyć. Wypomnieć nieudane związki, facetów idiotów i wszystkie nieszczęścia świata, by ostatecznie pocieszyć cię, przypominając, że człowiek posiada tak doskonałych przyjaciół jak on i jego dziewczyna. Prawdziwy promyk słońca, naprawdę. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Gary'ego mogłeś sobie darować - mruknęłam, opuszczając swoje lokum i udając się do kuchni, by nalać sobie soku do szklanki. Mikołaj, wyraźnie skruszony, podążył za mną, siląc się na marne przeprosiny. Był tak uroczy w swoim zagubieniu, że w końcu machnęłam ręką, odrzucając w niepamięć ten mały (no, mający całe metr dziewięćdziesiąt) problem i po prostu kontemplować nasze ostatnie miesiące. Może i miał rację. Może nie było sensu w zamartwianiu się o coś, na co nie miałam bezpośredniego wpływu? W końcu to tylko faceci. Żadnego z nich już nie zobaczę (oprócz ojca oczywiście) i czy tak naprawdę był sens w obrażaniu się na kogokolwiek o tych drani? W konsekwencji Miko spełnił swoją rolę dobrego przyjaciela, czego i tak nie mogłam mu okazać. Posłałam mu chłodne spojrzenie, sadowiąc się na stołku. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jak tam magisterka? - zagaiłam z premedytacją, wiedząc jak niewygodny jest to dla niego temat. Choć Mikołaj lubił prawo i podobno od zawsze się nim interesował, tak pisanie pracy dyplomowej nie szło w parze z jego zainteresowaniami. Co rusz zmieniał koncepcję, tłumacząc się mało dostępnym promotorem. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Lepiej, o wiele lepiej - mruknął, wyraźnie zbity z tropu tak nagłą zmianą tematu. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Widzisz, ja się tylko o ciebie martwię, kwiatuszku - odparłam z jadem, obserwując, jak sąsiadka z dołu napieprza parasolką jakiegoś pijaka. Mikołaj odpowiedział mi kilkoma niewyraźnymi zdaniami, by w końcu zmienić temat na nieco wygodniejszy i dopasowany do naszych humorów. Musiało upłynąć naprawdę wiele wody, bym przestała być zła na każdego faceta w promieniu czterystu kilometrów i pomimo iż Bazyl był kochanym misiem-pomocnikiem, nie potrafiłam wykluczyć go z tego samczego kręgu. Gdy w mieszkaniu w końcu pojawiła się Alma, atmosfera nieco zelżała i zamiast wbijać sobie szpile w plecy, zasiedliśmy przed przyniesionymi naleśnikami, wyśmiewając cały personel Manekina**. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Rok akademicki rozpoczął się nijak. Pierwszego dnia poinformowali nas o trudach bycia studentem, drugiego o ilości godzin jaką trzeba będzie przepracować w laboratorium a trzeciego potraktowali jak idiotów. Tęskniłam za Toruniem, aczkolwiek siedząc pośród ludzi, których nie znałam i których nie miałam ochoty poznawać, zdałam sobie sprawę, jak męczące bywa studiowanie. Wykładowcy udają mądrzejszych niż są, magistrowie wymagają więcej niż profesorowie a twoim życiem rządzi obłuda. Wytrzymałam jednak ten tydzień bez żadnego uszczerbku na zdrowiu i z uśmiechem na ustach powitałam piątek. Jeden poranny wykład, który nie miał żadnego znaczenia dla mojego kształcenia, był stworzony po to, by g opuszczać. Wstałam więc tuż po dziesiątej, przeciągając się leniwie. O szesnastej szłam na zajęcia z angielskiego, a więc przede mną było jeszcze kilka wspaniale wolnych godzin, które mogłam wykorzystać na leżenie i oglądanie seriali. Z ciszy panującej w domu wywnioskowałam, że Alma i Mikołaj wybili na zajęcia i zapewne nie wrócą tak szybko, jakbym mogła się tego spodziewać. Znudzona więc tymczasowym spokojem, zabrałam z kuchni coś do jedzenia, zaszywając się w swojej smoczej jamie, jak to rozkosznie określił Miko. Potem leżałam patrząc w sufit aż w końcu zadzwoniłam do babci, by w końcu dowiedzieć się, że faktycznie będę mieć braciszka lub siostrzyczkę. Jednym pocieszeniem był fakt, że babcia również nie była zachwycona takim rozwiązaniem. Nikt nie lubił Kornelii i choć za późno było na odsunięcie od niej ojca, to pocieszająca była myśl, że nie tylko ja i Polą jesteśmy do niej uprzedzone. Postanowiłam jednak nie informować mojej siostry o tym ważnym wydarzeniu. Sama musiałam to przetrawić i przygotować podnoszącą na duchu mowę. Kiedy wybiła piętnasta, ubrałam się w pierwsze lepsze ubrania, związałam włosy i raźnym krokiem wydostałam się na świeże powietrze. Dzisiejsze zajęcia były jedyną pocieszającą myślą, bowiem nauka języka zawsze przynosiła mi swego rodzaju ukojenie. Ponadto, nie musiałam rozważać nad swoim ojcem, jego nowym dzieckiem i prawdopodobnie przyszłą żoną. Przez te dwie godziny mogłam po prostu siedzieć i chłonąć wiedzę, która była kluczem do przyszłości z dala od tego cyrku. Jakaż jednak musiałam być naiwna, by wierzyć, że piątek skończy się dobrze! Wbiegłam do sali spóźniona o całe cztery minuty, siadając obok jakiejś wystraszonej dziewczyny. I gdy uniosłam wzrok, by zorientować się czy nauczyciel już przyszedł, mym oczom ukazał się Marcel. TEN Marcel z tych Marcelów i nie było mowy, bym mogła się mylić. Uśmiechnął się łagodnie, by w końcu przejść przez pomieszczenie i zamknąć drzwi. Nie byłam nawet w stanie pomyśleć, co on do cholery wyprawia, bo sparaliżowało mnie zdziwienie. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Cieszę się, że dostałem grupę zbliżoną wiekowo do mnie. Tym bardziej mam nadzieję, że będzie nam się świetnie współpracować. Ja jestem Marcel i resztę tych zajęć poprowadzę po angielsku - odparł czarującym głosem, a jego twarz ani na sekundę nie opuścił ten durny, szelmowski, denerwujący uśmiech. Jak można było być takim przystojniakiem i chamem zarazem? Czy to nie powinno się wykluczać? Byłam na tyle zdziwiona i na tyle oszołomiona, że zapomniałam się na niego gniewać. Posłusznie więc wykonywałam jego polecenia, całkowicie gubiąc się w swoich myślach. Bo po pierwsze co on tu robił, oczywiście oprócz nauczania i po drugie dlaczego to robił i kim, do cholery, był? Prawdziwy człowiek enigma, aż chciałoby się zawyć z rozpaczy. Miałam cholernego pecha do facetów. Takiego pecha, że ręce opadały. Gdy więc mój nauczyciel poprosił nas, by opisać siebie w używając nowo poznanych słów, bez namysłu wspomniałam o męskich prześladowaniach i facetach frajerach. Trzy dziewczyny w grupie zaśmiały się cicho, zerkając na mnie ukradkiem. Kamiński jednak nie wyglądał na rozbawionego. Pokiwał tylko głową i przeszedł do kolejnej osoby, tak jakby moja odpowiedź przestała istnieć z ostatnią wypowiedzianą literą. I, cholera, miał rację. Wykastrować i wrzucić do Wisły - pomyślałam, by chwilę potem, z ciężkim sercem, zając się tym, po co tu przyszłam. W duchu poprzysięgłam sobie, że gdy tylko stąd wyjdę, pójdę do sekretariatu i zmienię grupę, bowiem nie byłam w stanie patrzeć na tę szuję. Poczułam się przez moment jak Edward albo Bella (nie wiem, nigdy nie pamiętałam do końca tej sceny), gdy chciał (albo chciała) przenieść się na inne zajęcia. Tak, Zmierzch odegrał w moim dorastaniu bardzo nieszczęsną rolę i przyszło mi z tym żyć po dzień dzisiejszy. W końcu zajęcia dobiegły końca, a ja - jak przystało na typową dziewczynę - zabrałam z rozmachem swoje rzeczy, manifestując swoje niezadowolenie. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Klara, możesz poczekać?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Miałam ochotę krzyknąć, że to Aneta może na niego czekać, ale to tylko pogorszyłoby moją sytuację. Kamiński uznałby mnie za furiatkę i jeszcze pomyślał, że podczas jednej imprezy po prostu się w nim zakochałam. Niedoczekanie. Utrzymując więc pozory, zatrzymałam się, nie patrząc na niego. Tak jakby to miała być jakakolwiek kara. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Widziałem, że coś ci nie odpowiada w zajęciach. Wiesz, to była tak naprawdę moja pierwsza taka lekcja, więc każda sugestia jest ważna. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Uśmiechnęłam się krzywo, mając na uwadze tylko jedno zastrzeżenie: bez niego te zajęcia byłyby cudowne. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wszystko w porządku. Mam trochę problemów i wiesz... zresztą ta godzina mi nie pasuje i pewnie tak zmienię dzień więc...</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Prowadzę wszystkie zajęcia na tym poziomie, więc jeżeli chcesz pomocy z przeniesieniem to nie ma problemu. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To zmienię poziom - burknęłam bez chwili namysłu, by po chwili wybiec z sali. Cholera jasna! Dlaczego miałam taką niewyparzoną gębę i dlaczego tak ostentacyjnie musiałam okazywać swoją niechęć, zamiast po prostu się z nim rozmówić i poznać prawdę? Byłam idiotką. Pieprzoną idiotką, która pewnego dnia skończy w Wiśle z własnej głupoty. Pociągając nosem z żalu wróciłam do mieszkania, kupując po drodze pudełko lodów. Może gdybym przytyła czterdzieści kilo i wyglądała jak potwór z Loch Ness już nikt nie zwracałby na mnie uwagi a ja utonęłabym we własnym tłuszczu? W progu powitała mnie Alma, która właśnie odwieszała kurtkę. Widząc moją nieszczęśliwą minę, zaprowadziła mnie do kuchni i nalała do szklanki zakupione wino. Ja z kolei otworzyłam kubełek lodów, wylewając wszystkie swoje żale. Począwszy od ojca a skończywszy na Marcelu. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Biedna Klara.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Wieczorek westchnęła przeciągle, opierając głowę na moim ramieniu. Myślałam dokładnie to samo. Biedna, chora psychicznie Klara. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
* Plac Rapackiego znajdujący się przy Starówce </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
** Manekin - restauracja z naleśnikami</div>
mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5273793741750746932.post-81692741390580382372015-05-30T20:34:00.000+02:002015-05-30T20:45:47.326+02:00#dwa.zagadka<div style="text-align: justify;">
<i>Our hopes and expectations black holes and revelations</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Z nieciekawego snu o pijackich nocach i niebezpiecznych mężczyznach wyrwał mnie odgłos zamykanych drzwi frontowych. Otworzyłam oczy, rozglądając się po pokoju. Za oknem nadal było widno a nierozpakowana walizka wciąż pełniła wartę przy otwartej szafie. Wszystko więc było na swoim miejscu i nie zauważywszy powodów do niepokoju, zamknęłam powieki, rozkoszując się słodką wonią sobotniej wolności. Leżałam tak kolejne dwadzieścia minut albo trzydzieści aż w końcu znudzona wstałam z łóżka, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. To nawet nie była tragedia. A na pewno nie ta grecka. To był obraz nędzy i rozpaczy. Moje piękne kręcone włosy przypominały jakiś dziwny kołtun, z którego wystawały pióra z rozerwanej poduszki (do dziś nie mam pojęcia, jakim cudem porwałam poduszkę) a twarz wyrażała czarną rozpacz. Dosłownie czarną, bowiem tusz z rzęs i kredka z powieki rozpłynęły się pod wpływem moich nocnych ekscesów, tworząc ciemną bazę pod moje nieszczęścia. Wyglądałam upiornie, co poniekąd pasowało do moich mdłości i bólu głowy. Pokręciłam bezradnie głową, wzruszając ramionami. Nie mogłam przecież walczyć ze swoją mroczną naturą. W końcu przetarłam zaspane oczy, zerkając na wyświetlacz komórki, gdzie zostało mi brutalne przypomniane, która już godzina. Białe cyfry ukazywały siedemnastą. Dokładnie siedemnastą dziesięć. Odłożyłam pomiot szatana na biurko, ponownie rozglądając się po pokoju. Wczorajsze ubrania spoczywały na krześle, porażając mnie swoim stanem. Czarne spodnie pokryte były w strategicznych miejscach białym pyłem, sweter z kolei nosił znamiona wylanych na siebie trunków i przypalania papierosami. Fakt ten skłonił mnie do przemyślenia swoich wczorajszych czynów, a to z kolei przypomniało mi o moim nowym koledze, którego imienia na ten moment nie byłam stanie powtórzyć. Nie byłam też pewna czy się całowaliśmy naprawdę czy tylko w mojej wyobraźni. Większość wieczoru moje myśli zaprzątał Gary, a więc nie dziwił mnie fakt, że nie pamiętałam połowy z naszej rozmowy. Aczkolwiek ów chłopak wydawał się być miłym partnerem do rozmów, a nade wszystko cierpliwym i wyrozumiałym, o co bywało zazwyczaj ciężko. Nie byłam też w stanie określić czy żałuję tego, że się całowaliśmy (a raczej cmoknęliśmy, bo wątpię, bym była na siłach wejść w głębszy kontakt), bowiem pomimo wszystko wciąż czułam się pijana. Utwierdziłam się w tym przekonaniu, gdy znalazłszy się w przedpokoju, zatoczyłam koło i wylądowałam tyłkiem na podporze wieszaka na kurtki. Alma wychyliła głowę zza kuchennych drzwi, przyglądając mi się z dezaprobatą w jasnych oczach. Po chwili jednak zaśmiała się, podchodząc i podając mi rękę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wstyd mi za ciebie Klakson - odparła z nutą ironii, wprowadzając mnie do pomieszczenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nienawidzę jak mnie tak przezywasz - mruknęłam obrażonym tonem, wlewając sobie do szklanki sok. O dziwo byłam spragniona niczym wielbłąd po miesięcznej podróży poprzez pustynne piachy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wczoraj byłaś ucieleśnieniem klaksonu, moja najdroższa. Piszczałaś, krzyczałaś i budziłaś całe miasto. I w ogóle gdzieś ty była?! Nie uwierzysz, co się stało!</div>
<div style="text-align: justify;">
Podekscytowany ton Almy wskazywał na prawdziwą bombę plotkarską. Właściwie chodziłyśmy na imprezy do Zośki tylko po to, by wyciągnąć z ludzi najnowsze newsy ze świata uniwersyteckich snobów. Zofia, studiując prawo, niezaprzeczalnie należała do tego grona, nawet mimo tego, że wcale nie była nadętą idiotką. Wypiłam duszkiem sok, podpierając się na dłoniach. Jak przez mgłę pamiętałam swój powrót, aczkolwiek gdzieś na obrzeżach mojej pamięci kołatała się Aneta i jakaś zadyma, o której mówił Mikołaj. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Coś tam pamiętam... w sumie to niewiele, to o co się rozeszło?</div>
<div style="text-align: justify;">
Wieczorek zaśmiała się, biorąc łyk swojej leczniczej, obrzydliwej, zielonej kawy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Aneta rozstała się ze swoim chłopakiem. Nic ci o nich chyba nie mówiłam. Ale ogólnie, to on studiował w Gdańsku, w sumie to tworzyli taki związek na odległość, ale w tamtym roku przeniósł się tutaj niby dla niej. A przynajmniej tak mówiła. No i w czerwcu albo w lipcu szlag to trafił. Zośka mi coś wspomniała, że ten jej kochaś był wycofany, chociaż podobno jest całkiem spoko. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyłam brwi, siląc się nadążać za słowotokiem rudej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Aneta, spoko chłopak, jednorożce, zamek i wata cukrowa? - dodałam ironicznie, nie mogąc zrozumieć, jak ktoś taki jak Aneta mógł stworzyć związek z kimś kogo mianowało się określeniem "spoko". </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Posłuchaj - zaczęła, a jej głos niemal przesiąkał sensacją - to też kolega Zośki, a ona ostatnio ma coś na bakier z Anetką, no i Zośka zaprosiła go na te urodziny, bo uznała, że nie będzie przecież zachowywać się jak idiotka skoro znają się od liceum i podobno przyszedł, chociaż ani ja ani Miko go nie widzieliśmy. I podobno całował się z inną na oczach Anetki!</div>
<div style="text-align: justify;">
Alma zachichotała niczym prawdziwy Grinich oznajmiający, że świąt nie będzie. Przyglądałam się jej przez dłuższą chwilę, rozważając nad przekazanymi mi informacjami. Próbowałam oddzielić swoje ekscesy od nieszczęścia znienawidzonej Anety, starając się umiejscowić w czasie moje spotkanie pierwszego stopnia z tajemniczym blondynem, który był sobowtórem Nephiwcka. W międzyczasie próbowałam odrzucić myśl o perfidnym wykorzystaniu i wzbudzeniu zazdrości. Niemożliwe, by ten czarujący młody człowiek zdobył się na coś tak perfidnego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zośka rano dzwoniła i mówiła, że ona nic nie widziała, ale Aneta dostała szału i zrobiła aferę na całe mieszkanie. Ten chłopak chyba nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem i poszedł w długą zaraz po nas, a reszta towarzystwa pokradła butelki z winem i poszła nad Wisłę. Impreza przednia, nie ma co. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie wiesz jak ma na imię ten jej kochaś? - zapytałam niby od niechcenia, walcząc z falą mdłości. W myślach zaś obiecywałam sobie nigdy nie tknąć alkoholu, choćby mieli mnie torturować. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Michał, Marek, Maciek, nie wiem, coś z m chyba, widziałam go raz na oczy, skąd mam pamiętać jego imię, czy to w ogóle ważne?</div>
<div style="text-align: justify;">
Alma świdrowała mnie uważnym spojrzeniem, wyraźnie nie domyślając się bolesnej prawdy. Nie chciałam też dzielić się z nią swoimi przypuszczeniami, bowiem nie miałam żadnej pewności, że moim wieczornym towarzyszem był były chłopak Anety. Wyjawiwszy jej to bez konkretnych dowodów, skazałabym się na wieczne ośmieszenie i stuletnie wypominanie tej haniebnej sytuacji. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A w ogóle, zanim objedziemy naszą kochaną psiaps Anecię, to gdzie ty byłaś całą noc?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Siedziałam na balkonie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, naiwnie licząc, że to wystarczy. Cóż, naiwna ja. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Sama?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Z bandą napalonych murzynów, a co?</div>
<div style="text-align: justify;">
Kąśliwość mojej odpowiedzi sprawiła, że trybiki w umyśle Amelii zaczęły pracować na najwyższych obrotach, nadal jednak dalekie były od prawdy. Wątpię, by ruda spodziewała się czegoś takiego akurat po mnie. Rzadko chodziłam na imprezy, a zatem nigdy nie całowałam się z nowo poznanymi chłopakami. Byłam prawdziwym mnichem pośród braci studenckiej, co było mi nazbyt wypominane w towarzystwie osławionej toruńskiej całowaczki Zofii Sienkiewicz. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To zazdroszczę. Widziałaś ich chociaż czy tak w ciemno...? </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiałam się ponuro, starając przypomnieć sobie imię chłopaka. To naprawdę było trudne zadanie i powoli traciłam jakiekolwiek nadzieje. Z jednej strony chciałam się z tym podzielić z Almą, z drugiej czułam się odrobinę urażona, wiedząc, że stałam się przedmiotem brudnej manipulacji. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A wiesz coś więcej o tym chłopaku? - zapytałam niby od niechcenia, patrząc z uporem maniaka w leżące na stole ulotki. Były o wiele ciekawsze niż moje skacowane myśli. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chyba jest na drugim roku informatyki ale jest w moim wieku, ma chyba dwadzieścia trzy lata i coś wcześniej kończył. No jest z Gdańska i tyle, a co cię on obchodzi? A, i ma na imię Marcel. Pamiętam, bo jeszcze się śmiałam, że dokładnie tak jak ojciec Kaśki, wiesz, ten nadwrażliwiec z tatuażem słonia na nadgarstku. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wieczorek roześmiała się głośno, wyraźnie licząc, że zrobię to samo, ale nie było mi ani przez chwilę wesoło. Chociaż temat ojca Kaśki zawsze wzbudzał we mnie ogromne rozbawienie. Alma zauważyła to szybko, wlepiając we mnie swoje ślepia. Teraz prawda była już ewidentna. Nawet i dla niej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tak, no, to ja doprowadziłam Anetę do stanu furii - odparłam z durnym uśmieszkiem, nie wiedząc do końca czy płakać czy schować się w muszli klozetowej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Czy on cię do tego zmusił? - zapytała po chwili, patrząc na mnie z troską. Po raz pierwszy tego dnia miałam ochotę się rozpłakać. Ta po prostu. Po ludzku przyznać się do kompletnej porażki. Czy wyglądałam na siostrę zakonną? Albo zagorzałą fanatyczkę czystości przedmałżeńskiej? Byłam człowiekiem, miałam więc prawo zaszaleć. Raz na dwadzieścia dwa lata należała mi się odrobina szaleństwa w obcych ramionach. Nawet jeżeli trwało to pięć sekund i ani przez chwilę nie myślałam wówczas o Marcelu. O ile tak miał na imię, bo wciąż nie miałam pewności. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie, dla twojej wiadomości. Zrobiłam to świadomie - widząc kpiące spojrzenie rudej, poprawiłam się szybko - no prawie świadomie. W sumie to myślałam, że to Gary. Boże, dobra, nie mam pojęcia, co się tam wydarzyło do końca! - powiedziałam buńczucznie, wstając od stołu i podchodząc do lodówki. Ani trochę nie podobał mi się sposób, w jaki na mnie patrzono, bowiem było to spojrzenie na wpół niedowierzające i na wpół kpiące. Tak jakbym to sobie wszystko wymyśliła, by komukolwiek zaimponować. Alma westchnęła w końcu, wykręcając się w moją stronę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- W porządku, rozumiem. Po prostu moje uszy nie dowierzają. I martwię się, Klara. </div>
<div style="text-align: justify;">
Prychnęłam głośno niczym kotka pani Nowackiej spod dwójki. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Pierwszy raz od trzech lat całuję się z nowo poznanym chłopakiem i trzeba się o to martwić? To ja jestem szalona czy ty przejęłaś rolę matki w tym domu?</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna westchnęła głośno, wzięła z blatu butelkę pepsi i napiwszy się, spojrzała na mnie spokojnie, siląc się na powagę. Wiem, że po ostatnich rodzinnych wydarzeniach Alma po prostu chciała o mnie zadbać. Aczkolwiek nie uważałam, by Marcel był przejawem mojego życiowego nieszczęścia. Tak naprawdę była to przyjemna odmiana i nie próbowałam tego żałować. A przynajmniej nie do momentu, gdy dowiedziałam się o Anecie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie chodzi mi o Marcela czy jak tam ma on na imię. Zresztą zaraz mi o tym opowiesz, tylko skończę swoje matkowanie, które wcale nim nie jest. Słuchaj, Klara, rozwód twoich rodziców, Anglia i ten Gary, do którego niemal toksycznie się przywiązałaś, bo potrzebowałaś bliskości. Nie możesz w każdym facecie dostrzegać Nephwicka, bo to się źle skończy. Nic mnie innego nie martwi. Nie wiem, jakie zamiary tak naprawdę miał ten chłopak... cóż, sama zadecydujesz, co z tym zrobisz. Ale doskonale wiesz, co mnie męczy i kiedyś trzeba będzie to przerobić. </div>
<div style="text-align: justify;">
Otworzyłam usta w geście zdziwienia, próbując jakoś to skomentować. Nigdy nie patrzyłam na moje życie z podobnej perspektywy. Faktycznie od ponad dwóch lat wszystko wokół mnie się sypało. Dlatego uciekłam, dlatego unikałam pytań i poważnych odpowiedzi. I byłam tym skrajnie zmęczona. A uczucie to potęgowała jeszcze moje niedyspozycja i suchość w gardle. Czy Wieczorek zawsze musiała podejmować tak poważne tematy w momencie, gdy nie byłam w stanie myśleć?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Toksycznie? - zapytałam bezmyślnie, widocznie przejęta tylko tym określeniem. Reszta póki co nie miała znaczenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- O matko, czepiasz się! Wiesz, o czym myślę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Skinęłam głową, wgryzając się w kanapkę. Naprawdę musiałam to ciągnąć?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Obiecuję, że nie popadnę w nephiwckostrukcję, ale odpuść mi dzisiaj, bo puszczę pawia na podłogę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Alma zaśmiała się, opierając o parapet. Westchnęła głośno, jakby okazując frustrację, której z pewnością nie czuła. Jej teatralne odruchy zazwyczaj miały na celu zmuszenie mnie do rozmowy. Jednak nie byłam już naiwna i potrafiłam radzić sobie z jej niemal chorobliwą ciekawością. Bez pośpiechu przełknęłam kolejne kęsy i popiłam je przygotowanym napojem. <i>No rush</i> - jakby powiedział pewien mężczyzna, z którym pracowałam, a którego imienia nakazałam sobie nie używać. Po dwóch minutach pojękiwań Almy opowiedziałam jej o tym, co wydarzyło się wczorajszego wieczora, nie uwzględniając jednak szczegółów. Przyczyna była prosta. Nic, do cholery, nie pamiętałam. Wstyd i zażenowanie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Myślisz, że zrobił to specjalnie? - zapytałam na koniec, nie mając pojęcia, dlaczego zależy mi na odpowiedzi. Nie chciałam nowego mężczyzny w moim życiu. Tym bardziej używanego przez Anetę. Taka niestety była prawda. Jakkolwiek źle to brzmiało. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie znam go. Podobno oni obydwoje byli dziwni. Aneta jest jebnięta, to żadna rewelacja, ale o nim wiem tyle co nic. Zośka nie była wylewna w tym temacie. Ale jednak przeniósł się tu dla niej, więc zakładam, że musiał ją kochać. I może faktycznie chciał jej zrobić na złość, pokazać, że może mieć kogoś innego. Wiesz przecież jak to funkcjonuje. Z drugiej strony sama nie pamiętasz, jak tak naprawdę było, więc może to się stało. Ty pijana, on pijany, wpadliście na siebie i trzask, amory się posypały. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chyba trociny z twojej dupy - mruknęłam na wpół serio na wpół żartem. Alma tak naprawdę nie przyjęła żadnego stanowiska, co już chyba było jej znakiem firmowym. Na każdą sprawę miała neutralny pogląd, co czasami pomagało, choć i tak w większości przypadków przeszkadzało. Teraz jednak byłam rozczarowana jej postawą. Sama, odzyskując siły witalne, chciałam rozszarpać na strzępy ów tajemniczego Marcela. Byłam przekonana, że ta świnia mnie wykorzystała. Dopóki Alma nie spuentowała swojej wypowiedzi, sądziłam, że będę mieć sojuszniczkę w swojej złości, co ułatwiłoby mi złorzeczenie blondasowi. Wieczorek jednak, jakby na złość, odizolowała się od jakiegokolwiek stanowiska. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie będę przecież na niego wrzucać, nie znając prawdy - odparła po chwili, wyraźnie widząc, jak bardzo nie podoba mi się to, co mówi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jesteś moją przyjaciółką i masz wyzywać każdego kogo wyzywam. I po drugie - dodałam, mrużąc złowrogo oczy - to ty zasiałaś wątpliwość, więc kontynuuj!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zabij, zabij i wykastruj, bo tylko zwyrodnialec całuje dziewczyny na balkonie. </div>
<div style="text-align: justify;">
W końcu obydwie roześmiałyśmy się głośno, rozpraszając atmosferę, która gęstniała z każdą kolejną minutą. Prawda była taka, że żadna z nas nie wyglądała ani na wyspaną ani na wypoczętą. Dwa zrujnowane statki na wzburzonym morzu - ot, co mi przyszło do głowy, przyglądając się naszym zgarbionym sylwetkom przytulonym do kuchennego stołu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- I tak go pewnie już nie spotkasz, Klara. Chyba, że będziesz czaić się pod jego wydziałem. Może nie ma się czym przejmować, co?</div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnęłam przeciągle, wzruszając ramionami. Być może ruda miała rację, może powinnam zapomnieć i dać sobie spokój? W końcu nie istniała zbyt wielka szansa, bym miała go znowu spotkać. Co tylko ułatwiało porzucenie morderczych planów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Idź spać, bo Mikołaj pewnie będzie chciał się zrelaksować po pracy - zachichotałam jak Mała Mi z Muminków, spoglądając na nią prowokacyjnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chyba w kiblu - mruknęła, by sennym krokiem udać się do swojego pokoju. - Ty też się połóż. Pogadamy jutro jak wrócę z pracy, ok?</div>
<div style="text-align: justify;">
Skinęłam głową, uśmiechając się nieznacznie. Życie na Bema powracało do normalności i to była jedna jedyna rzecz, która mnie wówczas najbardziej cieszyła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wstałam grubo po dziesiątej i z marszu udałam się do kuchni (miejsca pełniącego fukcję kulturalno-towarzyską, gdzie czekała na mnie świeżo zaparzona kawa. Mikołaj prawdopodobnie brał kąpiel, na co wskazywał odgłos puszczanej wody w łazience a Alma od jakiejś godziny męczyła się z naleśnikami w pracy. Z braku jakiegokolwiek towarzysza wyjęłam z lodówki mleko, którym zalałam płatki i usiadłam przy oknie, by kontemplować ostatnie promienie wrześniowego słońca. Za niespełna pięć dni miało zacząć się prawdziwe studenckie szaleństwo. Nowe przedmioty, starzy wykładowcy, pisanie licencjatu i strach przed obroną. Dodając do tego brak motywacji i niechęć do porannego wstawania otrzymywałam nieciekawe zestawienie. Chemikiem byłam raczej przeciętnym, co nikogo nie zaskakiwało. Chemia kosmetyczna miała być przepustką do wielkiej kariery w międzynarodowej korporacji a okazała się, no cóż, może nie fiaskiem ale też nie najlepszym pomysłem dla kogoś tak mało zorganizowanego jak ja. Gdyby nie dostrzeżenie szansy w brytyjskiej fabryce, w której dotychczas pakowałam do pudełek słoiczki z kremami, to rzuciłabym to w trzy diabły. Tylko co po tym? Szczerze nie wyobrażałam sobie siebie na kierunku humanistycznym ani inżynieryjnym, może więc byłam na to skazana a moje obecna niechęć związana była z rozwodem rodziców, kłótnią z siostrą i moim marnym życiem miłosnym? Zanim jednak zdążyłam odpowiedzieć sobie na to niezwykle egzystencjalne pytanie, do pomieszczenia wkroczył Bazyl, przecierając dłonią mokre włosy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- E, półbóg, chlapiesz mi do kawy - rzuciłam z wyrzutem, poprawiając się na krześle. Chłopak w odpowiedzi stanął naprzeciw, machając mi przed nosem swoimi kudłami. Nie zareagowawszy na ten jawny atak, bowiem nikogo już nie bawiły jego nędzne żarty, Miko nalał sobie soku do szklanki i usiadł blisko mnie. Wyglądał na zmęczonego i niewyspanego, czyli tak jak zawsze. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A ty będziesz tak siedzieć i pławić się w swoim angielskim bogactwie? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Owszem, a co?</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzruszył ramionami, widocznie nie mając ochoty na dalsze docinki. Przecież i tak wszyscy wiedzieli, jak często narzekałam na swoją pracę i jak wiele zgryzot przeżyłam pakując w pośpiechu te przeklęte kremy. Żartowanie na ten temat było więc wciąż nieco drażliwe i mało zabawne. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Idę zapisać się na angielski - powiedziałam w końcu po chwili, mieszając bezsensownie łyżeczką w kubku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A po co?</div>
<div style="text-align: justify;">
Przewróciłam oczami zirytowana; dlaczego Alma mówiła Mikołajowi o moich sprawach sercowych, pomijając te naprawdę istotne dla mojej przyszłej kariery zawodowej? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Przecież byłaś tam rok, mówisz świetnie i masz maturę, to nie wystarcza, by ogarnąć tam studia? - zapytał zdezorientowany, majstrując coś przy radiu, które nie działało od przeszło roku, a którym zawsze się bawił, gdy mu się nudziło. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co innego mówienie a co innego gramatyka i te chemiczne dziwactwa. Muszę mieć certyfikat co najmniej z C1 a bez kursu raczej tego nie pociągnę. Chciałam jeszcze ukierunkować się w stronę chemii, ale nie wiem czy mają w Toruniu taki moduł nauczania. W Anglii nauczysz się mówić, ale jak nie piszesz za wiele i skupiasz się tylko na kontaktach z ludźmi w twoim wieku, to zapomnij o jakiejkolwiek poprawności. Nie chcę mieć tam problemów później. </div>
<div style="text-align: justify;">
Bazyl skinął głową, nie okazując mi zbyt wielkiej uwagi, choć wiedziałam, że w swój pokręcony sposób mnie wspiera. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Myślałaś nad czymś konkretnym?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Pójdę do empiku albo 3way, poszukam jakiś stron i jutro pochodzę. I tak nie mam nic lepszego do roboty. </div>
<div style="text-align: justify;">
Potem siedzieliśmy jeszcze razem jakieś pół godziny, by ostatecznie posprzątać kuchnię po śniadaniu i zamknąć się w swoich pokojach, gdzie - jak mogłam domyśleć się po wolnym transferze - obydwoje postanowiliśmy uraczyć swój umysł nowym odcinkiem jakiegoś serialu. Bo to było o wiele łatwiejsze niż sprzątanie czy poważna rozmowa. Chociaż nie miałam zielonego pojęcia czy Mikołaj wie cokolwiek o minionej nocy na Broniewskiego. Moja wewnętrzna intuicja kazała mi wierzyć, że Alma nie miała czasu, by przekazać mu tę rewelację, mój umysł z kolei próbował wmówić mi, że Wieczorek była zdolna do nocnych tortur i gdy tylko Miko wrócił z pracy o piątej nad ranem, już u samego progu przekazała mu te interesujące wieści. Koniec końców obyło się bez moralizujących dyskusji i próby wyłudzenia jakichkolwiek informacji. Nikt nie musiał mnie dwukrotnie powiadamiać o tym, jak wszyscy się o mnie martwią i troszczą. I o trosce mówiąc, mój telefon zawibrował niebezpiecznie, wyświetlając imię mojej młodszej siostry. Zaskoczona tym nagłym odzewem, wcisnęłam bez namysłu zieloną słuchawkę, witając się bez entuzjazmu. Jeżeli Pola zapragnęła ze mną rozmawiać, świadczyło to tylko o tym, że kolejna partia kłopotów właśnie wkroczyła w moje świetlane życie. </div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-5273793741750746932.post-4697019409662045712015-05-03T15:54:00.002+02:002015-05-03T15:54:59.103+02:00#jeden.powitanie<div style="text-align: left;">
<i>I wish you'd hold your stage with no feelings at all</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Może być?</div>
<div style="text-align: justify;">
Alma zatrzymała się w pół kroku, zaszczycając mnie krótkim, krytycznym spojrzeniem. Spojrzeniem prawdziwego bazyliszka. Potem zacmokała głośno jak ciotka Janka przed wygłoszeniem kazania i ostatecznie zaśmiała się perfidnie. Po chwili u jej boku pojawił się Mikołaj odziany w swoją ulubioną koszulę i podarte, rock'n'rollowe dżinsy, które pamiętały czasy liceum. Tylko ja stałam tam wystrojona jak szczur na otwarcie kanałów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Może być? - ponowiłam pytanie, naiwnie licząc, że z ich ust padnie choć jedno słowo pochwały. Naprawdę lubiłam tę czarną sukienkę i chciałam, by świat w końcu dostrzegł kryjącą się w mej figurze kobietę. Jednak na ich twarzach nadal malowało się rozbawienie i poniekąd politowanie dla mych marnych prób wykrzesania z siebie kobiecości. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A te szpilki to próba samobójcza?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Kochanie, to wabik Klary na mężczyzn. Jak już będzie pijana to zamiast iść, potknie się i wpadnie w ramiona jakiegoś przystojniaka - skitowała Alma, znikając w swoim pokoju. Tylko Miko postanowił dotrzymać mi towarzystwa i z nutą powątpiewania lustrować moje wieczorne odzienie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mógłbyś okazać mi więcej litości, chamie - mruknęłam, wykręcając się w stronę lustra. Być może sandały na wysokim obcasie nie były mocnym elementem mojej stylizacji, ale reszta wydawała się jak najbardziej pasować na taką imprezę. Dziewczęcy wdzięk połączony z drapieżną nutą kobiecości. Urodziny Zośki były pierwszą imprezą, na która szłam po swoim powrocie. Rok spędzony w Anglii zupełnie mnie ogłupił i pozbawił wyczucia stylu. W Bath chodziłam ubrana albo jak robotnik fabryki cukierków albo pełnowymiarowa opiekunka dla dziecka. A gdy ktoś łaskawie zaprosił mnie na kawę, piwo lub do klubu, ze swojej nowo skompletowanej szafy wyciągałam ubrania, które babcia nazwałaby wysoce niedzielnymi. Nigdy nie byłam dziewczyną, która ubierała sukienki bez okazji. Przez dwadzieścia dwa lata swojego życia preferowałam podkoszulki i jeansy, kiedy więc tkwiłam w brytyjskim świecie, zdana tylko na gust swój i Magdy, postanowiłam to zmienić. Moja kobiecość musiała wyjść na salony. Jednakże tu, w Toruniu, nikt nie doceniał ani mojej elegancji ani tym bardziej moich starań. Klara w sukience to Klara śmieszna. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wyglądasz jak skrzyżowanie Brienne z Tarthu i Cersei. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mikołaj odezwał się w końcu, jednak z jego ust nie wypłynął żaden komplement. Gdyby sytuacja była inna, pewnie zaśmiałabym się z jego wyszukanego żartu, pukając w czoło. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Czyli i tak lepiej od ciebie - zripostowałam, zamykając się w pokoju. W akcie prawdziwej rozpaczy wyjęłam z szafy czarne spodnie i rozciągnięty szary sweter. Byłam niemal przekonana, że tym strojem zachwycę wszystkich obecnych i przy okazji nie zrobię z siebie pośmiewiska. I właściwie nie szukałam męża, więc robienie na kimkolwiek wrażenia również nie było istotne. Na korytarzu założyłam jeszcze stare trampki i starłam z ust czerwoną szminkę. Normalna, przeciętna do bólu i niedbała Klara. Gdybym wplotła we włosy kilka papierków i kawałek skórki od banana już zupełnie upodobniłabym się do kloszarda spod naszego bloku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jak chcesz to umiesz wyglądać jak Klara. </div>
<div style="text-align: justify;">
Amelia wyszła w końcu z łazienki, uśmiechając się złośliwie. Jej zielone, świdrujące oczy przyglądały mi się uważnie, zapewne wyszukując kolejnego elementu do krytyki. Kochałam Almę jak siostrę, ale czasami chciałam ukręcić jej łeb i rzucić na pożarcie wilkom. Na dodatek przed okresem stawała się nieznośna i samolubna, co tylko potęgowało moje uczucia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie wiem czy styl kloszarda pasuje do tak światowej kobiety - odparłam spokojnie, poprawiając włosy. Ruda zaśmiała się głośno, przytrzymując ściany. Nie rozumiałam, dlaczego nikt nie potrafi zaakceptować mojej przemiany. Czy to było aż tak nienaturalne? W końcu i Mikołaj wyścibił nos zza drzwi pokoju, a zmierzywszy mnie od stóp do głów skinął głową, jakby dawał przyzwolenie na wyjście w czymś tak pospolitym. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dbam o twoje serce, Klara. A co gdybyś w tej sukience zawróciła komuś w głowie? Nadal masz złamane serce po Gary'm, po co pakować się w kolejne kłopoty?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Powiedziałaś mu!</div>
<div style="text-align: justify;">
Alma przybrała skruszony wyraz twarzy, starając się nieco złagodzić mój gniew. Sprawa Gary'ego była sprawą tajną. Nikt o niej nie wiedział, oprócz oczywiście Almy, bowiem nie należałam do osób, które rozprawiałby o swoich uczuciowych porażkach na prawo i lewo. A Nephwick należał do tej właśnie haniebnej kategorii. Spodziewałam się, że Miko pozna tę historię, jednak nie oczekiwałam, że Wieczorek sprzeda mnie tak szybko. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Oj, Klara, przecież nie ma w tym nic złego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zamknij się, Bazyl. Idziemy? Zaraz się spóźnimy przez wasze gadulstwo, wścibstwo, chamstwo i tendencję do krytyki. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Drogę z Bema na Broniewskiego przemierzyliśmy w ciszy. Sobotni wieczór był nad wyraz spokojny jak na tę porę dnia. Bez problemu przeszliśmy przez pasy na Fałata, co zazwyczaj należało do wyczynów niemal ekstremalnych. Mikołaj trzymał w dłoni torebkę z prezentem a Amelia z kolei odpisywała na jakiegoś ważnego maila od promotora. Wyglądaliśmy jak trójka zagubionych wycieczkowiczów z turnusu nocnej straży. Wszyscy ubrani na czarno, poważni i gotowi na atak. Wieczór zapowiadał się idealnie. Nasza niedyspozycja spowodowana była oczywiście tygodniem powitalnym, który urządzili mi państwo Bazyl. Alma z Mikołajem wprawdzie nie byli jeszcze małżeństwem, jednak ich stażem związkowym mogłam pozwolić sobie na takie uogólnienie. Spędziliśmy więc ostatnie sześć dni na piciu szkockiej na zmianę z Martini i wódką. Rok rozłąki sprawił, że mieliśmy sobie wiele do powiedzenia. Moje doświadczenia z Anglii wymagały co najmniej dwudniowej opowieści; historie z wakacji i roku akademickiego Amelii i Mikołaja potrzebowały dokładnie takiej samej długości. Piątego dnia po prostu siedzieliśmy, śmialiśmy się i dopijaliśmy resztki, jakie nam pozostały. W międzyczasie Miko chodził pracować do Czeskiego Snu a Alma do Manekina. Życie studenta pełną parą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dotarłszy na Broniewskiego dwadzieścia jeden, stanęliśmy przed drzwiami mieszkania Zośki, przywdziewając uśmiechy prawdziwego zadowolenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiem tylko czy wory pod oczami mogły wskazywać na to samo. </div>
<div style="text-align: justify;">
Po chwili w progu pojawiła się sama jubilatka - prawie pijana i ucieszona tak, jakby właśnie zobaczyła przed sobą Brada Pitt'a. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Hello moi mili! Ale co tak spóźnieni?!</div>
<div style="text-align: justify;">
Popatrzyliśmy na siebie zaskoczeni, wkraczając do jamy szaleństwa. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Och, no... wiecie... przecież mam problemy z dwudziestą i osiemnastą! </div>
<div style="text-align: justify;">
Alma jęknęła przeciągle, przysuwając się do Mikołaja. Tak jakby to chuchro miało ją obronić przed moim atakiem furii. Bazyl w odpowiedzi roześmiał się głośno, a Zośka skwitowała to gwizdnięciem. Zrezygnowana rozejrzałam się po mieszkaniu, dostrzegając kilka osób, z którymi chodziłam na lektorat i krąg zachłannych (cztery wredne współlokatorki Zośki). Z głośników wydobywały się jakieś rockowe dźwięki a nozdrzy dobiegała ciężka woń jaśminu. Z marszu założyłam, że Aneta, najgorsza z przyjaciółek Zośki, specjalnie wylała na siebie tyle perfum. Ta idiotka była nieobliczalna i robiła wszystko, by zepsuć mi humor. W końcu wręczyliśmy brunetce prezent i wtargnęliśmy z impetem w rozszalały tłum. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pierwszą godzinę spędziłam siedząc na kanapie, wlewając w siebie drinki i opowiadając o swoim fascynującym życiu w Anglii. Z przyczyn wielu byłam zmuszona ubarwić swoją historię. Nikt chyba nie chłonąłby z takim zainteresowaniem opowieści o ciężkiej pracy, ośmiu godzinach snu, zmęczeniu i braku życia towarzyskiego. Być może uradowałby ich fakt nieszczęśliwej miłości, ale ten temat należał jednak do nienaruszalnych i wciąż bolesnych. Szyłam więc barwne opowiastki, zabawiając tłum żądny mięsa. Sprzedawszy im wszystkie te bajki, mogłam swobodnie ubiegać się o dyplom w pełni wykwalifikowanego oszusta. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przed dwudziestą drugą temat dyskusji diametralnie się zmienił. Wykorzystując fakt, że nie byłam już w centrum uwagi i na dodatek wydawałam się być niespotykanie trzeźwa, przeprosiłam towarzystwo, udając się do toalety. Mikołaj z Almą prowadzili ożywioną dyskusję z Arturem i Klaudią, a krąg zachłannych popijał cichaczem Jacka Danielsa przy wejściu do kuchni. Posłałam im chłodne spojrzenie, a potem zamknęłam się w łazience, gdzie spędziłam dobre dwadzieścia minut. I tyle wystarczyło, by świat kompletnie o mnie zapomniał. Gdy na nowo znalazłam się w salonie, wszyscy porozbijali się na mniejsze grupki i prowadzili iście pijackie rozmowy. Moich uszu dobiegały najrozmaitsze słowa, które w konsekwencji nie miały ze sobą zbyt wiele wspólnego. Rozejrzałam się uważnie po mieszkaniu, a dostrzegając uchylone drzwi balkonowe, ruszyłam w tamtym kierunku. Po drodze zgarnęłam jeszcze ze stolika dwie butelki piwa i uradowana przemknęłam na zewnątrz. Chłód nocy musnął delikatnie moje rozgrzane policzki, przez co na moment zamknęłam powieki, rozkoszując się tym wspaniałym uczuciem. W powietrzu unosił się zapach dymu papierosowego i nie wiedzieć czemu czekolady. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Papierosa? </div>
<div style="text-align: justify;">
Wykręciłam się w stronę, z którego dobiegł mnie męski głos. W samym rogu na fotelu siedział znajomo wyglądający chłopak. Jednak przez ciemność nocy nie byłam w stanie dostrzec w pełni jego twarzy. Zbliżyłam się więc, odkładając na podłogę butelki. Przez chwilę przyglądałam mu się bacznie, by ostatecznie stwierdzić, że ten tajemniczy przystojniak przypomina mi Gary'ego. Ten sam kolor włosów, kształt oczu i szczęki. Ideał każdej Klary Marszał na tym padole łez. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wszystko w porządku? - zapytał, najwidoczniej nie wiedząc, jak odebrać moje, bądź co bądź, nienaturalne milczenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie znam cię. </div>
<div style="text-align: justify;">
Bardzo niemądra Klara. Głupia Klara. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mój nowy znajomy uśmiechnął się jedynie, najwyraźniej wyczuwając jak durną babą jestem. Zważywszy, że większość kobiet nie przejawia predyspozycji do inteligentnych rozmów, moja wypowiedź mogła go jedynie utwierdzić w tym przekonaniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Marcel Kamiński - odparł, podając mi rękę, którą ścisnęłam po chwili. Podczas tego krótkiego kontaktu fizycznego odnotowałam, że jego skóra jego dłoni jest miękka i zarazem szorstka. Po prostu silna i niezwykle męska. Choć doznania te bardziej powodował fakt, iż ów mężczyzna przypominał mi przeklętego Gary'ego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A ty Klara Marszał? </div>
<div style="text-align: justify;">
Po raz kolejny przejął inicjatywę, domyślając się chyba, że tylko idiota liczyłby na w pełni wymiarową odpowiedź. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jestem aż tak sławna?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiał się, pociągając z butelki łyk piwa. Nawet w tym był męski. A ja już pijana. Przekonałam się o tym w momencie, gdy moje spojrzenie lubieżnie oceniało jego łóżkowe możliwości. Naprawdę byłam idiotką, która powinna nosić na głowie worek i udawać stracha na wróble. Wtedy przynajmniej nie zrobiłabym sobie krzywdy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wiem, że bardzo tego pragniesz, ale akurat przechodziłem obok, gdy opowiadałaś historię o wymowie swojego imienia i nazwiska przez Anglików. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To masz papierosa?</div>
<div style="text-align: justify;">
Marcel wyjął z kieszeni paczkę papierosów, racząc mnie jednym z nich. Nie byłam nałogowym palaczem. Właściwie żaden ze mnie nałogowiec, ale poziom wstydu wskoczył właśnie z jedynki na solidną dziesiątkę i nie potrafiłam normalnie opanować swojego roztrzęsienia. Przy przystojnych facetach zawsze traciłam rezon i robiłam z siebie pośmiewisko. Kamiński był tego doskonałym przykładem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span> Siedzieliśmy w milczeniu przez kolejne pięć minut, wydmuchując w ciemność kłęby drażniącego dymu. Blondyn otworzył mi piwo i znowu siedzieliśmy obok siebie, kompletnie nic nie mówiąc. Tak było o wiele lepiej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Podobało ci się w Anglii?</div>
<div style="text-align: justify;">
Cholerny pan pogadajmysłonko. Wzruszyłam ramionami, ostatecznie stwierdzając, że to całkiem neutralny temat. Nie musiałam silić się na uprzejmości, a i on w ostateczności mógł pociągnąć temat swoimi doświadczeniami bądź durnymi pytaniami. Koniec końców stwierdziłam, że być może Marcel wcale nie jest wredną świnią i jego celem nie jest trwałe dręczenie biednej Klary. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Pierwsze cztery miesiące były cudowne, ale potem chyba mi się to wszystko przejadło. Owszem, jest lepiej niż w Polsce pod względem finansowym, ale kiedy nie masz obok siebie przyjaciół to nagle traci to sens. I tak wracam tam na studia, ale to już konkretny cel i marzenie, więc myślę, że tym razem będzie inaczej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Masz tam rodzinę?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Kuzyna z żoną i dzieckiem. Właściwie to zawsze łatwiej mieć tam kogoś. Łatwiejszy start i dodatkowe wsparcie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kolejne pytania dotyczyły miasta, pracy i doświadczeń: lepszych, gorszych i tych najdziwniejszych. Kamiński słuchał mnie uważnie, od czasu do czasu uśmiechając się uroczo. Ogólnie należał do tego typu mężczyzn, których już po dziesięciu minutach znajomości można określić mianem uroczego. A ja byłam typem kobiety, która uwielbia nadużywać tego określenia. Uzupełnialiśmy się więc idealnie. Jedyne co mnie zastanawiało to małomówność mojego towarzysza. Zazwyczaj zadawał pytania, a potem słuchał i gorliwie przytakiwał. Atencja o jakiej marzy każda kobieta! Nie wiem czy to z powodu wypitego alkoholu czy też potrzeby wygadania się, kompletnie zignorowałam absencję Marcela, skupiając się na niedogodnościach swojego angielskiego życia i kilku naprawdę dobrych wspomnieniach. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Najgorsza była samotność. Niby miałam z kim gadać, mieszkałam z Maćkiem i Magdą, ale bywały wieczory, kiedy wydawało mi się, że nic dobrego nie może mnie już spotkać, że wyczerpałam jakiś chory limit. Czułeś się tak?</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak wzruszył ramionami, wyraźnie nie poczuwając się do werbalnej interakcji. Stwierdziłam wówczas, że to najwyższa pora, by zmienić temat i wciągnąć go w wir wspomnień. W końcu byliśmy na urodzinach i dziwnym było siedzenie w kompletniej ciszy i wpatrywanie się w zasypiające miasto. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Skąd znasz Zośkę? - zapytałam niemądrze, przejmując jego rolę. Teraz to ja zadawałam pytania, licząc, że pan niemowa zechce uraczyć mnie jakąś ciekawą historią. Moc alkoholu była nieopisana. Z jednych robiła królów balu a drugich wtrącała w piwnice milczenia. A z Klary Marszał zrobiła poetkę pierwszej klasy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Znajoma z ogólniaka - odparł wymijająco, podsuwając mi kolejną butelkę piwa i papierosa. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tylko tyle? Żadnych pikanterii? </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiał się ponuro, zaciągając dymem. Po chwili dołączyłam do niego, czując jak powoli zaczyna szumieć mi w głowie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Uważasz, że jakakolwiek pikanteria mogła mnie połączyć z Zośką?</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokręciłam głową, przyglądając mu się dłuższą chwilę. Faktycznie Marcel nie był w typie Zośki. Brak zarostu, ułożone, zadbane włosy i czyste ubrania świadczyły na jego niekorzyść. Sienkiewicz nigdy nie spojrzałaby na niego jak na obiekt seksualny. Co poniekąd było bardzo pocieszające. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To co robisz? </div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnął, a potem upił kilka łyków piwa. Z profilu naprawdę przypominał Gary'ego i nie potrafiłam zatrzymać nacierając na mnie uczuć. Nephwick nadal był żywy w mojej pamięci i na dodatek nieustannie idealny. Nawet po całej tej durnej historii, wciąż pałałam do niego beznadziejnym, chorym i absurdalnym uczuciem. Wygląd mojego towarzysza tylko utrudniał tą i tak już fatalną sytuację. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Studiuję informatykę - odpowiedział, jednak i w tym wyczułam coś na kształt niepewności. Tak jakby z jednej strony chciał mi coś wyjawić, ale z drugiej powstrzymywały go wyznawane zasady i inne temu podobne. Istniała również szansa, że byłam pijana już w sztok i każdy gest odbierałam na opak. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To musi być ciekawe. Podziwiam ludzi, którzy znają się na komputerach. </div>
<div style="text-align: justify;">
Roześmiał się. Szczerze i niezwykle ciepło, na co zareagowałam chyba zbyt emocjonalnie. Nagle nad twarzą chłopaka zamigały różowe serduszka, czyniąc go obiektem moich nocnych westchnień. Marcel opakowany w ciało Gary'ego. Choć potem czułam się z tym fatalnie, to w tamtym momencie głęboko wierzyłam, że obok mnie siedzi właśnie on. Moja wielka zakłamana miłość. Kompletnie wyparłam ze swojej świadomości obecność jakiegoś nieznanego mi chłopaka, napawając się moim chorym wytworem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kiedy moje pytania przerodziły się w bełkot, Marcel pomógł mi wstać z podłogi i wsparł mnie na swoim silnym ramieniu. Zaśmiałam się, przylegając do niego. On również szedł chwiejnym krokiem, jednak i tak o wiele stabilniejszym niż mój. Tuż przy drzwiach balkonowych potknęłam się, wpadając prosto w niego. Nasze klatki piersiowe zetknęły się, a twarze dzieliły ledwie milimetry. Nie mam pojęcia kto był pierwszy. Czy ja ze swoim chorym wyobrażeniem Nephwicka czy zaskoczony Marcel. Nasze usta tak po prostu zetknęły się na dłuższą chwilę, oddając przyjemnością chwili. Mój umysł płonął od doznań i obrazów Anglika. W moim chorym przekonaniu, całowałam się z Gary'm a nie z jakimś tam blondasem z imprezy. Czułam jak moje serce wyrywa się z piersi i pragnie pognać w ramiona mojej niespełnionej, brytyjskiej miłości. Chłodny powiew wiatru otrzeźwił mnie na moment, przez co byłam w stanie odsunąć się od mojego towarzysza niedoli. I z przerażeniem odkryłam, że stojącym naprzeciwko chłopakiem jest, o dziwo, Marcel. Marcel, z którym siedziałam na balkonie pół wieczora i który jest cholernie podobny do przeklętego Nephwicka. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ups </div>
<div style="text-align: justify;">
Zdobyłam się tylko na to. Coś co ani nie wyrażało zadowolenia ani złości. Bezpieczna opcja dla chorych psychicznie desperatek. Marcel z kolei patrzył na mnie zaskoczony, jakby nie wiedząc, co właściwie powinien zrobić albo czy w ogóle powinien w cokolwiek się teraz angażować. Naszą niewygodną ciszę przerwał Mikołaj, który nie zważając na mojego nowego kolegę, złapał mnie za rękę, ciągnąc do wyjścia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Miło było poznać, pa! - zdążyłam rzucić na jednym wydechu, podążając za moim supermenem. Pierwszy raz w życiu byłam tak wdzięczna Bazylowi za zabranie mnie z jakiegoś miejsca. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Szukam cię i szukam! Alma jest już na korytarzu, zwijamy się. Krąg zachłannych wszczął awanturę, lepiej wracajmy - dodał konspiracyjnym szeptem, zamykając za nami drzwi. I tak oto bez pożegnania z kimkolwiek opuściliśmy mieszkanie na Broniewskiego dwadzieścia jeden. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Mój powrót bez oporów mogłabym nazwać dreptaniem starego, smutnego żółwia. Uwieszona ramienia Almy, tuptałam powolnie, walcząc z zawrotami głowy. Tak pijana i osłabiona nie byłam już dawno. Autentycznie chciałam umrzeć. Mikołaj naśmiewał się ze mnie, wymyślając jakieś durne przyśpiewki, od których miałam ochotę zwymiotować na jego buty. Zapobiegliwa Amelia uprzedziła jednak moje zamiary, nakazując chłopakowi po prostu się zamknąć. Sto metrów przeszliśmy więc w kompletniej ciszy, wsłuchując się jedynie w jakieś miejskie pohukiwanie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Widziałeś może byłego Anety? - ruda podniosła wzrok na chłopaka, wyraźnie czymś zaniepokojona. </div>
<div style="text-align: justify;">
Miko wzruszył ramionami, co zarejestrowałam spod przymrużonych powiek. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jestem pewna, że o to jej się rozeszło. </div>
<div style="text-align: justify;">
Brunet ponownie wzruszył ramionami, ucinając tym samym domysły swojej ukochanej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- O szo wam chodzi s Anetką? - wydusiłam, zaśmiawszy się uprzednio. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Opowiem ci jak wytrzeźwiejesz. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zanim zdążyłam zaprotestować, Alma zatkała mi usta dłonią, wymuszając tym samym zamilknięcie. W przeciągu kolejnych pięciu minut znaleźliśmy się już w mieszkaniu, gdzie Bazylowie odtransportowali mnie do własnego łóżka. Wieczorek pomogła mi jeszcze ubrać piżamę i w chwilę później spałam już jak zabita, śniąc o idealnie skrojonych ustach fałszywego Gary'ego. </div>
<div>
<br /></div>
mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-5273793741750746932.post-21269757670658902142015-04-07T21:44:00.001+02:002016-01-07T12:43:31.579+01:00#prolog<div style="text-align: justify;">
<i><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>I just don't care if it's real that won't change how it feels</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Co to był za rok! Klara spojrzała z żalem na przepełniony karton, odnajdując wzrokiem notatki z pierwszego roku i długopisy, które wygrała w jakimś durnym, uniwersyteckim konkursie. Jej trzyletni pobyt w Toruniu dobiegł końca i była to najdziwniejsza myśl w całym jej dwudziestotrzyletnim życiu. Nie miała pojęcia, czy jeszcze tu wróci, czy kiedykolwiek zdoła przekroczyć ponownie próg mieszkania na Bema albo czy wyskoczy na szybkie zakupy do Paluszka. Kiedy spędzała rok w Anglii, myślała, że nie będzie miała większego problemu, by pożegnać się z toruńskim rozgardiaszem. Jednak, kiedy urlop dziekański dobiegł końca a ucieczka przed rodzinnym problemem wydała się nieco ją już męczyć, pokornie wróciła do miasta i wpadła jak śliwka w kompot! Choć najpierw upadła a potem utonęła niczym ta biedna śliwka. Zanim jednak dotarła do tego dramatycznego punktu, musiała obgryźć paznokcie, stracić kilka włosów i ostatecznie nabawić się nerwicy. Jednak, pomimo wszystko, nadal uważała, że było warto. Być może był to krótki epizod w jej życiu, ale nauczył ją więcej niż tysiąc innych. Lubiła wracać do ich pierwszego spotkania, które wprawdzie przyniosło wiele wstydu, ale w konsekwencji było dobrą nauczką na przyszłość. Jednym słowem mówiąc (albo kilkoma) poznała mężczyznę i cóż... skomplikowało się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wsadziła pudło do samochodu ojca, wracając ponownie do mieszkania, w którym nadal stała walizka i dwa kartony z książkami. Marszał westchnęła cicho i usiadła między nimi. Alma z Mikołajem prawdopodobnie opalali się teraz na hiszpańskiej plaży, zapewne ubolewając nad jej decyzją. Nieodwołalną, niepodważalną decyzję o studiach na deszczowej wyspie. Jednak to w Anglii, a nie w Polsce miała perspektywy na lepszą przyszłość. Ukończywszy tam ostatni etap nauki, swobodnie mogła podjąć pracę na stanowisku chemika w jakiejkolwiek fabryce. Nie trzymało ją tu więc nic; nic co mogłaby uznać za bardziej istotne. Rodzice rozwiedli się cztery lata temu i z powodzeniem budowali nowe rodziny. Jej młodsza siostra spędzała beztrosko czas w warszawskim mieszkaniu swojego chłopaka, a Alma planowała ślub z Miko, czy istniało więc dla niej miejsce pośród tego porządku? Zresztą, Wielka Brytania była oddalona ledwie o dwie godziny lotu, czyli mniej więcej tyle, ile zajmuje podróż z Torunia do Gdańska, ostatecznie więc odległość ta nie była żadnym argumentem. Był jednak jeszcze ktoś, kto wcale nie podzielał jej entuzjazmu, choć szanował każdą decyzję, którą podejmowała.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Marcel. Jedno imię i setka wspomnień. Radość, smutek, wstyd i ciepło, którego nie była w stanie opisać słowami. Spędzili razem cudowny czas. Na Starówce, która już na zawsze miała być jej toruńską wersją potterowskiej Pokątnej albo Bulwarze Filadelfijskim, gdzie przyglądali się szarawej, brudnej Wiśle. Każde z uczuć zlewało się w jedną całość, wzbudzając w niej ostatecznie wyrzuty sumienia. Podjęła decyzję. Razem ją podjęli, a więc nie waż się jej teraz zmieniać - mruknęła rozdrażniona, biorąc w dłonie dwa kartony. Po chwili w korytarzu zjawił się ojciec, popędzając ją i zabierając ostatnią walizkę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zanim jednak dotarła do tego miejsca i zanim na dobre spakowała swoje rzeczy, miał miejsce rok, który to kompletnie zmienił otaczający ją świat. Tak kompletnie, kompletnie i całkowicie, jakby to ujęła Klara w przypływie entuzjazmu. Zanim okleiła ostatni karton i wyrzuciła niepotrzebne gazety, w jej życiu pojawił się mężczyzna, który nauczył ją cierpliwości i co najważniejsze - pokory. Czyli czegoś, co zostało jej poskąpione w procesie dorastania, bowiem Klara Marszał była typem niepokornym odkąd tylko nauczyła się składać litery w słowa. W jej życiu stał się Marcel - powtarzała Almie, gdy dopadały ją wątpliwości. Ich znajomość zaczęła się... nietypowo czyli tak jak zaczynają się historie wszystkich wielkich romansów. Jednak nie było to ani dawno dawno temu ani tym bardziej za siedmioma górami i lasami. Tylko w Toruniu. Na urodzinach Zośki. W szalenie ciepłą, wrześniową noc w mieszkaniu na Broniewskiego. A uściślając, na jego balkonie. Ich historia zaczyna się więc w szekspirowski sposób, choć ostatecznie niewiele ma wspólnego z dramatem.<br />
<div>
<br /></div>
</div>
mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-5273793741750746932.post-25873611368979592642015-04-02T04:30:00.000+02:002015-06-06T16:43:57.862+02:00#w rolach głównych<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBMrHPePPSX5samUsawN8fNtcTxQo061NYuXoy1EudnQ6-lpsfZ5Qf-eECGbN9bfaTbZf9wgwJyan84mMNdJPw_kR9c54IUlTPGT5klVsENCfTTrb8LucUZn2xFykApWoZ32kU7xLjCJ6q/s1600/large+(1).gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="188" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBMrHPePPSX5samUsawN8fNtcTxQo061NYuXoy1EudnQ6-lpsfZ5Qf-eECGbN9bfaTbZf9wgwJyan84mMNdJPw_kR9c54IUlTPGT5klVsENCfTTrb8LucUZn2xFykApWoZ32kU7xLjCJ6q/s1600/large+(1).gif" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<b>Klara Marszał</b></div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
Mam na imię Klara. Choć ojciec upodobał sobie imię Marcjanna a babcia uważała, że z moim chłopięcym wyrazem twarzy powinno rozważyć się opcję bardziej męską. W konsekwencji Laura Marszał podjęła decyzję sama, zamknięta w łazience wraz ze znienawidzonym kotem Bambusem. Od dziecka jestem cholerykiem i nie potrafię nie rzucać talerzami w stanach emocjonalnego uniesienia. Babcia zrzuca całą winę na mamę, bowiem podczas ciężkich tygodni ciąży co rusz tłukła coś, kompletnie nie zważając na swoje słonie ruchy. W procesie dorastania upodobałam sobie chemię, co ostatecznie doprowadziło mnie do Torunia i pozostawiło na pastwę losu w wydziałowym laboratorium. Do dziś uważam, że chemia podobała mi się tylko ze względu na wujka, który czasami potrafił z niczego zrobić naprawdę ciekawy alkohol. Nie mając jednak na siebie pomysłu wybrałam na ślepo i miasto i kierunek, poddając się w zupełności swojemu niezdecydowaniu. I tak oto jestem tutaj. Rozhisteryzowana i ironiczna (choć od czasu do czasu lubię tryskać sarkazo-jadem). Czyli taka jaką wszyscy kochają mnie najbardziej. </div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdHRDot5dzb7uPdvFS-r44POkrHaRDuYA-KY0XCLV0jPTRoNWb1Xjb0LS-hlR3Z0g1tDMZDJG732-ffZIYxIcUWy09s6HGbvy03vZnK6lBAyXqUZzrcg3kwc03uQZc0L0B8jz-cg4oza9p/s1600/tumblr_n.gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="185" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdHRDot5dzb7uPdvFS-r44POkrHaRDuYA-KY0XCLV0jPTRoNWb1Xjb0LS-hlR3Z0g1tDMZDJG732-ffZIYxIcUWy09s6HGbvy03vZnK6lBAyXqUZzrcg3kwc03uQZc0L0B8jz-cg4oza9p/s1600/tumblr_n.gif" width="400" /></a></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: center;">
<b>Marcel Kamiński</b></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
A to Marcel Melancholik, który ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu nazywa się Kamiński. Choć i z kamieniem można byłoby znaleźć i kilka cech wspólnych, i spokojnie pozostawić go między braćmi skałami. Usposobienie ma zgoła spokojne, choć nikt nie chciałby z nim zadzierać. Raz popełniwszy ten błąd, cierpieć musiałam katorgi przez długi okres. Jego jedyną miłością wydaje się być komputer i związane z nim kable, ale jak sam potwierdza, zdarzało mu się kochać i kobiety (włączając w to mamę i babcie). Jest też maniakiem językowym, o czym na swoje nieszczęście dowiedziałam się zbyt późno. Marcel mówi więc czterema językami, chociaż sam przyznaje, że zdarza mu się gubić własne myśli, nie wspominając już zapominaniu języka w gębie. W ostatecznym rozrachunku Marcel jest mężczyzną, na którego powinno się czekać całe swoje życie i po wszystkim kochać i doceniać na każdym kroku. I pilnować, bo skarb czy nie skarb, nogi ma i potrafi cholernie szybko biegać. </div>
</div>
<div class="" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfYyMMTg3IA2l3sJluxq1msKbQbFuXlgWjDWIxEqSibiS1T37fF91s2bkhKEbT5eaTIaUcw3HyuQi7ZP3JV2vgHntZ34XIepTDKZl-85JpRybQa630nrgqlRdAo2046oWmq3ufWLfphd21/s1600/giphy+(3).gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="190" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfYyMMTg3IA2l3sJluxq1msKbQbFuXlgWjDWIxEqSibiS1T37fF91s2bkhKEbT5eaTIaUcw3HyuQi7ZP3JV2vgHntZ34XIepTDKZl-85JpRybQa630nrgqlRdAo2046oWmq3ufWLfphd21/s1600/giphy+(3).gif" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<b>Amelia Alma Wieczorek</b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Poznałyśmy się w pociągu, gdy jednym srogim spojrzeniem chciała zetrzeć mnie na miazgę. A wszystko za sprawą Mikołaja, który tamtego dnia postanowił pomóc mi z walizką, a ja obdarzyłam go jednym z najbardziej niewinnych uśmiechów. Alma, rasowa zazdrośnica, szybko pokazała mi, jak szybko mogę biec za pociągiem, tym samym oznaczając agresywnie teren. Potem jednak okazała się podzielać moje zainteresowanie snem i patrzeniem w okno. Dołączyła również do mnie, gdy wyśmiałam staroświeckie maniery pewnego czternastolatka, po czym obaliłyśmy wino w zatęchłym przedziale. I tak właśnie zaczynać powinno się przyjaźnie na całe życie, bowiem Amelia jest moją jedyną najprawdziwszą przyjaciółką, która nie boi się spoliczkować mnie, gdy tracę zdrowy rozsądek. Nieco porządnicka i zgryźliwa, ale nadal niezastąpiona. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIsA54tPKYuD38dYORV72pb9j2fQtl_Iry6lZUO05GOc7yahP3AkKlhMW5vBi2KQ65NaVlET1jkuNJwXf4kTBMK-XzV0IQPvAbEjScKLPxJ8XIhFkDeXHqEr88pNzRGFVInlgFqcmIyhfo/s1600/large+(6).gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="160" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIsA54tPKYuD38dYORV72pb9j2fQtl_Iry6lZUO05GOc7yahP3AkKlhMW5vBi2KQ65NaVlET1jkuNJwXf4kTBMK-XzV0IQPvAbEjScKLPxJ8XIhFkDeXHqEr88pNzRGFVInlgFqcmIyhfo/s1600/large+(6).gif" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<b>Mikołaj Bazyl</b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Miko pomimo zewnętrznego zarozumialstwa i wyrazu twarzy rozpieszczonego nastolatka, należy do osób niezwykle uczynnych i przyjaznych. Wystarczy tylko okazać mu godzinę cierpliwości i wysłuchać wywodu na temat współczesnych technologii, by zyskać w nim słuchacza i zarazem taksówkarza. Gdyby czasami utemperować jego tragiczne poczucie humoru i tendencję do rozwieszania skarpetek na wszystkich grzejnikach, okazuje się być lokatorem niemalże idealnym. W swojej niezrównoważonej miłości do Almy jest słodki i niemal rozczulający, choć jako jedyny swoim głupim uśmiechem potrafi doprowadzić ją do rozstrojenia nerwowego (a gotowaniem nawet i żołądkowego!). </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>w rolach (bardzo) dalszych:</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Tomasz Marszał</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Laura Marszał (niebawem Nieckiewicz)</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Apolonia Marszał</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Gary Nephwick</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Zofia Sienkiewicz</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Aneta Latke</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><br /></span></div>
mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5273793741750746932.post-59407152920698358482015-04-01T18:12:00.001+02:002015-04-01T18:48:57.111+02:00# nobody's gonna save my life <div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<a href="http://data1.whicdn.com/images/45829653/large.gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: justify;"><img border="0" src="http://data1.whicdn.com/images/45829653/large.gif" height="166" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
— Wykorzystałeś mnie!</div>
<div style="text-align: justify;">
Przyjrzał się jej uważnie, marszcząc nieznacznie brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>— Zrobiłeś to, by wkurzyć swoją byłą, bohater!</div>
<div style="text-align: justify;">
Otworzył usta, jednak po chwili je zamknął. Co, do cholery, ta choleryczka od niego chciała?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— Posłuchaj, Klara. Nie mam pojęcia, skąd bierzesz swoich informatorów, ale następnym razem radziłbym uważać na słowa. Ty chyba też nie jesteś święta, co?</div>
<div style="text-align: justify;">
Widział jak cała jej pewność siebie ustępuje miejsca zdenerwowaniu, co jedynie utwierdziło go w przekonaniu, że każdy kłamie. Nie pozwolił jej jednak na kontynuację swojego wywodu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>— I to ty mnie pocałowałaś - zauważył z przekąsem, by po chwili pożegnać się chłodno i odejść pośpieszne.</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Mea culpa, ty chamie</i>! - jęknęła Klara, by w końcu zejść z drogi rowerzyście i udać się w kierunku Kopca, gdzie umówiła się z Almą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
*Kopiec - pomnik Mikołaja Kopernika na Starym Mieście</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>INFORMACJE TECHNICZNE </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Miejsce</i>: Toruń, inne miasta/ wsie są miejscami wymyślonymi, zbieżność nazw przypadkowa</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Motyw przewodni</i>: Mark Ronson - <a href="http://www.youtube.com/watch?v=3YPKUlNvTww">Somebody to love me</a></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Napis na belce</i>: Kombajn do zbierania kur po wioskach - <a href="http://www.youtube.com/watch?v=DvXDwgo8TaM">Połączenia</a></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Przedział czasowy</i>: wrzesień 2014 - lipiec 2015</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Częstotliwość publikacji</i>: dopóki piszę withnobody, rozdziały będą pojawiać się tu od wielkiego święta, jako, że nie mam pojęcia, kiedy uporam się z Marcelle, data "stałej" publikacji jest mi nieznana.</div>
<div style="text-align: justify;">
Niektóre słowa, rzadziej wyrażenia, ściśle związane będą z Toruniem. W miarę możliwości będę dodawała pod rozdziałami ich znaczenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Bohaterowie:</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Klara Marszał</div>
<div style="text-align: justify;">
Marcel Kamiński</div>
<div style="text-align: justify;">
Amelia Alma Wieczorek</div>
<div style="text-align: justify;">
Mikołaj Bazyl</div>
<div style="text-align: justify;">
[lista bedzie uzupełniana]</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
mosanehttp://www.blogger.com/profile/15751583405885311545noreply@blogger.com8